Przez całą noc nie mogłem nawet zmrużyć oka. Mam spędzić tydzień u tego człowieka. Co prawda zmieniłem się, ale obawa pozostaje. Z wielkim trudem podniosłem się z łóżka. Dosłownie, kiedy już miałem otwierać drzwi do łazienki do mojego pokoju wparowali rodzice drąc się na cały dom.
-Możesz nam do jasnej cholery wyjaśnić o co chodzi z tą całą wycieczką! -Krzyknął tata, kiedy ja otwierałem drzwi do łazienki, w której jak się okazało był Shun. Stał sobie jakby nigdy nic i golił nieistniejący zarost.
-A o co chodzi? -Zapytałem wchodząc do łazienki zgarniając szczotkę do włosów.
-O tą wycieczkę mój drogi. -Warknął Mark.
-A o to robicie taką aferę? -Spytałem przeczesując włosy.
-Sam zrobiłeś zamieszanie, bo zemdlałeś jak tylko to usłyszałeś. -No on to zaraz zarobi po tym tępym łbie.
-Co ci się stało!? -Wydarli się oboje na raz.
-Nic mi nie będzie więc spokój. -Westchnąłem dalej rozczesując niebieskie kosmyki włosów.
-Jak my niby mamy być spokojni! -Warknął Mark. -Moje małe dziecko ma iść spać pod dach tego potwora!?
-Przypominam ci mamo, że mieszkałem pod dachem tego potwora kilka lat. -Totalnie zapomniałem o tym, że Shun jest obecny przy naszej rozmowie. Oraz to, że widział moje oczy bez soczewek. Szybko zgarnąłem pudełko z soczewkami i wyszedłem z łazienki. Może nie zauważy?
-Fakt synu mieszkałeś i jak to się skończyło? -Zapytał Jackson.
-Przecież nie będę tam sam. -Westchnąłem moi przyjaciele z drużyny też będą a do tego Marsel pisał, że chłopaki przyjeżdżają ma być to jakaś grubsza impreza, skoro nawet zaprosił ich!
-Zaraz Marsel to ta Alfa, z którą załapałeś kontakt? -Zapytał Mark uśmiechając się od ucha do ucha.
-Mamo proszę cię żadnego swatania jasne? Zwłaszcza, że Marsel będzie u nas nocował przez ten tydzień.
-JEJ! -Zaklaskał w dłonie Mark. -Kochanie ty wiesz co to znaczy nasz synek ma ALFE! -Zaczął tańczyć jak poparzony.
-Zaraz, zaraz jaką alfę!? -Warknęliśmy razem z Shunem.
-Przypominam ci, że ja żadnego alfy nie chce! -Warknąłem tak głośno, że chłopak mieszkający obok nas wyjrzał przez okno i krzyknął.
-Zamknij się spać nie dajesz! -Po czym uraczyłem go widokiem mojego pięknego środkowego paluszka. No rzecz jasna języczek też poszedł w ruch. Mój telefon zaczął wibrować więc szybko go dopadłem. Okazało się, że to Marsel dzwonił.
-Halo co jest Marsi, że dzwonisz? -Zapytałem miłym głosem.
~Kou ta flądra mnie zdradziła! -Wykrzyczał to tak głośno, że musiałem telefon od ucha odsunąć. Mówiłem mu by się w to nie pakował to nie on wie lepiej.
-Stary wiem serce boli, ale nie zapominaj wsiąść do samolotu. -Warknąłem słysząc, że jego samolot jest już gotowy do przyjęcia pasażerów.
~Co a no fakt. -Zaśmiał się i podniósł z siedzenia. -Ale jak możesz być tak nieczuły? Mnie tu laska zdradziła!
-Mówiłem ci byś z nią się nie wiązał. -Westchnąłem machając na intruzów w moim pokoju by poszli sobie ci jednak stali dalej się przysłuchując. Ruszyłem w stronę szafy by wyjąć ubrania. -Ja nieczuły dobre sobie. Ja ci mówiłem, że ona pół szkoły przeleciała i do mnie też podbijała jak z tobą już kręciła to ty nie! Po co mi wierzyć!
~Dobra miałeś racje. Żadnych więcej bet i kobiet!
-Nie zrażaj się tak do kobiet. -Westchnąłem.
~Stary, ale mam pomysła!
-Mów jak człowiek a nie mi z teksem mam pomysła.
~Udawaj mojego chłopaka! -Wykrzyczał a mnie ciuchy jakie miałem w ręce wyleciały z niej tak samo jak telefon. Momentalnie poczerwieniałem z wkurzenia a oczy zabłysły czerwienią i nawet soczewki. Schyliłem się po telefon, lecz szybciej przejął go Shun.
-Słuchaj ty no... -Warczał wściekły.
-Oddawaj mi telefon! -Warczałem jak najwścieklejsza hiena i próbowałem odebrać swoją własność.
-Uspokój się Kou. -Warknął i błysną złotoczerwonymi tęczówkami. Moja wewnętrzna omega skuliła się a ja się uspokoiłem, ale przecież nie mogę mu pokazać, że ma nade mną władzę.
-Shun Sakamaka coś tam oddawaj mi mój telefon.
~Halo Kou zadzwonię jak będziemy lądować! A i nie mówiłeś, że masz chłopaka ty mała mendo! Pa! -Wykrzyczał i się rozłączył.
-Świetnie teraz będę mieć jęczącego z bólu złamanego serca kumpla na karku. -Westchnąłem.
-Synku to, kiedy ślub? -Zapytał tata śmiejąc się pod nosem i wychodząc z pokoju ciągnąc za sobą mamę.
-Super, jeszcze im się klimacik udzielił.
Od porannego incydentu z telefonem minęły już trzy godziny. Shun nie odstępuje mnie na krok. Stał się jeszcze bardziej jak by to powiedzieć zaborczy co do mojej osoby. Co jest mega dziwne. Ja rozumiem, że on coś sobie ubzdurał w tym durnym łbie, ale no bez przesady nawet do łazienki sam nie mogę iść, bo jaśnie księciuniu leci za mną.
Aktualnie mam godzinę wolną tak samo jak moi przyjaciele z równoległej klasy. Więc razem siedzimy w bibliotece. Przeglądam notatki z biologii, bo z tego co zdążyłem się dowiedzieć jutro mamy kartkówkę.
-Dobra ja rozumiem, że ty Shun masz coś ku naszemu Kou, ale żeby nawet mu na krześle nie pozwolić siedzieć! -Wypalił w końcu Zack wskazując na nas dłonią.
-A co to jakiś problem tobie Miko siedzi na kolanach to mi Kou nie może? -Przewróciłem tylko oczami na jego komentarz i sięgnąłem po komórkę, która właśnie się odezwała.
-My to co innego! Jesteśmy parą a poza tym Mikosi nie protestuje tak samo jak Kou.
-Może dlatego, że już dawno dał sobie spokój, bo wie, że z twoją zaborczą naturą nie wygra.
-O co ci chodzi Madoka?
-O to może jej chodzić, że zawsze jak jakiś inny alfa nie z naszej paczki się do niego zbliży to warczysz jak opętany i się na niego rzucasz lub zagarniasz Miko w ramiona. -Westchnęła Kornel.
Nagle drzwi od biblioteki się otworzyły a w nich stanął wysoki na metr osiemdziesiąt pięć mężczyzna o czarnych jak smoła włosach i niebieskich oczach, na nosie miał jak zawsze okulary. Może i z wyglądu wielki mięśniak aż strach podejść, ale tak naprawdę to ciepła klucha. Gdy tylko nasze spojrzenia się skrzyżowały chłopak rzucił się krzycząc w moją stronę a łzy zaczęły spływać mu po policzkach. Torba jaką miał w ręce wylądowała pod jakimś regałem. Zdążyłem tylko wstać z kolan Shuna i już byłem miażdżony w jego uścisku.
-Kou jak ona mogła! -Dalej krzyczał płacząc.
-Marsel do jasnej anieli ty dupa czy alfa hmmm? -Zapytałem głaskając go po plecach. Odsuną się ode mnie i spojrzał w oczy.
-Ty nie wiesz, jak to jest jak miłość twojego życia się zdradza. -Fuknął a ja odsunąłem krzesło i pociągnąłem go na swoje kolana.
-No już mały chłopczyk się nie wkurza tak? -Zapytałem słodkim głosem a on patrzył na mnie jak szczeniaczek. -Powiem ci to samo co ostatnio więc słuchaj mnie mały uważnie. Ona nie była miłością twojego życia. Znajdziesz osobę, którą pokochasz prawdziwie i która ciebie pokocha. -Wytarłem mu łzy z policzków.
-Jesteś najlepszym bratem jakiego mam!
-Tak, tak też jesteś dla mnie jak brat Marsi. -Ucałowałem go w czoło na co zostałem obdarowany jego uśmiechem a słodkim piskiem dziewczyn przy naszym stoliku.
-Może tak nas przedstawisz? -Warknął Shun kładąc mi dłoń na ramieniu.
CZYTASZ
Złączeni kajdanami przeznaczenia
Romance~Uciekałem ile sił miałem w swoich drobnych łapkach. W duchu dziękowałem i zarazem strasznie się zamartwiałem o mą opiekunkę. Może i miałem piętnaście lat, ale na ślub jest zdecydowanie za wcześnie. Oczywiście to nie interesowało alfy stada, który k...