-Jasne zapraszam. -Powiedział udając się w stronę szkoły. Ruszyłem za nim zostawiając przyjaciela jak i Shuna w tyle.
Szedłem spokojnym krokiem za wysokim mężczyzną. Każdy nam schodził z drogi. Po niedługim czasie dotarliśmy na salę gimnastyczną. Weszliśmy do niej udając się do kantorka. Po zamknięciu drzwi Oparłem się o ich powłokę a trener o blat biurka.
-Słucham co to za sprawa.
-W sumie to dwie. -Powiedziałem poważnie. -Po pierwsze czy jest możliwość bym nie wiem został może menadżerem drużyny? Chce być blisko koszykówki. -Odparłem.
-Też nad tym myślałem, ale nie zostaniesz menadżerem nie możesz nosić ciężkich rzeczy. Dlatego zostaniesz moim asystentem. Gdy ja nie będę mógł przeprowadzać treningów będziesz ty to robił. -Mówił a ja cieszyłem się jak małe dziecko. -Odpowiada Ci?
-Tak! -Wykrzyczałem zadowolony.
-Zgaduję, że drugą sprawą jest to co masz na szyi. -Odparł spoglądają na mój naszyjnik z malinek jak i znak połączenia na szyi.
-Tak. -Westchnąłem. -Zapewne trener zauważył, że niestety mam partnera. -Przytaknął. -Niestety przez pewne okoliczności i ja i Marsel mamy alfy. Dlatego właśnie przyszedłem w sprawie wycieczki. Masaru alfa Marsela musi z nami jechać, bo chłopak nie może być od niego tak daleko.
-Rozumiem pojedzie jako drugi opiekun. A co do twojego partnera niech zgadnę panicz Shun?
-Tsa. -Po moich słowach zadzwonił dzwonek.
-Dobrze leć na lekcje. Tylko uważaj proszę. -Odparł.
-Jasne. -Zawsze się o nas martwi.
Ruszyłem w stronę sali geograficznej. Nikogo już na korytarzu nie było więc bez problemu mogę kroczyć przed siebie. Po kilku minutach dotarłem do odpowiedniej klasy. Zapukałem po czym wszedłem nie chce mieć u tego profesora przekichane.
-Przepraszam za spóźnienie byłem u trenera. -Powiedziałem. Czułem na sobie wzrok wszystkich osób w klasie.
-Zajmij miejsce chłopcze. -Warknął na mnie nawet nie spoglądając.
Nic nie mówiąc skierowałem się do ostatniej ławki trzy osobowej. Siedzieli już tam Marsel i Shun. Czarnowłosy był wyjątkowo wkurzony. Poznać można to było po jego nadymanych policzkach. Zająłem miejsce pomiędzy nimi a mój wzrok spoczął na przyjacielu. Klasa ukradkiem na mnie zerkała. Zapewne nie tylko malinki są tego powodem, ale i też moja barwa oczu.
-Marsi co się stało? -Zapytałem.
-Sam zobacz. -Warknął podając mi swój telefon. Zobaczyłem wiadomości od jak się okazało Masaru
‘Kotek nudzę się w robocie! Co porabiasz?
‘Marsel czemu mi nie odpisujesz? -Po tej wiadomości wysłał mu swoje zdjęcie jak rozwiązuje krawat. Teraz już wiem, dlaczego się tak wkurza. Masaru ty idioto! Pomyślałem wiedząc, że Marsel nie chce by go od razu traktował jak swojego.
-Marsi?
-Nie będę z tym deklem rozmawiał. -Fuknął a Miko siedzący przed nami się obrócił.
-Co się dzieje? -Zapytał zaciekawiony.
-Mamy taki sam przypadek co twój. -Powiedziałem.
-Czyli kolejna alfa nie rozumiejąca, że niektórzy nie lubią jak się ich traktuje jako swoich nawet bez zapytania o zgodę. -Warknął.
-Tsa wiele jest taki przypadków. -Westchnąłem. -Mimo to Masaru to spoko gość. -Czułem baczny wzrok Shuna na mojej osobie.
-I ty to mówisz? -Zapytali Miko i Marsel.
-Coś w tym dziwnego?
-Owszem nigdy nie przyznajesz, że jakaś alfa nie z naszego kręgu jest spoko. -Odparł blondyn.
-Rozmawiałem z nim ostatnio i zaakceptuje go jako twojego partnera, ale tylko jeśli Ty to zrobisz. -Odparłem patrząc na czarnowłosego. -On naprawdę coś do ciebie czuje.
-Ale... nie wiem no muszę porozmawiać o tym z papą. -Odparł niepewnie.
-Chris może się wściekać, ale go zaakceptuje.
-Znów będzie krzyczał. -Powiedział załamany kładąc się na ławce.
-Pogadamy z nim o tym ne? -Powiedziałem.
-Jakbyś mógł. -Odparł.
Resztę lekcji spędziliśmy na krótkich rozmowach. Shun cały czas był przy nas, lecz mało się odzywał. Czasem jak jakiś alfa się o mnie zbliżał to warczał, ale mnie do siebie nie przyciągał czy nie obejmował. Byłem mu wdzięczny, że rozumiem, iż kontakt fizyczny jest dla mnie ciężki. Cieszę się, że rozumie i to nawet bardzo się cieszę. Widziałem, jak że sobą walczył.
Tak jak Masaru powiedział przyjechał po nas po szkole. Razem z Marselem zajęliśmy tylne siedzenia. Chłopak nawet się z nim nie przywitał tylko siedział naburmuszony. Tak mężczyzna zasypywał go wiadomościami sprawiając, że jego telefon ciągle wibrował co alfę niezmiernie wkurzało.
-A on co taki zły jak osa? -Zapytał patrząc na chłopka w lusterku.
-Pff! -Fuknął jak tylko ich oczy się spotkały.
-No jakbyś nie wiedział. -Westchnąłem na głupotę alfy.
-A co ja takiego zrobiłem? -Zapytał.
-Przesadziłeś z wiadomościami. -Odparł Shun.
-He?
-Nie ważne to i tak nie o to chodziło. -Odparłem. Resztę drogi przebyliśmy w ciszy.
-Marsel nie obrażaj się na mnie no! -Zawył Masaru gdy przekraczaliśmy próg domu.
-Kou już jesteście! -Usłyszałem radosny głos mamy.
-Tak. -Odparłem a wszyscy skierowaliśmy się do salonu. Jakie było moje zdziwienie, gdy zastaliśmy w nim fioletowo włosego mężczyznę, który nawet gdy siedział był naprawdę wysoki. Barczysty mężczyzna o niezwykłych oczach. Zapuścił z tego co widzę brodę. Gdy tylko Marsel go zobaczył rzucił się wręcz na niego. Mężczyzna w ostatniej chwili złapał chłopaka.
-PAPA! -Zawołał zadowolony.
-Stęskniłem się synku. Kou co tak stoisz? -Zapytał odchylając jedno ramię długo nie musiał czekać aż na niego wskoczyłem. Może i boje się dotyku, ale on mi nic nie zrobi.
-Chris. -Powiedziałem wtulając się w mężczyznę.
-Tęskniłem chłopcy! Dawnośmy się nie widzieli Kou.
-Może dlatego, że ktoś sobie pojechał na zlecenie? -Zapytałem wrednie schodząc z mężczyzny razem z przyjacielem.
-Ano to nie moja wina! -Bronił się.
-Powiedzmy. -Westchnąłem. Wzrok mężczyzny padł na dwie alfy za nami. Jego tęczówki pociemniały.
-To są te ciule!? -Ryknął a ja widziałem jak Marsel się kuli i zaczyna drżeć. Złapałem mężczyznę za koszulę i pociągnąłem w dół by zrównać nasze spojrzenia.
-Choć no na chwilę. -Warknąłem.
-Co ja zrobiłem? -Pytał, gdy ja go ciągnąłem na zewnątrz. Zamknąłem za nami szklane drzwi. Odwróciłem się w jego stronę po czym strzeliłem mu w pysk z otwartej dłoni.
-Ile razy mam Ci powtarzać durniu jeden, że masz nie krzyczeć w obecności własnego syna! -Wywarczałem wściekły. -Ile razy mam Ci durniu tłumaczyć? Ile razy mam cię upominać? Ile razy mam Ci mówić byś się ogarną i nie krzyczał? Ile mam powtarzać, że on się boi krzyku? -Z każdym moim słowem mężczyzna się kurczył. Gdy na mnie spojrzał jego wzrok był jak szczeniaczka.
-Przepraszam Kou. -Powiedział.
-Nie mnie masz przepraszać a syna dupa w troki i już! -Warknąłem lekko podnosząc ton swojego głosu. Otworzyłem drzwi przez które przeszedł.
-Idę. Naprawdę jesteś jak moja żona.
-Przecież z tego co mówiłeś to Karla była gorsza ode mnie. -Uśmiechnąłem się. -A ja nie pokazałem całego potencjału.&&&&&&&&&&&&&&&&&&&&&&&&&&&&&&&&&&&&&&&&&&&&&&&&&&&&&&&&&&&&&
Chris
CZYTASZ
Złączeni kajdanami przeznaczenia
Romance~Uciekałem ile sił miałem w swoich drobnych łapkach. W duchu dziękowałem i zarazem strasznie się zamartwiałem o mą opiekunkę. Może i miałem piętnaście lat, ale na ślub jest zdecydowanie za wcześnie. Oczywiście to nie interesowało alfy stada, który k...