Gwiazdy są nam łaskawe

3.7K 99 47
                                    

Marinette stała na balkonie i wpatrywała się w rozgwieżdżone niebo. Miała dziś kiepski nastrój i było to wyraźnie widać po jej oczach a także ułożeniu ramion. Czarny Kot od razu zauważył, że coś jest nie tak, dlatego wylądował na poręczy znacznie ciszej niż zazwyczaj i uśmiechnął się niepewnie do przyjaciółki. Ona tylko szybko zerknęła w jego stronę i odpowiedziała bladym uśmiechem, który jednak nie objął niebieskich oczu.

- Cześć, Kocie... – przywitała się cicho.

- Księżniczko... – odpowiedział nonszalancko, przysiadając wygodniej na balustradzie.

Na ogół reagowała na przezwisko wywróceniem oczu i cierpkim komentarzem. Tym razem jednak zachowała się tak, jakby go nie usłyszała, co naprawdę było do niej niepodobne. Coś definitywnie było nie tak.

- Wszystko gra? – zapytał ostrożnie.

- Tak- odparła, ale nie uwierzył.

- Więc dlaczego jesteś tu, a nie na zabawie z innymi?

Dziewczyna skrzywiła się. Wyraźnie nie spodziewała się tego pytania. Zaczęła się nawet zastanawiać, skąd Kot właściwie wie o balu. Czyżby aż tak uważnie śledził jej losy? Nie podejrzewała go o takie zaangażowanie.

- Ja... - bąknęła, a potem słowa popłynęły potokiem z jej ust. - Wygłupiłam się dzisiaj. Bardzo... Bardziej niż zwykle... I wstyd mi teraz się tam pokazać... Jest taki jeden chłopak... – mruknęła, zagryzając dolną wargę.

- Chłopak?

Zielone oczy Kota zdawały się prześwietlać ją na wylot. Zmieszała się przez to jeszcze bardziej. Cieszyła się, że zrobiło się ciemno, bo noc chociaż trochę skrywała jej zaczerwienione policzki.

- Bardzo go lubię – wyznała. – I nie wiem jak po tym wszystkim spojrzeć mu w twarz... Pewnie ma mnie za kompletną wariatkę...

- Jestem przekonany, że tak nie uważa - oznajmił Kot, myśląc o Luce. Muzyk naprawdę lubił Marinette i nic co mogłaby zrobić raczej nie miało szans tego zmienić. - Księżniczko, bez względu na to jak bardzo dzisiaj namieszałaś, jestem przekonany, że nie myśli o tobie źle. Jesteś wspaniałą osobą, nie można cię nie lubić.

Marinette zrobiła się jeszcze bardziej czerwona i unikała patrzenia na Kota, który tylko nerwowo podrapał się po głowie. Ostatnie słowa zdecydowanie wyrwały się wbrew jego woli.

- Hmm... Dziękuję... - wydukała.

- To co? Może jednak wybierzesz się na ten bal? - szybko zmienił temat.

- N-n-no nie wiem...

- Daj spokój! – Zeskoczył z poręczy i stanął tuż przed nią. - Nie możesz się tu przed wszystkimi chować! Staw im czoła! - Nagle wpadł na genialny pomysł. - Pójdę tam z tobą.

- Co? - zaśmiała się, nie biorąc jego słów na poważnie.

- Pójdę tam z tobą - powtórzył. - Jako wsparcie duchowe! - zastrzegł zaraz. - Nie zapraszam cię na randkę, ani nic takiego... Po prostu, pójdziemy jak para przyjaciół... Chyba przyjaciele mogą razem chodzić na bale, prawda? – zapytał nieśmiało.

- Chcesz wywołać sensację? – śmiała się dalej. - Bo tak to się skończy. Będą o nas mówili we wszystkich wiadomościach.

- Przywykłem do życia w blasku reflektorów - zakpił.

Dalej nie była przekonana co do jego pomysłu. Kot, który za to strasznie się nastawił na wizję zabawy w towarzystwie Marinette, wziął więc sprawy w swoje ręce. Chwycił dziewczynę w pasie i przerzucił sobie przez ramię.

Biedronka i Czarny Kot - opowiadaniaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz