Nikt nie powinien być sam w święta

3.3K 105 35
                                    

Właśnie miała zamykać piekarnię, kiedy zobaczyła ciemny kształt za oknem. Nie musiała długo się przyglądać żeby go rozpoznać, dlatego też bez zastanowienia wyszła na zewnątrz. Zastanawiała się, co chłopak robi tak późno na zewnątrz, zwłaszcza w tym okresie. Czy nie powinien być teraz z rodziną?

- Kocie? – zapytała, próbując przyciągnąć jego uwagę.

Chłopak podskoczył jak oparzony i spojrzał na nią z paniką. Marinette objęła się ramionami, walcząc z zimnem. Paryskie grudniowe noce nie należały do najcieplejszych.

- Co robisz o tej porze na ulicy? - zapytała. - Dlaczego nie jesteś w domu?

Na jego twarzy pojawiło się mnóstwo emocji. Marinette niemal od razu wszystko zrozumiała i cicho westchnęła, a Kot spuścił głowę, zasmucony i zawstydzony. To nie był pierwszy raz, gdy chłopak przychodził do niej, bo w jego domu nie działo się najlepiej. Miała nadzieję, że przynajmniej przed świętami to się zmieni i jego rodzina się opamięta. Jednak najwyraźniej tak się nie wydarzyło.

Przeklęci ludzie. Jak mogli mu to robić? Była tak wściekła, że prawie nie czuła chłodu.

- Jest zimno. Wracaj do domu, Marinette - powiedział cicho, nie potrafiąc spojrzeć jej w oczy.

- Och, Koteczku... - wyszeptała. Szybko podjęła decyzję. Nie było się nawet nad czym zastanawiać. - Chodź - powiedziała, wyciągając do niego rękę. - No chodź - powtórzyła, gdy spojrzał na nią ze skonfundowaną miną. - Zapraszam cię na kolację.

- To... To bardzo miło z twojej strony – bąknął, nerwowo przestępując z nogi na nogę. - Ale chyba nie mogę... To rodzinne święto.

- Daj spokój, głuptasku. - Złapała go za rękę i pociągnęła za sobą, kompletnie nie zwracając uwagi na jego protesty. - Moi rodzice nie będą mieli nic przeciwko. A ja chcę żebyś spędził dziś wieczór ze mną. Chyba nie chcesz mi sprawić przykrości? – zapytała, wydymając usta w smutnym grymasie, który zawsze zmiękczał jego serce.

- Stosujesz nieczyste chwyty, Księżniczko - powiedział, nie mogąc powstrzymać uśmiechu.

Tylko zachichotała i mocniej ścisnęła jego dłoń. Zamknęła za nimi drzwi i uśmiechnęła się szeroko do skrępowanego superbohatera.

- Gdzie twoja pewność siebie, Koteczku? - zachichotała, prowadząc go po schodach do mieszkania.

Tylko pokręcił głową. Marinette zatrzymała się przed drzwiami do domu i spojrzała na niego z powagą. Zielone oczy uparcie wbijały się w ziemię. Nie mogła znieść jego smutku. Podeszła bliżej i zmusiła go by na nią spojrzał.

- Jeśli nie chcesz tu być, nie zmuszę cię - powiedziała mu cicho, dotykając lekko jego policzka.

- Chcę tu być - szepnął. - Chcę tu być bardziej niż gdziekolwiek indziej, ale...

- Skoro tak, nie ma "ale" - przerwała mu. - Zapraszam.

Otworzyła drzwi i wpuściła go do środka. Chłopak trzymał się niepewnie za jej plecami, przerażony, że zaraz zostanie wyrzucony.

- Mamo! Tato! Przeprowadziłam gościa! - zawołała, wprowadzając Kota do jadalni.

- Och! - zawołała Sabine, widząc Czarnego Kota u boku córki.

- Dobry wieczór - przywitał się, odzyskując odrobinę pewności siebie. - Marinette była tak miła i zaprosiła mnie na kolację. Oczywiście zrozumiem jeśli państwo nie życzycie sobie dodatkowych gości...

- Nonsens! - zawołała. - To prawdziwa przyjemność móc ugościć superbohatera Paryża! Zapraszamy do stołu!

Marinette posłała Kotu pełne satysfakcji spojrzenie. Chłopak usiadł niepewnie na wskazanym krześle, a Sabine zaraz nałożyła mu gigantyczną porcję ryby po grecku.

Biedronka i Czarny Kot - opowiadaniaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz