Rozdział 35

11.8K 568 17
                                    

Dominik

Od dwóch dni się nie budzi a ja siedzę bezczynnie i nie mam pojęcia co zrobić. To moja wina, dlaczego pozwoliłem jej na zemstę? Sam powinienem rozpierdolić wszystkich. Jedyne co mi pozostało to czekać, przynajmniej tak powiedział lekarz. Ponoć to jakaś reakcja na silny stres, czasem niektóre osoby zapadają w śpiączkę a inne są otumanione. Tylko jak ja mam siedzieć i czekać gdy kobieta mojego życia co chwilę krzyczy. Teraz jest cicho aż wręcz za cicho. Sam nie wiem co jest gorsze cisza czy krzyk. 

Sfrustrowany chwytam za moje potargane włosy i zaczynam chodzić w kółko po sypialni. Mam dość, coraz bardziej pragnę normalnego szczęśliwego życia. Pragnę żyć jak każdy normalny człowiek, bez ran, strachu, ucieczki i strzelaniny na każdym kroku. Chcę żyć i cieszyć się każdym dniem razem z nią u boku. Jeśli tylko się obudzi to tak zrobię. Już nigdy nie zobaczysz trupa kochanie, codziennie będę się starać byś była szczęśliwa.

-Dominik uspokój się i przestań łazić w kółko. 

-Jak mam to zrobić bracie? Powiedz mi bo sam tego nie potrafię!

-Chodź na chwilę do mojego gabinetu. - patrzę w spokojną twarz Arturo i aż mnie krew zalewa, jakim prawem on jest tak spokojny, kiedy ja przeżywam najgorsze tortury na świecie. Po raz pierwszy od lat chcę płakać jak dziecko z bezsilności. - Powiem Marii by do niej przyszła. - Kręcę głową by zaprzeczyć i idę w jego stronę. Po cichu zamykam drzwi by nikt jej nie nękał a sam kieruję się za moim bratem. 

Gdy tylko przekraczam drzwi mam wrażenie jakby ktoś odciął mnie od mojego tlenu przez co czuję jak moja złość buzuje we mnie. 

-Usiądź. - kiedy tego nie robię kiwa tylko głową po czym sam zasiada w swoim fotelu. - Razem z Gusem i Antonio rozpatrzyliśmy wszystkie możliwości.

-Możliwości czego?

-Zaatakowania Morettich oczywiście. - Odpowiada pewnie. - Kiedy ty siedziałeś z Lili my postanowiliśmy działać. Wiemy gdzie dokładnie jest Emiliano i muszę przyznać, że skurczybyk się wystraszył po tym jak dostał ciało swojego brata. 

-O czy ty do mnie mówisz? - pytam bo jestem coraz bardziej zdezorientowany. 

-Kazałem zapakować Gio do trumny. - Przez chwilę się zastanawiał nad czymś. -  No dobra chłopcy pozbierali jego szczątki i poskładali w całość by wyglądał jak on i dostarczyliśmy do domu Morettich. 

-Ja pierdolę. Co jeszcze zrobiłeś? 

-Dołączyłem małą wiadomość. 

-Jaką? - po moim bracie mogę się w tym momencie wszystkiego spodziewać więc nawet nie dziwi mnie to co zrobił. 

-Wysadziłem ich willę w powietrze, niestety nie było w niej obu Morettich. 

-Gdzie są? - pytam zaciekawiony?

-Emiliano jest w jednym z ich burdeli a ojciec chowa się w innej posiadłości. 

-Jeszcze dziś ruszamy by dorwać starego. 

-Jadę z wami. 

-Tak myślałem. - potakuję mu i wychodzę by sprawdzić co z Lili. 

Gdy widzę uchylone drzwi mam ochotę zatłuc tego kto wszedł tam bez pozwolenia. Jednak cichy delikatny głosik mnie powstrzymuje. 

-Mamo Lili kiedy się obudzisz? Wiesz dziwnie tu bez Ciebie a tata jest wręcz okropny. Muszę Ci powiedzieć, że chyba nawet się nie myje i nic nie je tylko tu siedzi obok Ciebie. - Opieram się plecami o ścianę i biorę głęboki oddech by się uspokoić. Moja córka ma rację jestem okropny. - Wiesz, ciocia cały czas remontuje nasz dom i powiedziała, że jak tylko się obudzisz to będzie wszystko tam gotowe i będę miała swój pokój no i kazała mi się uczyć bo za parę dni idę do szkoły. Ale co to za pierwszy dzień szkoły jak mama Cię tam nie zaprowadza. W sierocińcu nie przejmowałam się tym tak bardzo ale wystarczyło bym miała mamę przez krótką chwilę a już nie wyobrażam sobie życia bez Ciebie. - Dziwnie się czuję podsłuchując rozmowę Elwiry z Lili więc odrywam się od ściany i idę w stronę wyjścia. Po poru krokach muszę się zatrzymać bo zrozpaczony głos mojego dziecka rozbrzmiewa w całym domu. 

- Tatooo! - Wpadam jak oszalały do sypialni i sam mam ochotę zacząć krzyczeć. -Ona nie oddycha! 

Dopadam do łóżka i nasłuchuję oddechu dziewczyny ale nic nie ma nawet pulsu. Słyszę jak przez mgłę krzyki i płacz ale nawet nie patrzę na to. Teraz najważniejsza jest niebieskooka piękność. Uciskam jej klatkę piersiową po czym wdmuchuję powietrzę w usta. Poruszam się jak w amoku a łzy które tak długo trzymałem w końcu płyną po moich policzkach. 

-Nie możesz mnie zostawić. - mamroczę do siebie. - Weź ten pierdolony oddech! - Wrzeszczę jak opętany. I gdy już traciłem ostatki nadziei usłyszałem najpiękniejszy dźwięk na świecie. Lili ze świstem wzięła wdech a ja dosłownie padłem na kolana i ryczałem jak dziecko przy łóżku. - Tak bardzo Cię kocham. 

Nie mam pojęcia ile czasu tak siedziałem ale moje łzy zdążyły wyschnąć i zostawiły po sobie tylko ślady na mojej twarzy oraz zaczerwienione oczy. Nie potrafię sobie wyobrazić życia bez niej. Znosiła wszystkie moje humorki i szaleństwa. Była nawet wtedy gdy ja nie potrafiłem być sobą. Czy ona pomyślała choć odrobinę o mnie i Lirze, nie może tak po prostu odejść i nas zostawić. 

-Kochanie proszę, nie dam sobie rady sam z Lirą. Kto ustawi mnie do pionu gdy zrobię coś źle. Obiecałaś, że za mnie wyjdziesz i będziemy mieć gromadkę dzieci. 

-O dzieciach nic nie mówiłam. - zrywam się na równe nogi i patrzę na nią oniemiały. Kiedy się uśmiecha wyrywam się z amoku i chwytam ją w swoje ramiona. Zamykam jej drobne ciało w ciasnym uścisku i gdy tylko obejmuje mnie swoimi małymi dłońmi wszystko znika. Bo mój cały świat jest przy mnie. Odsuwam się od niej na chwilę by spojrzeć w te przepiękne niebieskie oczy w których chciałbym zatoną na zawsze. 

-Nigdy więcej mi tego nie rób. - znów obejmuję ciasno jej ciało i czuję jak po moim policzku płyną ponownie łzy. Tym razem nie z rozpaczy a ze szczęścia. 

-Zaraz mnie udusisz, zaczyna brakować mi tlenu. - rozluźniam uścisk ale i tak nie pozwalam jej się odsunąć na centymetr ode mnie. - Lira miała rację, zaczynasz śmierdzieć. - Wybucham śmiechem. 

-Jak ja bardzo Cię kocham. 

-Ja was bardziej. Gdybym was nie miała pewnie poddałabym się moim wspomnieniom. 

Przez kolejną godzinę siedziałem z nią na kolanach i nie potrafiłem nawet na chwilę jej wypuścić z moich ramion.  I choć bardzo pragnąłem zabić Emiliano to odmówiłem bratu bo nie zamierzałem teraz opuścić mojej kochanej. Niech się cieszy jeszcze jednym dniem życia więcej już nie będzie miał. 

-Mamo Lili! - do moich uszu dotarł przeraźliwy pisk od drzwi a mała dziewczynka jak torpeda wpadła do łóżko. - Tak bardzo się bałam o Ciebie. - Lili chwyciła ją w swoje ramiona przez co ja musiałem iść w odstawkę. 

-Już dobrze kochanie. 

-Więcej mnie nie zostawiaj. - powiedziała płaczliwym głosikiem i wtuliła się w koszulkę brunetki. 

-Moje dziewczyny. - ucałowałem je w czoła i chwyciłem w ramiona. - Cały mój świat.

Będziesz moja!Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz