JŪICHI

459 45 1
                                    


Perspektywa Shuna

Po kolacji Marsel zabrał na prośbę Kou chłopca by go umyć i położyć spać. Masaru jak piesek poleciał za nim, co niezbyt spodobało się alfie. Słychać było jego powarkiwania i sarkastyczne komentarze. Ja za to zostałem z moim małym skarbem, który właśnie kończył układać naczynia do zmywarki. Obserwowałem każdy jego ruch opierając się o ścianę w kuchni.

-Marsel idę do lasu zajmij się Maxem!

-Zaraz po co on idzie do lasu? -Spojrzenie Kou momentalnie wylądowało na mojej osobie.

-Nie powinno cię to obchodzić. -Żachnął się.

-Jasne stary! Wynocha z kibla!

-Czy ja to powiedziałem nagłos? -Zapytałem sam siebie
.
-Tak. -Powiedział biorąc że sobą wiklinowy koszyczek z dolnej szafki, dzięki temu wypiął się a ja mogłem podziwiać jego krągły tyłeczek.

Perspektywa Kou


Po kolacji posprzątałem po naszej piątce i Zgarnąłem mój ukochany koszyczek by udać się po zioła jakie mi będą potrzebne. Czułem na sobie wzrok Shuna a w szczególności na swojej pupci. Postanowiłem jeszcze zabrać kilka fiolek do których schowam poszczególne zioła.

Otworzyłem górną szafę, w której trzymam wszystkie szklane fiolki. Zgarnąłem jakieś pięć do koszyka. Odstawiłem na blat koszyk by założyć na siebie bluzę wiszącą na krześle.

-Widzę, że już podkradasz moje ciuchy. -Usłyszałem głos za siebie należący do Shuna.

Nawet nie komentowałem jego wypowiedzi tylko nałożyłem kaptur na głowę, zabrałem koszyk i wyszedłem tylnym wyjściem. Ruszyłem w stronę furtki w naszym ogrodzie, która prowadzi prosto na ścieżkę w głąb lasu.

Muszę się zapuścić głęboko w las by znaleźć interesujące mnie zioła. Muszę też nabrać wody ze źródełka znajdującego się na małej polance. Woda wydobywa się tam, że skałek tworząc mały wodospad. Woda jest niezwykle czysta, krystalicznie czysta.  Staram się nie zwracać uwagi na zapach wydobywający się z ubrania. Las świeżo po deszczu i cytryna niezwykły, uspokajając, piękny, ale też niesamowicie mnie drażniący.

Za mną w krok w krok szedł alfa. Jedynym plusem było to, że idziemy w ciszy i mogę się skupić, gdzie mam iść by zdobyć odpowiednie zioła do leku dał Marsela. Wiem na pewno, że będę potrzebować wilczego ziela w małej ilości. Jest on dla nas zabójczy, ale gdy wie się jaką część użyć i ile jest naprawdę bardzo leczniczy. Pokrzywa zwyczajna będzie mi potrzebny w większej ilości tak samo mniszek lekarski, mięta pieprzowa oraz lipa drobnolistna.

Podczas drogi na polankę zauważyłem lipę drobnolistną. Dlatego zbaczam z dróżki i ruszam prosto w stronę drzewa. Jak na złość interesujące mnie liście są zbyt wysoko. Odkładam więc koszyk by zaraz zacząć podskakiwać by tylko zerwać te listki. W trakcie przygotowywania się do skoku czuje jak znajome już mi dłonie znajdują się na moich biodrach.

-Co ty wyprawiasz? -Pytam się, gdy Shun podnosi mnie tak, że siedziałem mu na ramieniu.

-Widzę, że nie dosięgasz mały. -Odpowiedział flirciarskim tonem głosu. Stwierdzam, że dalsza konwersacja z tym osobnikiem nie ma racji bytu więc nie będę z nim dalej rozmawiać.

Udało mi się zdobyć te listki, które chciałem. Zakomunikowałem chłopakowi żeby już mnie odstawił co też uczynił. Schowałem liście do odpowiedniej fiolki. Wszytko gotowe więc wracam na ścieżkę. Resztę wiem, że znajdę na polance.

Po około dziesięciu minutach ciszy dotarliśmy do celu. Odsłoniłem gałąź ukazując moim czerwonym oczom przykrych niebieskimi soczewkami niezwykły widok. Zawsze jak tu przychodzę zapiera mi dech w piersiach. Niezwykła polana, cudowne światło słoneczne przedzierające się przez korony drzew, niezwykły odcień zieleni trawy, kamyczki wokół źródła w najpiękniejszych odcieniach szarości i brązu oraz niezwykła krystaliczna woda. Pełno tu kwiatów jak i ziół a w najgłębszym zakamarku wilcze ziele, które czuć dopiero gdy dojdzie się do źródełka.

-Jak tu pięknie. -Zachwycił się alfa. -Idealne na oświadczyny skarbie. -Powiedział przyciągając nie do swojego boku. 

-Zostaw mnie mam pracę do zrobienia. -Warknąłem wykręcając się z jego uścisku.

-Cały czas się zastanawiam po co ci to wszystko? -Zapytał, gdy przykucałem by zebrać miętę pieprzową.

-Po co ci to wiedzieć. -Mówiłem zbierając gołymi rękami każdy listek.

-Bo mnie to zastanawia. Zwykle omegi nie latają po jakieś listki. -Zastanowił się chwilę po czym kontynuował a ja dalej zbierałem tylko teraz pokrzywę zwyczajną. -W sumie to nigdy nie widziałem by jakąkolwiek omegą latała po jakieś listki do lasu. -Jego słowa bardzo mnie zdziwiły. W końcu każda Luna stada powinna mieć tą umiejętność. Wiele omeg w moim poprzednim stadzie umiało wykonywać większość lekarstw. W tym stadzie ją omegi zielarze i to one uczą inne omegi chcące się nauczyć tej umiejętność. 

-Twoja mama nie robi leków? -Zapytałem lekko zdziwiony zbierając mniszek lekarski.

-Nie nikt oprócz farmaceutów nie robi leków, ale oni to no wiesz zwykłe tabletki. -Odpowiedział patrząc mi w oczy, gdy wstałem z ziemi. Jego oczy świdrowały moje.

-To dziwne, bo Luny stad powinny potrafić wykonać chociaż najprostsze leki. -Odparłem udając się w stronę wody.

-Powinny?

-Tak to jedna z podstawowych umiejętności Luny.

-Czyli ty już jesteś gotowy by zostać Luną naszego stada. -Odparł zadowolony.

-Ja nigdy nie będę Luną żadnego stada, bo nie posiadam i nie będę posiadał Alfy. Nauczyłem się tego by pomóc bratu i jego wybrankowi. -Powiedziałem sprawdzając stan buteleczki.
  
-Ale jak to? Nie czujesz, że twój przeznaczony jest blisko ciebie? -Zapytał zdziwiony.

-Podobnież poznam gdy pod postacią wilka się spotkamy, ale nawet w tedy nie będę chciał połączenia, i nie obchodzi mnie legenda. -Odparłam udając się w stronę wilczego ziela. Alfą szedł za mną, lecz gdy tylko poczuł truciznę od razu przyciągnął mnie do swojego torsu tak, że zaryłam w niego nosem. Odepchnąłem się dłońmi od jego umięśnionego torsu i spojrzałem spod byka. -Czemu to zrobiłeś?

-Idziesz prosto w stronę trucizny.

-Wiem to idioto. -Westchnąłem wyswobadzając się z jego uścisku kierując się ponownie w stronę rośliny. Wysunąłem pazury prawej dłoni i jednym szybkim cięciem odciąłem najniższy listek, który od razu zgarnąłem do fiolki.

-A jaka to legenda? -Zapytał, gdy na powrót stanąłem obok alfy.

-Szła tak. -Wziąłem głęboki wdech i zacząłem recytować słowa przepowiedni.


„Za życia rozdzieleni.
Po śmierci Złączeni.
Ukochany mój tyś zabrany.
Ty zaś czekałeś, szukałeś.
Góry i lasy przebrnąłem.
Przez lata w złotej celi wyczekiwałem.
Gdy już znalazłem.
Gdy już przybyłeś.
Ten co cię zabrał odebrał mi cię.
Gdy już w twych ramionach się znalazłem.
On cię zabił.
Konałem w twych ramionach.
Po twej śmierci on i umarł z mych rąk skazany.
Po śmierci Obudziłem się w twych ramionach.
Żyć bez ciebie nie mogłem, więc umarłem by być z tobą.
Kochany za tysiąc lat.
Odrodzimy się jako nasi potomkowie.
Jeden z nas będzie od początku wiedział, że jesteśmy przeznaczeni sobie.
Drugi zaś pozna po wilczej formie.
Tak się poznamy.
Tak się pokochamy.
Będziemy razem, odnajdziemy się.
Już na zawsze razem.”

Złączeni kajdanami przeznaczeniaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz