HACHI

500 47 2
                                    

Cudny w mediach twórca po prostu cudo!

&&&&&&&&&&&&&&&&&&&&&&&&&&&&&&&&&&&&&&&&&&&&&&&&&&&&&&&&&

-Zaraz księciuniu ty znasz tego dryblasa co na mnie wpadł? -Warknąłem odwracając się jak mogłem by spojrzeć w jego oczy.

-Owszem to jest mój kuzyn.  

No powiem zatkało mnie, gdy tylko usłyszałem, że ten dryblas to kuzyn Shuna. Spojrzałem na Marsela jego oczy świeciły się jak małe gwiazdki. Gdyby się nie kontrolował to zacząłby się ślinić.

-Z łaski swojej rozkazu mojego, który masz wykonać, bo nie dostaniesz obiadu masz mnie puścić! – Krzyknąłem uderzając go po raz kolejny w te durne plecy.

-Że nie dasz mi jedzenia żonko!? – Zawołał załamanym głosem stawiając mnie na chodniku.

-Masz szczęście. – Warknąłem. – Wybacz dryblasie, ale my musimy iść. Mówiąc my mam na myśli ja i Marsel a ty alfuniu mnie nie obchodzisz jak chcesz to sobie zostań. – Powiedziałem ciągnąc Marsiego za dłoń. Daleko jednak nie odszedłem daleko, bo znów zostałem przyciągnięty do jego ciała. – Czego?

-Nie będziesz chodził z jakimiś alfami za rękę, gdy masz mnie! – Warczał zaciskając dłoń na moim biodrze. Jeszcze trochę i będę mieć odciski jego palców! – Ja i Masaru idziemy z wami i żadnych sprzeciwów.

Prychnąłem tylko by za chwilę ruszyć prosto w stronę przedszkola. Szedłem ramię w ramię z Marsim potajemnie rozmawiając o jego zauroczeniu alfą. Cały czas mówił jaki to on przystojny. Nawijał o jego rysach twarzy jaki i o lodowych oczach oraz czarnych włosach. Mówił o jego kolczykach w sumie to o wszystkim a ja pomału miałem tego już dosyć!

Gdy już dotarliśmy do budynku miałem serdecznie dość. Zatrzymałem się gwałtownie i złapałem go za koszulkę zmuszając go do zniżenia się po czym warknąłem.

-Możesz się zamknąć mam już serdecznie dość wysłuchiwania na ten temat.

-A co tobie też wpadł w oko? – Zapytał na tyle cicho bym tylko ja to usłyszał a nietamta dwójka za nami. 

-Chyba zaraz ci coś zrobię. – Powiedziałem głośniej a te dwie temp alfy w mgnieniu oka znalazły się przy nas. Oczywiście Shun musiał ułożyć swoją dłoń na moim biodrze.

-Na co znowu warczysz Kou? – Zapytał patrząc na mnie zaciekawionym wzrokiem.
-Na ciebie deklu. – Warknąłem i ruszyłem w stronę wejścia.

Wszedłem do budynku od razu kierując się w prawą stronę przechodząc obok recepcji idąc przez szatnie maluchów. Migiem znalazłem się pod drzwiami odpowiedniej klasy przedszkola. Zapukałem lekko w drewnianą powłokę po czym otworzyłem przyozdobione drzwi.

-Tak? – Zapytała jedna z opiekunek z tego co widzę jest jakąś nową omegą, bo nie kojarzę jej. Wszedłem z Shunem u mojego boku, bo Marsi powiedział, że lepiej będzie jak poczeka wiedział, że nieraz dzieci na niego źle reagują ma zbyt ostry zapach. Ten cały gigant też został na zewnątrz co mnie ucieszyło niezbyt miałem ochotę by jeszcze teraz widział mojego braciszka.

-Ja po braciszka Maxa Tamaki. – Powiedziałem nawet miłym tonem głosu co jest u mnie rzadkością. Rozejrzał się i zobaczyłem brata rozmawiającego z jakimś drobnym chłopcem. Ruszyłem w ich stronę słysząc za sobą jak pracowniczka mówi do Shuna.

-Myślałam, że państwo po swoje dziecko. – Odparła na co ten bałwan powiedział.

-O nie my z księżniczką najpierw ślub musimy wziąć dopiero po nim szczeniaki. – Chciałem się odwrócić i walnąć w niego czymś ale byłem już przy braciszku i tak nie wypada. Ukucnąłem i powiedziałem.

-Max skarbie już wracamy do domku. – Chłopiec spojrzał na mnie z wielkim uśmiechem i powiedział a raczej Zapytał.

-Czy jak będę w twoim wieku to będę mógł być tak blisko Mafuyu co ty z Shunem? – No zdębiałem.

Zamrugałem kilkakrotnie po czym wciągnąłem mocno powietrze jak się okazało poczułem lekki zapach Lilli wodnych oraz nutkę cytryny. Mały był omegą a już jego zapach wymieszał się z zapachem mojego braciszka, który pachniał ziemią i bryzą morską. Bez wątpienia byli sobie przeznaczeni.

-Tak skarbie, ale ja z tym przygłupem nie jestem blisko. Raczej wasza relacja będzie wyglądała tak jak mamy i taty. Tylko bez tak częstych kłótni. – Dodałem widząc jego minę Zgarnąłem malca w ramiona podnosząc się z kucka. Gdy tylko się odwróciłem w moją stronę szedł wysoki, dobrze zbudowany mężczyzna. Widząc mnie ukłonił się lekko po czym ukucnął obok jak zakładam syna również biorąc go na ręce.

-Tatusiu Max dał mi dzisiaj buzi o tutaj. – Powiedział szczęśliwy Mafuyu z lekkim rumieńcem za to chłopiec w moich ramionach szczerzył się jak głupi do sera. Mężczyzna zdziwiony spojrzał na syna by później przenieść zdziwione spojrzenie na mnie i mojego brata. Uśmiechnąłem się do mężczyzny co widocznie nie spodobało się Shunowi bo już był przy mnie przyciskając do swojego boku. Wzniosłem oczy ku niebu i powiedziałem.

-Widocznie mój brat wybrał już przyszłą Lunę stada. – Oczy mężczyzny jeszcze szerzej się otworzyły o ile to możliwe i zapytał niedowierzając.

-Mam rozumieć, że...

-Tak mój brat i państwa syn są bratnimi duszami. – Przerwałem mu uśmiechając się i przekazując brata w ręce alfy obok mnie. Wyjąłem z kieszeni kartkę i długopis. Zawsze mam jakąś kartkę i długopis w kieszeni zapisałem na niej adres jak i numer telefonu podając mężczyźnie. -Proszę przyjść zapewne rodzice będą chęci poznać wybranka syna. Na weekend nie ma ich w domu, ale zapraszam jakby Mafuyu chciał się pobawić z Maxem a państwo mieli jakieś pytania.

-Oczywiście! – Powiedział lekko się kłaniając. – Tylko razem z żoną myśleliśmy, że to Ty przejmiesz władze, zwłaszcza że jak widzę masz już alfę paniczu. – Odparł.

-Nie mam alfy i mieć nie zamierzam. – Powiedziałem strzepując dłoń Shuna z mojego biodra, gdy odebrałem od niego brata. – A no i daruj sobie te tytuły nienawidzę ich. – Westchnęłam. – Do tego będziemy rodziną. – Dodałem z uśmiechem po czym skierowałem się w stronę wyjścia z alfą prawe, że na plecach patrzącą na mężczyznę jakby miał się na mnie rzucić i oznaczyć pomimo swojej żony. Westchnąłem i nie zważając na niego.

-Kou wiesz ja chcę by Mafuyu przyszedł jeszcze dzisiaj albo jutro. – Zawołał patrząc na mnie szczenięcymi oczami.

-Max jego rodzice muszą się zgodzić. – Westchnąłem o mało co się nie rozpływając od słodkości w jego spojrzeniu. Opuściliśmy pomieszczenie a za drzwiami ujrzeliśmy bardzo ciekawy widok mianowicie Marsel właśnie dawał z liścia Masaru który dalej układał swoje ręce na jego biodrach lecz teraz jedna z nich przyłożona była do policzka.  

-Puszczaj mnie niewyżyty zboku! – Warczał w jego stronę obnażając kły i błyskając czerwonymi tęczówkami.

-Tak na swoją alfę warczeć mały? – Zapytał flirciarskim głosem. No to będą dymy.

Złączeni kajdanami przeznaczeniaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz