Perspektywa Kou
Promienie słońca wpadające przez niezasłonięte okna obudziły mnie ze snu. Poczułem, że leżę na czymś niesamowicie wygodnym, lecz to na pewno nie jest materac mojego łóżka. Otworzyłem oczy a pierwsze co ująłem to klatka piersiowa, męska klatka piersiowa. Podniosłem wzrok napotykając szare tęczówki Shuna. Przerażony tym co się stało jak najszybciej podniosłem się z niego.
-Dzień dobry jak się spało?
-Przepraszam. -Czułem jak moje policzki czerwienieją. -Ja tak po prostu poczułem, że... że.
-Że potrzebujesz poczuć się bezpiecznie? Nie musisz przepraszać. Gdy potrzebujesz zapewnienia bezpieczeństwa nie wąchaj się do mnie przytulić. -Na jego słowa stawałem się coraz bardziej czerwony na twarzy. Jak najszybciej mogłem podniosłem się z chłopaka. Zgarnąłem jakąś bluzę leżącą obok nas i szybko wyciągnąłem z szafy spodnie, jakieś skarpetki i bokserki. Uciekłem do łazienki zamykając się w niej.
Spojrzałem na swoje odbicie w lustrze. Czerwone policzki, roztrzepane włosy, zaschnięte łzy. Nie wiem co się ze mną dzieje, ale muszę się opanować bo już jutro wyjazd. Szybko się umyłem oraz ogarnąłem. Dopiero gdy ponownie stanąłem przed lustrem zauważyłem, że mam na sobie nie swoją bluzę.
-Mówi się trudno. -Odparłem do swojego odbicia po czym ruszyłem do pokoju przyjaciela.
Widok jaki zastałem mnie urzekł. Młodszy mężczyzna spał wtulony w starszego, który przyglądał się mu w ciszy. Uśmiechnąłem się podchodząc powoli w ich kierunku. Usiadłem obok nich na łóżku.
-I jak z nim? -Zapytałem patrząc na przyjaciela z troską.
-Już lepiej. -Odparł. -W nocy jak się przebudził nie był już dwulatkiem.
-Pytałeś, ile lat ma? -Zapytałem.
-Dziesięć. A jak ty się czujesz? Widzę, że masz na sobie jego bluzę i śmierdzisz nim na kilometr. -Odparł żartobliwie na co ja się zarumieniłem.
-Lepiej. I to nie moja wina. -Odparłem z wyrzutem patrząc na niego spod byka.
-Nie wkurzaj się już tak. -Zaśmiał się. -Wiesz wątpię, czy Marsel pójdzie dziś do szkoły. -Odparł patrząc na niego z troską.
-Niech dziś zostanie w domu, ale masz się nim dobrze opiewać. Potrzebuję ciebie teraz.
-Tylko wiesz musiałbym iść do pracy.
-No to weź go ze sobą. -Odparłam po krótkim namyśle.
-W sumie to czemu nie. A ty lepiej już idź, bo się spóźnisz jest już wpół do ósmej.
-Racja. Opiekuj się nim.
Opuściłem pokój przyjaciół zszedłem na dół. Na schodach spotkałem się z alfą więc razem w ciszy doszliśmy do kuchni, w której już byli dorośli. Stanąłem razem z chłopakiem w przejściu przysłuchując się ich rozmowie.
-Myślicie, że to dobry pomysł bym zapisał syna tu do szkoły? Będzie bliżej Kou a to ostatni rok.
-Myślę, że tak. W końcu zawsze może mieszkać u nas nam to nie przeszkadza. Po za tym będzie potrzebował przy sobie Kou w końcu co będzie jak zajdzie w ciążę?
-Że teraz? -Zapytał jego ojciec.
-Coś czuję, że niedługo któryś z nich...
-Prędzej zdechnę tato. -Warknąłem dojąc im znać o mojej obecności.
-O już wstałeś? Lepiej się czujesz? -Zapytał mnie najniższy z mężczyzn.
Spojrzałem na nich zawiedzonym spojrzeniem po czym odwróciłem się na pięcie i ruszyłem na górę po torbę po czym szybko opuściłem dom. Może zbyt pochopnie ich oceniam, ale czułem jakby we mnie zwątpili. Nawet nie wiem, dlaczego się tak zdenerwowałem. Zatrzymałem się czując na ramieniu dłoń alfy. Wiem, że to on zapach go zdradził. Nic nie mówiłem tylko się w niego wtuliłem a jego zapach mnie uspokoił.
-Co się stało Kou? -Zapytał tuląc mnie do siebie.
-Nie wiem zdenerwowałem się. -Odparłem wtulając nos w jego bluzę.
-Ale czym mały?
-Bo ja wiem. -Westchnąłem. Naprawdę nie wiem czym tak się wkurzyłem i jednocześnie zasmuciłem. Nie wiem co się ze mną dzieje, ale gdy jestem z tym chłopakiem czuje się spokojny i bezpieczny. -Chodźmy na lekcje.
-Ale ty nic nie jadłeś!
-Nie jestem głodny. -Warknąłem na niego po czym złapałem za dłoń i ruszyłem w stronę szkoły.
Nic więcej nie mówiliśmy. Po dziesięciu minutach dotarliśmy na dziedziniec szkolny. Przy drzwiach stała Anet wraz z Madoką. Gdy tylko nas zobaczyły ze zdziwieniem ruszyły w naszą stronę.
-Kou wszystko dobrze? -Zapytała ciemnowłosa patrząc na nie zatroskanym wzrokiem. Nie wiedziałem, dlaczego tak się na mnie patrzą w końcu nic się nie dzieje.
-Tak. -Warknąłem po czym je ominąłem ciągnąc za sobą chłopaka.
-Stary czemu na nas warczysz? -Zapytała Madoka.
-Nie wiem. -Westchnąłem.
-Coś się z tobą dzieje. -Stwierdziła Anet.
-Jakbym nie wiedział. -Westchnąłem, gdy alfa zrównał ze mną krok ja się wtuliłem w jego bok czym wszystkich łącznie ze mną zdziwiłem.
-Teraz to na sto procent coś jest nie tak. -Powiedziałam najstarsza z nas alfa.
-Nie drążcie dobra. -Westchnąłem zatrzymując się jak i Shuna po czym wyciągnąłem do niego ręce.
-Co? -Zapytał patrząc na mnie zdziwiony.
-No na ręce chce. -Warknąłem na chłopaka powinien to zrozumieć no.
-Już, już. -Powiedział biorąc mnie na ręce po czym udał się ze mną w stronę klasy. Oczy wszystkich na korytarzu były skierowane na nas. Bardzo mnie to wkurzało, że ktoś ma celność patrzeć tak na mojego alfę! Dlatego wpiłem się w jego usta a on zaskoczony aż się zatrzymał. Po krótkiej chwili oddał pocałunek. Uśmiechnąłem się po czym od niego odsunąłem. Potargałem mu włosy po czym warknąłem a moje oczy zabłysły czerwienią.
-Mój alfa. -Chyba każdy na korytarzu mnie słyszał i o to mi chodziło. Chłopak nie za bardzo mnie rozumiał, ale ruszył dalej po chwili wchodząc do pomieszczenia i zajmując jedną z ławek. Nie zamierzałem nawet schodzić z jego kolon więc się wygodnie na nich usadowiłem po czym zacząłem bawić się jego włosami. Za to Shun przyglądał mi się z zaciekawianiem.
W sumie to sam nie wiem co się ze mną w tamtym momencie stało. Moja omega cały czas krzyczy, że mam pokazać każdemu, że ten wilk jest mój. A mnie wkurza każda osoba, która chociaż na niego spojrzy! Nie wiem co się ze mną dzieje.
-Kou co się dzieje? -Zapytał mnie.
-A BO JA WIEM! -Krzyknąłem na całą klasę a w tym momencie do sali wszedł nasz wychowawca.
-Kou co się tak drzesz? -Zapytał na wstępie.
-Nie Pana interes. -Fuknąłem schodząc z kolan Shuna i siadając na krześle. Zwróciłem się do chłopaka. -Przeszkadza Ci moje zachowanie? A może ja ci nie wystarczam? Jestem brzydki czy może za gruby? Może moje oczy ci się nie podobają? -Mówiłem z bólem w głosie a łzy zebrały się w moich tęczówkach.
-Co, co ty mówisz jesteś idealny. -Odparł zdziwiony.
-To czemu czuje, że Ci nie wystarczam? -Zapytałem a sam nawet nie wiem skąd mi się to wzięło. W sumie to czuje, że to nie ja mówię. To nie moje słowa. Przecież ja nawet nie chciałem z nim kontaktu więc czemu nagle mówię, że mu nie wystarczam!?
-Kou co się stało? -Zapytał a ja czułem, jak łzy ciekną po policzkach. Ale dlaczego?
-Ty mnie nie kochasz!? -Wykrzyczałem a mój głos był przepełniony bólem, ale nie moim tylko omegi. Wstałem, lecz nie kierowałem swoim ciałem. Nie wiem co się dzieje, ale omega przejęła nade mną kontrolę i zaczęła biec w stronę wyjścia. Gdy otwierałem już drzwi zostałem złapany w szczelny uścisk.
-Kou skarbie kocham cię. -Powiedział to tuląc mnie do siebie.
-Nie ty mnie nie kochasz! -Omega zawyła swoim głosem co chyba chłopak za mną zauważył. Słyszałem szepty ludzi z klasy i czułem ich wzrok na sobie.
-Oddaj proszę kontrolę Kou. -Powiedział tym głosem nieznoszącym sprzeciwu. -Kocham go więc się nie martw tylko mi go zwróć.
-Shun? -Zapytałem. Na prawdę nie wiem co się dzieje.
-Tak skarbie?
-Powiedz co się ze mną dzieje? -Zapytałem załamany swoim stanem.
-To przez oznaczenie. -Zabrał głos wychowawca. -Przez to, że go zapewne nie dopuszczasz twoja omega wariuje. Kou musisz się w końcu z tym pogodzić inaczej częściej będziesz miał takie ataki.
Po słowach mężczyzny zajęliśmy swoje miejsce. Dalej czułem na sobie wzrok reszty klasy. Nie było to przyjemne, lecz teraz nie istotne. Być może mężczyzna ma race i to moja wina, że szaleje?
Resztę lekcji słuchałem przekazywanych informacji. W końcu już jutro jedziemy na wycieczkę. Naprawdę nie mam na to najmniejszej ochoty, lecz nie mogę się wycofać. Źle by to wyglądało. Po lekcji jak najszybciej mogłem udałem się do palarni za szkołą. Muszę się uspokoić i na spokojnie wszystko przemyśleć.
Muszę też podjąć decyzję co zrobię. W końcu nie mogę dopuścić by te ataki się powtarzały. Tylko co zrobić?
CZYTASZ
Złączeni kajdanami przeznaczenia
Romance~Uciekałem ile sił miałem w swoich drobnych łapkach. W duchu dziękowałem i zarazem strasznie się zamartwiałem o mą opiekunkę. Może i miałem piętnaście lat, ale na ślub jest zdecydowanie za wcześnie. Oczywiście to nie interesowało alfy stada, który k...