JŪSAN

427 37 1
                                    

Kły alfy dalej były w bite w mój obojczyk. Pierwszy raz od tak dawna po moich policzkach popłynęły łzy. Tak długo broniłem się przed połączeniem. Uciekłem od wuja by nie zmusił mnie do połączenia, z wilkiem którego nie chce. Rodzice wiedzieli i nie zmuszali ani nie namawiali mnie do połączenia.

A teraz? Teraz stoję przyparty do ściany własnego pokoju z zębami alfy w mej skórze. Mój wzrok pusto wpatrywał się w ścianę, pod którą stało łóżko. Po policzkach spływały krystaliczne łzy. Zapach mieszał się z zapachem chłopaka. Jego ręką ściskała moje nadgarstki a druga zaczęła delikatnie gładzić mój bok. Zapach ziela unosił się w moim pokoju.

Byłem znów bezbronny, słaby.

Alfa w końcu odsunął się na kilka centymetrów. Chwycił z powrotem mój podbródek i nakierował go z powrotem na swoje tęczówki. Ich kolor nic się nie zmienił. Nagle oderwał mnie od ściany i rzucił na łóżko. Spojrzałem na niego przestraszony. Chłopak podszedł do mnie ułożył się obok n łóżku i przyciągną tak, że zaryłem nosem w jego klatkę piersiową. Otulił mnie szczelnie ramionami i zarzucił na mnie swoją nogę. Spróbowałem odepchnąć się od jego torsu rękoma, lecz to mu się nie spodobało i zawarczał na mnie mocniej mnie przyciskając do swojego torsu. Wypuścił jeszcze więcej swojego zapachu. Niby po to by mnie uspokoić, lecz nie osiągną tego celu.

Od dobrej godziny Shun spał. Mogłem mu się wyrwać lecz po co. Na co mi to. I tak stałem się jego, mimo że tego nie chciałem. Po moich policzkach znów popłynęły słone łzy. Usłyszałem, jak ktoś wchodzi po schodach. Usłyszałem jak drzwi się otwierają. Nawet nie patrzyłem na to kto wchodzi. Usłyszałem głos przyjaciela, smutny, roztrzęsiony głos. Podniosłem na niego załzawiony wzrok.

-Kou? -Powiedział patrząc w moje tęczówki. -Kou masz pusty wzrok czy on? -Zapytał łamiącym się głosem.

-Tak. -Powiedziałem i spróbowałem po raz kolejny wstać. Tym razem mi się udało. -Musimy wyrzucić to zielsko z domu. -Odparł em głosem wypranym z emocji.

-A po tym porozmawiać. -Dodał również nie swoim głosem Marsel.


Perspektywa Marsela


Gdy Kou poszedł pod prysznic ja wróciłem do salonu zastając tam dwie alfy zawzięcie o czymś dyskutujące. Zwolniłem kroku by więcej podsłuchać.

-Jak to powiedział, że nie czuję, że jesteście bratnimi duszami? -Zapytał Shun.

-Kou tak samo powiedział, że nie chce partnera. -Odparł. Oboje westchnęli jakby byli załamani. Ruszyłem w ich stronę po chwili siadając na kanapie i zgarnąłem pilota. Ich wzrok padł na mnie a ponownie ręką Masaru zgarnęła moje nogi i położył je na swoich kolanach. Westchnąłem i nie komentując jego zachowania włączyłem serial.

-Skarbie na co ci te leki? -Zapytał głaszcząc mnie po łydce.

-Cichaj. -Warknąłem zatapiając się w fabule.

-Skarbie odpowiedz. -Powiedział pociągając mnie za nogę tak, że siedziałem na jego kolanach okrakiem.

-Zostaw mnie, albo coś stracisz. -Warknąłem a moje oczy niebezpiecznie błysły czerwienią. Patrzyłem prosto w jego tęczówki, które również błysły czerwienią. 

-Powiesz mi teraz po co ci te leki. -Warknął głosem alfy. Czułem jak czerwień jego tęczówek świdrowała moje oczy. Czułem jak czerwień moich oczu przygasa. Jego dominacja dziwnie na mnie wpływała. Sprawiał, że chciałem mu ulec. Zebrałem się w sobie by mu się postawić.

-Jestem ALFĄ nie OMEGĄ. Twój głos na mnie nie działa. -Warknąłem podkreślając dwa istotne słowa.

-Jesteś tego pewny? -Zapytał kładąc soję dłonie na moich biodrach przyciągając mnie jeszcze bliżej siebie. Usłyszałem pęknięcie szkła po czym poczułem dziwny zapach. Rozejrzałem się jednocześnie odpychając od irytującego mężczyzny. Spojrzałem na Shuna, który patrzył się w stronę kuchni.

-Co to by... -Nie dokończyłem, bo zapach mnie przytłoczył. Zarejestrowałem, jak chłopak wstaje z kanapy i pędem leci na górę. Poczułem, jak mężczyzna popycha mnie na kanapę tak, że leżałem na brzuchu. Rozdarł moją koszulkę i usiadł na mnie okrakiem. -Złaź ze mnie dryblasie! -Warknąłem na niego, ale on nie reagował. - Ej, ej co ty AAAAŁŁŁŁŁAAA! -Krzyknąłem, gdy poczułem jak jego kły wbijają się w mój kark.

Próbowałem się wyrwać, lecz mężczyzna na mnie mocno mnie przypierał do skurzanej kanapy. Mój wzrok zaszedł łzami. Pierwsze łzy spłynęły po moich policzkach i skapnęły na skurzaną kanapę. Podniosłem załzawiony wzrok i spojrzałem w stronę okna. Zobaczyłem tam dwie sylwetki. Jedyne co pamiętam, bo zaraz po zobaczeniu ich straciłem przytomność.



Perspektywa Kou


Po tym jak zeszliśmy na parter do oczu rzuciło mi się ciało leżące na kanapie, które niespokojnie się wierciło. Spojrzałem na przyjaciela, który tylko wzruszył ramionami i pokierował nas do kuchni. Wchodząc do pomieszczenia zapach jaki w niej był prawie mnie ściął z nóg. Szybko zlokalizowałem wybite okno jak i ziele leżące na podłodze.

Szybko podszedłem do okropnego zielska pozbierałem każdy chwast i szybko wrzuciłem do kosza na śmieci po czym wyciągnąłem worek i zawiązałem go. Ruszyłem szybkim krokiem w stronę salonu. Wrzuciłem worek, w którym był tylko ten chwast, całe szczęście wcześniej kazałem wynieść śmieci. Złapałem za zapalniczkę po czym podpaliłem to cholerstwo.

-Otwórz okna trzeba to wywietrzyć. -Westchnąłem, gdy worek się prawie cały spalił.

-Jasne. -Odparł otwierając okna.

Ja ruszyłem do łazienki na dole. Zamknąłem się w niej. Podszedłem do lustra opierając dłonie o umywalkę. Podniosłem spuszczony wzrok spoglądając sobie prosto w oczy. Zobaczyłem w nich to czego się spodziewałem, czyli pustkę. Zaczerwienione oczy lekko opuchnięte. Wyrażały nic, czystą pustkę. Wcześniej były w nich iskierki teraz one zgasły, zniknęły. Opłukałem twarz letnią wodą i opuściłem toaletę.

-Kou myślę, że już tego nie czuć. -Usłyszałem głos przyjaciela z kuchni. Ruszyłem w jego stronę. Chłopak zasłonił kartonem wybite okno dzięki czemu zimno tak nardo nie wchodziło do domu. Zajęliśmy miejsce przy stole. Nasz wzrok spotkał się. Oboje mieliśmy jakby nie swoje oczy.

-Czy on cię? -Zapytałem spoglądając na jego rozdartą koszulkę.

-A on ciebie? -Odpowiedział pytaniem na pytanie również spoglądając na moją koszulkę, z której wystawało ugryzienie formujące się w tatuaż. Krew zabarwiła materiał szarej koszulki jaką na siebie założyłem wychodząc z pokoju.

-Co my teraz zrobimy? -Zapytałem przyjaciela.

-Nie mówimy im? -Zapytał licząc na to, że będzie to najlepsze rozwiązanie a oni się nigdy nie dowiedzą a tatuaże magicznie znikną.

-Marsel oni będą to czuć zapewne już czują. Połączyli się z nami nie tylko ciałem, ale i duszami no jak na razie ciałem nie i z tego się cieszę. Tylko ukrywanie tego nic nie zmieni oni będą czuć do tego tatuaże same nie znikną a nie ma sposobu na złamanie więzi innego niż śmierć twojej bratniej duszy.



Złączeni kajdanami przeznaczeniaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz