-Wiesz co przypominasz mi pewnego chłopaka. Nawet macie podobnie na imię. Niestety zraniłem tego chłopca i dopiero po czasie zrozumiałem jak bardzo go zraniłem. -Mówił a jego głos był dziwny.
-Musiało się zapewne stać coś, skoro zarozumiały dupek zrozumiał swój błąd. -Warknąłem w jego stronę by zaraz odwrócić wzrok i krzyknąć. -TRENERZE TENZO CO TO ZAOBIJANI SIĘ!
-Kou no!
-Trenerze Kou to demon nic nie wskórasz. -Powiedział Miko.
-Miko dodatkowe pięć kółek!
-I po co ci to skarbie było?
-Zack również! -Warknąłem.
-Trochę a nawet bardzo mi go przypominasz. -Usłyszałem głos alfy.
-Doprawdy? -Warknąłem.
-On też mnie nienawidził. Tylko tego nie okazywał. Jedynie patrząc w jego oczy widziałem pustkę spowodowaną bólem oraz nienawiścią do mnie. Po stracie przyjaciół zająłem się ich synem. Każdy w watasze kto tylko go spotkał pokochał go i chciał by był naszą Luną. Byłem w tedy innym człowiekiem. Nie zważałem na to, że go krzywdzę. To nie było dla mnie istotne. Przestój do pościłem do niego taką kanalię. A gdy uciekł zrozumiałem, że przeze mnie. Mam tylko nadzieję, że żyje gdzieś szczęśliwie. -Prychnąłem na jego słowa na co zwrócił na nie wzrok.
-Podobnież nie żyje. -Warknąłem.
-Coś musiałem powiedzieć ludowi.
-I kłamstwo było najlepszym wyjściem? -Zapytałem z jadem w głosie.
-Oczywiście. Dziwię się jak taka mała omega może mówić do alfy stada takim tonem głosu. -Westchnął a mi w tej samej chwili zadzwonił telefon. Wyciągnąłem go z kieszeni by odebrać połączenie wideo od rodziców. Czułem, że alfa się przygląda co robię.
-Co się stało co tata znów zrobił? -Zapytałem od razu po odebraniu.
˜No wiesz synek by tak od razu zakładać, że to ja coś zrobiłem!
-Standardowo, gdy wielki alfa watahy coś odwali to do mnie dzwonicie bym to naprawia. Więc pytam się co tym razem?
˜Masz rację kochanie. -Odezwał się mama. -Chodzi o to, że twój tata em... jakby to powiedzieć...
-No wyduś to z siebie.
˜ROZMAWIAŁEM Z SHUNEM CZEMU NAM NIE POWIEDZIEŁEŚ ŻEŚ W CIĄŻY! -Wydarł się ojciec na co ja myślałem, że tego alfę zabije.
-Wybaczcie na sekundę. -Powiedziałem wchodząc po schodach po czym otworzyłem drzwi i wydarłem się na całą rezydencje. -SHUN PSIE DO NOGI I TO RAZ!!! -Wróciłem na byłe miejsce by jeszcze przypilnować te cioty. -Kiedy on do was dzwonił?
˜Jakieś dziesięć minut temu. -Odparł mama.
-Skarbie coś się stało? -Zapytał Shun schodząc po schodach.
-Wybaczcie, ale o tym porozmawiamy, jak wrócę do domu. Mam przygotować tych idiotów do treningu po za tym skopać komuś dupę za pewną rzecz.
˜No dobrze, ale cię ta rozmowa nie ominie!
˜Załaszcza, że Max już chce zobaczyć twoje bubu!
-Czy wy jemu też powiedzieliście? Nie wróć czy ty tatusiu kochany oznajmiłeś to już całej watasze!?
˜Pa kochanie! -I się rozłączył dupek jeden.
-Shun masz dziesięć sekund na ucieczkę nim wezmę patelnie i cię nią zaciukam! -Warczałem wściekły chowając telefon do kieszeni.
-Ale skarbie? -Bronił się.
-Idę po patelnie masz dziesięć sekund. -Warknąłem a ten przełknął gule w gardle.
-Zupełnie jak ja i mój mąż. -Odparł mój wuj na co nie zwróciłem uwagi.
Ruszyłem szybkim krokiem w stronę kuchni. Dobrze wiem, gdzie owe pomieszczenie jest. Za mną jak piesek szedł Shun starając się mnie jakoś udobruchać. Nic jednak mu nie pomoże. Wszedłem więc do kuchni, w której stał Misu patrząc na mnie zdziwiony. Podszedłem do szafki, gdzie zawsze były patelnie. Przynajmniej w tedy gdy udawało mi się z opiekunką przedostać do kuchni.
-Kou coś byś potrzebował? -Zapytał ciepło. Po prostu go zlałem. Wiem co chce i wiem, gdzie to jest. Otworzyłem szafkę wyciągając dość sporą patelnie.
-Skareczku mój kochany przepraszam najmocniej, ale chciałem by Twoi rodzice wiedzieli o naszym dziecku tak samo jak moi. -Mówił, gdy ja się odwracałem w jego stronę z wyraźnym wkurzeniem na twarzy.
-Dlatego zadzwoniłeś do moich rodziców dobrze wiedząc, że mój ojciec jest największą plotkarą całej watahy? Dobrze wiedziałeś, że ten alfa pierwsze co zrobi to poleci wydać, jak on to mówi dekret, bo jego synuś przyszła Luna stada Sakcośtam ma urodzić dziecko! -Wydarł em się na niego idąc pomału w jego stronę. Chłopak za to zaczął się cofać.
-No nie chciałem skarbie odłóż patelnie już raz z niej dostałem nie chce powtórki!
-Twoje dziesięć sekund minęło! -Warknąłem ruszając w jego stronę.
-Skarbie! -Wydarł się ruszając do ucieczki.
Wybiegł z kuchni a ja biegłe za nim. Minęliśmy w progu alfę watahy który aż stanął i się nam przypatrywał. Wybiegliśmy z rezydencji a drużyna nam się przyglądała z tego co zauważyłem. Biegłem za chłopakiem pomimo bólu w kolanie. Ściskałem w dłoni swoją broń. Alfa skręcił, lecz ja nie wyrobiłem i wbiegł w czyjeś ciało. Poczułem silne znajome ramiona płatając się wokół mojej tali. Pomiędzy mną a nim była patelnia więc miałem jakąś przestrzeń. Podniosłem wzrok napotykając te znienawidzone zielone tęczówki i czarne rozwiane włosy.
-Skarbie znalazłem cię. -Odparł a mnie przeszły dreszcze strachu. W oczach znów pojawiły się łzy oraz pustka. Jego twarz zaczęła się zbliżać do mej więc jak najszybciej zasłoniłem się patelnią przez co w nią uderzył z impetem. Na szczęście mnie puścił a ja gorączkowo rozejrzałem się w poszukiwaniu Shuna stał niecałe dwa metry od nas z wkurzeniem na twarzy. Rzuciłem na ziemię patelnie po czym jak najszybciej schowałem się za alfą.
-Kim ty kurwa jesteś i czemu przystawiasz się do mojego narzeczonego! -Warczał przez zaciśnięte zęby. Zauważyłem, że zrobiło się zbiorowisko. Wszyscy z drużyny nam się przyglądają oraz z mojej klasy. Wuj z mężem też.
-Kou! -Usłyszałem Marsela i zobaczyłem, jak biegnie moją stronę a za nim Masaru. Byłem wtulony w plecy alfy, ale ten ruszał się w stronę tego potwora. Wpadłem w ramiona przyjaciela patrząc jak Masaru i Shun stają w pozycjach obronnych przed nami.
-Twoim narzeczonym! Koushiko jest moim narzeczonym i moją omegą! -Warczał wściekły. -Kou marsz do mnie. -Mówił głosem alfy a ja cały drżałem moje ciało było sparaliżowane a omega wyła. -Powiedziałem coś! -Moja omega wydał z siebie pisk co bardzo wkurzyło Shuna gdyż ten zaczął groźnie warczeć na Darlasa.
-DOŚĆ TEGO! -Ryknął mój wuj na co jeszcze bardziej zacząłem się trząść. -Powiedziałem Ci, że już nigdy nie zbliżysz się do tego chłopaka. A możesz być pewnym, że jeśli spróbujesz własnoręcznie cię zabije.
-Obiecałeś mi go.
-Gdybyś okazał się jego wart. Zresztą gdybyś nie zauważył ma już swoją alfę a nawet jest ciężarnym.
-Ta mała dziwka się pościła z kimś innym!
Zdążyłem tylko zobaczyć, jak wuj rzuca się na niego pod postacią jasnego wilka. Słyszałem ryki, warkoty. Czułem unoszącą się krew, lecz nie patrzyłem w ich stronę. Wtulałem się w ciało przyjaciela czując jak wiatr wieje, lecz przecież go nie było. Przynajmniej tak silnego. Warkoty jakby się rozmnożyły a wokół mnie poczułem jakby była cała armia. Oderwałem twarz od torsu przyjaciela po czym się rozejrzałem. Wokół nas była całą drużyna koszykarska łącznie z trenerem. Każdy mnie bronił na czele z Masaru. Za to Shun i wuj stali nad powalonym wilkiem. Jedyne o czym teraz myślałem to o to bym znalazł się w ramionach Shuna. Odsunąłem się od przyjaciela po czym łamliwym i słabym głosem powiedziałem.
-Shun? -Czarny jak noc wielki wilk jak na zawołanie zwrócił się w moją stronę. Na jego czole był biały księżyc tak jak u mnie tylko, że mój jest czarny. Warcząc zaczął się do nas zbliża a ja po prostu padłem na kolana czekając aż podejdzie. Wilki wokół mnie przepuściły alfę a gdy tylko był na tyle blisko rzuciłem się na jego szyję wtulając w jego czarną sierść. -Zabierz mnie do pokoju proszę. -Powiedziałem na co on tylko skinął głową i wskazał na swój grzbiet. Podniosłem się z klęczek po czym ułożyłem na jego grzbiecie wtulając się w niego alfa ruszył w stronę domu po drodze warcząc, gdy ktoś chciał się do nas zbliżyć.
Perspektywa Marsela
Naprawdę się cieszyłem, gdy wszyscy z drużyny stanęli w obronie Kou. Wiedziałem, że oni kochają go nie tylko jak przyjaciela czy brata, ale jako przywódcę. Wiem, że będzie dobrą Luną i cieszę się, że tak bardzo zależy Shunowi na nim. Podczas całego zdarzenia niezwykle się bałem. Gdy tylko na chwilę zamknąłem oczy już nie byłem sobą.
Ale teraz nie o tym. Widziałem jak Masaru przemienia się powrotem w człowieka i na szczęście miał na sobie bokserki. Spojrzałem na alfę watahy który wywalał za bramy tamtego potwora. On też już był w człowieczej formie. Ruszyłem w stronę alfy tej watahy, po drodze podnosząc patelnie by po chwili mi nią przyłożyć z całej siły.
-To twoja wina, że moja mama tyle przeszła! -Wykrzyczałem przez łzy.
-Jak to mamie? -Zapytał a ja chciałem mu jeszcze raz przywalić jak tak może nie widzieć nic o mamusi! Gdy już się zamachiwałem kolejny raz moja dłoń została złapana przez mężczyznę stojącego za mną.
-Skarbie, ile latek mamy? -Zapytał na co ja się trochę zastanowiłem po czym powiedziałem.
-Jedenaście a co? -Zapytałem patrząc na niego zdziwiony.
-Znów się boisz i blokujesz. -Odparł przytulając się do moich pleców. -Odłóż patelnie proszę.
-Ale to przez tego dziada mama cierpiał a papa i jego rodzice dniami i nocami siedzieli przy nim. Przez niego płakał, przez niego się bał, przez niego nie cierpi alf i tylko mnie, papę i swojego tatę tolerował na tyle by choć pozwolić nam się przytulić. Ale i tak był na tyle silny by mi pomagać a ja nawet nie wie, jak mam to zrobić. -Mówiłem a łzy szczypały moje oczy.
-Marsel skarbie spokojnie.
-Wiem, że go zraniłem nawet nie wiesz jak bardzo tego żałuję. -Odparł ten blond włosy alfa.
-Co? -Zapytałem nie rozumiejąc już go.
-Zrozumiałem to za późno mam jednak nadziej, że kiedyś mi wybaczy.
-Wybaczył błąd jaki popełnił Shun. Być może i tobie wybaczy. -Odparł Masaru po czym wziął mnie na ręce i udał się w stronę domu.
-JA JESZCZE NIE SKOŃCZYŁEM!
-Już dosyć mały.
-Ale! Jeszcze ma coś do.... -Miałem się dalej wykłócać, lecz zatkał mi usta pocałunkiem. Jego wargi były niezwykle delikatne, całował delikatnie a mi strach jaki odczuwałem wyparował a ja wróciłem do obecnego siebie. Czułem gorąc na policzkach i zawstydzenia, a gdy oddałem lekko pocałunek zawstydzenie wzrosło.
-Już spokojnie. -Powiedział a ja lekko się speszyłem po czym wtuliłem w jego tors.
CZYTASZ
Złączeni kajdanami przeznaczenia
Romance~Uciekałem ile sił miałem w swoich drobnych łapkach. W duchu dziękowałem i zarazem strasznie się zamartwiałem o mą opiekunkę. Może i miałem piętnaście lat, ale na ślub jest zdecydowanie za wcześnie. Oczywiście to nie interesowało alfy stada, który k...