-Kou! -Usłyszałem krzyk Shuna, którym wybudził mnie z przeszłości.
-Tak? -Zapytałem nie wiedząc o co chodzi. Poczułem, jak szarpie moją ręką i teraz dopiero mój wzrok padł na moją doń będącą pod gorącą wodą. Moja dłoń była pokryta czerwienią.
-Co się stało skarbie? -Zapytał niby z troską alfa.
Zobaczyłem kontem oka jak Marsel podnosi się z krzesła. Spojrzałem na niego pustymi oczyma. W jego oczach widziałem, że ten stan mu już przeszedł. W jego oczach widziałem troskę i zmartwienie. Podszedł do mnie i ułożył swoje dłonie na moich ramionach. Gdy po moim policzku popłynęła kolejna łza a ja zdałem sobie sprawę, że od dłuższego czasu płynęły po moich policzkach. Przyciągnął mnie do siebie wtulając w swój tors. Podniósł mnie a ja oplotem nogi wokół jego bioder. Kiedy jego dłoń dotknęła mojej pupy wzdrygnąłem się.
-Przepraszam Kou, tylko poprawię cię dobrze? -Przytaknąłem na jego słowa głową. Usiadł ze mną na krześle po czym wytarł moje policzki. -Hej Kou co się stało?
-Nic. -Odparłem a mój głos się załamał.
-Ej mały czy ty znów wróciłeś wspomnieniami do dnia twych urodzin? -Zapytał a ja wzdrygnąłem się.
Owszem to co się wydarzyło było w moje urodziny. Nie chciałem pamiętać tej daty, dlatego nie obchodzę urodzin a w papierach mam napisany tylko rok urodzenia. Nikt po za Marselem nie zna tej cholernej daty. Nie chcę by ktoś poznał tą datę. Chcę o niej zapomnieć a chłopak wie, dlaczego, wie też poniekąd jak się czułem. Wie, dlaczego tak naprawdę uciekłem.
Nagle prze oczami nie miałem przyjaciela a Darlasa. Przerażenie momentalnie ogarnęło moje ciało. Czym prędzej się od niego odsunąłem spadając na podłogę. Cofałem się po podłodze, aż nie napotkałem plecami szafki. Gdy Darlas wstał ją krzyknąłem.
-Nie! Nie pod choć!
-Kou co ty widzisz? -Zapytał zatrzymując Shuna. -Kogo widzisz?
-Darlas proszę... nie. -Wyszeptałem a po policzku popłynęły łzy.
-Boże. -Widziałem, jak łapał drugą alfę. -To wszystko twoja wina! Przysięgam, jak ojciec przyjedzie nie żyjesz!
-Blacysek? -Zapytał podchodząc do mnie Max. Wyczułem jak morska bryza i ziemia wypełniają powietrze. Spojrzałem na niego widząc jego zmartwione oczy. Zgarnąłem brata w ramiona i zapewniłem.
-Wszystko jest dobre. Nic mi nie jest. Jest dobrze. -Zapewniałem go.
-Kou aby te słodkie kłamstwa były prawdą. -Usłyszałem szept przyjaciela. Jego oczy mówiły jedno nie wierze ci.
Perspektywa Marsela
Po zachowaniu Kou w kuchni wszyscy z niej zostaliśmy wygonieni tylko Max został jako jedyny. Shun po krótkiej rozmowie z kuzynem wyszedł z domu. Ja za to siedzę w pokoju „swoim” pokoju.
Po raz kolejny Kou nawiedziły te mroczne wspomnienia. Myślałem, że już nie będą go nawiedzać. Ostatnim razem nawiedziły go niecały miesiąc po naszym spotkaniu. Od tamtego czasu nie miał tych wspomnień. Ale jeszcze nigdy nie widział we mnie tego mężczyzny.
-Nad czym tak rozmyślasz? -podskoczyłem na łóżku słysząc głos alfy. Spojrzałem w stronę głosu. Alfa opierał się o ramę drzwi. Ręce miał założone na piersi przez co jego mięśnie były lekko napięte.
-Nie twój interes. -Westchnąłem podkulając nogi.
-Chodzi zapewne o zachowanie Kou prawda? -Zapytał ruszając w moją stronę. Zajął miejsce obok mnie.
-Może. -Westchnąłem.
-Możesz mi powiedzieć co cię trapi. Może będę umiał pomóc.
-Nie wierzę, że się ci zwierzę. Gdyby był tu mój ojciec wiedział by co zrobić. -Westchnąłem. -Chodzi o to, że Kou przeszedł wiele. A to jak zachowuje się twój kuzyn nie pomaga mu tylko bardziej szkodzi.
-Czemu?
-Jego biologiczni rodzice zmarli gdy miał sześć lat. Od tego czasu opiekował się nim wujek przyjaciel rodziny. Kou nie mógł opuszczać posiadłości. Przez lata był odcięty od świata. Zamykany w pokoju. Zero przyjaciół, zero miłości, zero wszystkiego. Miał tylko książki i piłkę do koszykówki. Dlatego tak kocha kosza. On był jedynym co pamiętał. Jego tata uczył go grać. Gdy miał czternaście lat pierwszy raz spróbował uciec. Miał cztery próby. Po czwartej został przeniesiony do małego pokoiku z łazienką i kratami w oknach. Nie mógł nigdzie wychodzić. Do kostki miał przyczepiony łańcuch. Pokój bez klamek, a on zawsze zamknięty na klucz. Siedział tak przez pół roku.
-Boże. Jak tak można? -Zapytał niedowierzając.
-Kiedy był dzień jego piętnastych urodzin jego wuj przyprowadził czwartego w tym miesiącu kandydata na męża. Darlasa hrabię z ich watahy. Zostawił ich samych zamykając na klucz na godzinę. Podczas tej godziny alfa pięć razy wykorzystał Kou.
-Co? -Zapytał zszokowany.
-Później przez trzy miesiące przychodził i regularnie go wykorzystywał. Kou w końcu powiedział o tym opiekunce i podczas święta Yony pomogła mu uciec. Właśnie w tedy trafił do tej watahy.
-Boże święty. -Powiedział tylko po czym mnie przytulił. O dziwo nie chciałem się wyrywać jedynie wtuliłem się w jego ciało. Wiem, że po jakimś czasie zasnęliśmy wtuleni w siebie.
Perspektywa Shuna
Po sytuacji jaka była w kuchni miałem mieszane uczucia co do mojego planu. Jeszcze Masaru na mnie na skoczył bym się opamiętał i przemyślał co chce zrobić. Wiem, że chce go mieć tak jak mój wilk. Chcemy by nas kochał więc spróbujemy tego planu. Jak się nie uda weźmiemy inny.
Dość szybko dotarłem do dobrego jubilera. Zadzwoniłem do rodziców jak tylko spotkałem Kou mówiąc im, że znalazłem tego jedynego. Oboje bardzo się ucieszyli a ojciec powiedział, że już planują imprezę powitalną w naszym stadzie. Po oznaczeniu również do nich zadzwoniłem, rodzice byli ma mnie źli, ale gdy dowiedzieli się, że ktoś wrzucił to zielsko zrozumieli i powiedzieli, że po zakończeniu roku mamy się stawić w domu. Kupili nam już mieszkanie. Oni są niemożliwi.
Po przekroczeniu progu jubilera zadzwoniłem do mamy na wideo rozmowę. Mama rzecz jasna pomogła mi wybrać pierścionek. Mówiła mi, że jak z nią tego nie ustalę to będę miał przerąbane. Przez godzinę wybierałem idealny pierścionek. W końcu jest. Pierścionek z białego złota. Przecinały się trzy paski, na dwóch były na jednym były małe czarne diamenty a na drugim małe rubiny. Delikatny jak on i zarazem niezwykle piękny.
W domu byłem po następnej godzinie w końcu pudełeczko też trzeba było wybrać.
Po przekroczeniu progu domu spojrzałem na zegarek w telefonie, który wskazywał już po osiemnastej. Chyba jednak dłużej byłem w sklepie niż mi się wydawało. Coś wyjątkowo cicho w tym domu. A odkąd tu mieszkam wiem, że zawsze jest głośno i słychać albo śmechy albo muzykę.
Skierowałem się do salonu, w którym zastałem Kou nucącego coś pod nosem a na jego kolanach spał Max. Widok ten był miodem na moje oczy i uszy. On może nie chce szczeniaków a jest idealny do roli matki. Niby nie chce być Luną a jest do tego stworzony. Idealny. Ruszyłem w ich stronę siadając obok ukochanego.
-Cicho. -Warknął, gdy przez przypadek kopnąłem stolik.
-Wybacz. -Uśmiechnąłem się. -Podaj prawą dłoń. -Powiedziałem szeptem.
-Po co? -Zapytał przekręcając głowę. Boże przecież to tak urocze!
-Podaj dłoń. -Powiedziałem pokazując mu pudełeczko. W jego oczach widziałem wielkie zdziwienie. Niepewnie podał mi swoją dłoń. Otworzyłem pudełeczko i zapytałem. -Wyjdziesz za mnie?
-Nie.
-I tak to pytanie jest tylko formalnością, bo i tak za mnie wyjdziesz. -Warknąłem głosem alfy na co on się skulił i przytaknął. Wsunąłem mu na palec pierścionek. Ucałowałem go w czoło po czym chłopak szybko zabrał brata i poszedł do jego pokoju.
Natomiast ja stwierdziłem, że pora na mój mały plan. Ruszyłem do kuchni po cztery butelki piwa i po butelkę wódki. Usiadłem na kanapie i dość szybko wypiłem duszkiem dwa piwa po czym upiłem spore łyki wódki. Gdy skończyłem trzecie piwo w głowie mi zaczęło wirować. Razem z wilkiem stwierdziliśmy, że pora iść do naszego słodkiego chłopca i zabawić się z nim w końcu on też tego chce.
CZYTASZ
Złączeni kajdanami przeznaczenia
Romance~Uciekałem ile sił miałem w swoich drobnych łapkach. W duchu dziękowałem i zarazem strasznie się zamartwiałem o mą opiekunkę. Może i miałem piętnaście lat, ale na ślub jest zdecydowanie za wcześnie. Oczywiście to nie interesowało alfy stada, który k...