Rozdział 37

11.8K 518 7
                                    

Dominik

Nie miałem czasu nawet na to by porozmawiać z Lili najważniejsze było dla mnie by pozbyć się problemu raz na zawsze. Razem z bratem zaplanowaliśmy na dzisiaj dwa spore i ryzykowne skoki. Przez całą podróż myślałem tylko o mojej ukochanej i tego co zrobi gdy się dowie, że robię to bez niej. Jednak nie mam zamiaru ryzykować po raz kolejny. Jeśli zabicie Gio tak na nią wpłynęło to co się stanie gdy w końcu dorwie Emiliano. Może będzie na mnie zła ale kiedyś jej przejdzie, jedyne co mogę jej obiecać to fakt, że ten kutas będzie cierpiał. 

Rozglądam się po terenie wiejskiej posiadłości Morettich i sam zadaję sobie pytanie czy aby na pewno jest tu Luigi. Razem z naszymi najlepszymi ludźmi obeszliśmy całą posiadłość i nikogo nie spotkaliśmy więc pewnym siebie krokiem skierowałem się do domu. Słyszałem jak Arturo wrzeszczy bym się zatrzymał bo może to być zasadzka ale nie zważałem na jego słowa. Chciałem mieć to już za sobą i zapolować na drugiego skurwysyna. 

Nie mogę pojąć jak można być tak popierdolonym by niszczyć psychicznie dziecko, bo Clara była tylko nic niewinnym dzieckiem. Nadal nie mogę pojąć skąd wzięła siłę na to  by się po tym podnieść. Przy tym co przeżyła ona moje tortury to pikuś. Lili jest najsilniejszą osobą na świecie jaką znam i dziś zakończę jej męki. Dziś zginą osoby, które przyłożyły największą wagę do jej największego bólu. 

Otwieram drzwi z wielkim łomotem i unoszę broń w górę. Już po paru krokach widzę starego Morettiego. Siedzi w fotelu przy kominku a w ręku trzyma szklaneczkę z trunkiem, jak na moje oko to whisky. Siedzi spokojnie jakby wiedział, że przyjdę. 

-Myślałem, że sama mnie zabije. - odwraca ode mnie wzrok i wpatruje się w ogień trzaskający w kominku. 

-Nie musi tego robić. Teraz ma mnie. - wyciągam spluwę w jego stronę i celuję prosto w głowę. 

-Schowaj gnata. - macha na mnie ręką - I tak nie mam zamiaru uciekać jak byś nie zauważył. 

-Czyli czekasz na śmierć?

-Czekałem na córkę. - zaśmiał się. - Jednak nie zrobi mi różnicy to czy odbierzesz mi życie ty czy ona. - Teraz dopiero to widzę, on pragnie umrzeć i poddaje się. Jeśli mam być szczery to nie sprawia mi to radości, wolałbym żeby się stawiał. Z czystym sumieniem wpakowałbym mu kulkę w łeb i odszedł nie oglądając się za siebie. 

-A jeśli tego nie zrobię? - Zadaję to pytanie nie tylko jemu ale też i sobie. 

-Zrobisz, bo wiesz że tak to ona tu przyjdzie i sama odbierze to moje marne życie. 

-Dlaczego sam tego nie zrobisz? Jesteś tak samo winny jej cierpieniu jak oni. - Mówię wkurwiony. 

-Masz rację. Teraz zrobiłbym wszystko inaczej. Byłbym lepszym ojcem. - Wybucham śmiechem na jego słowa. 

-Czy ty zdajesz sobie sprawę jak bardzo cierpiała? - wrzeszczę. - Jak można pozwolić by jego dziesięcioletnią córkę molestował pasierb! - wybałusza na mnie oczy jakbym dopiero co go oświecił. - Nie jesteś w stanie pojąć jak bardzo ją krzywdzili. Wiesz chociaż jak odebrali twojej córce dziewictwo! - przestaję nad sobą panować i wszystko wylewa się ze mnie bo chcę by wiedział jak cierpiała, jak wtedy potrzebowała ojca a co było jej odebrane. - Twój jebany żołnierz ja zgwałcił na polecenie Emiliano a ten siedział i się temu przyglądał! Gdzie byłeś by ją obronić?! Gdzie byłeś jak ją głodzili? Gdzie byłeś jak zamykali ją na całe tygodnie w celi bo chciała uciec z tego piekła? Co zrobiłeś gdy każdej nocy przychodzili by ją dotykać choć tego nie chciała! I ty chcesz mi wmówić, że byłbyś lepszym ojcem!

Moretti wpatrywał się oczami pełnymi łez we mnie lecz milczał. Cała złość na niego buzowała we mnie i nawet nie chciałem się powstrzymywać od wybuchu. Jednak mała cząstka mnie podpowiadała mi, że śmierć dla niego to za mało. Powinien ponieść większą karę za swoje grzechy. 

-Wiesz co teraz zrobisz? - widziałem w jego oczach, że czeka na moje kolejne słowa. - Teraz posprzątasz cały bałagan jaki narobiłeś. Jeśli w tydzień nie pozamykasz wszystkich burdelów i nie przerwiesz handlu kobietami bądź pewien, że spotkamy się ponownie. Chyba, że okażesz się człowiekiem z jajami i sam wymierzysz sobie sprawiedliwość. - Po tych słowach odwracam się i widzę mojego brata nonszalancko opartego o futrynę. 

-Masz tydzień Moretti! I mała rada zajrzyj do celi we własnym domu. Może w końcu przejrzysz na oczy. - omijam brata i wychodzę z tego pierdolonego domu. Nie wiem czy robię dobrze zostawiając go przy życiu ale mam jedynie nadzieję, że dotrze do niego choć ułamek tego co przeżyła jego córka. 

Kiedy tylko wsiadam do samochodu zatrzaskuję za sobą drzwi i  czekam na brata. Sam nie jestem w stanie powiedzieć tego co przeżyła Lili bo większość wiem z niewielu rozmów z nią, nigdy nie naciskałem by mi powiedziała ale ostatnie dni wyjawiły więcej niż chciałbym usłyszeć. moja córka, szwagierka czy Maria mogą być na mnie złe za to, że kiedy ona była nieprzytomna nikogo do niej nie dopuszczałem ale nikt nie powinien słyszeć tego co wtedy mówiła czy też krzyczała. Ona sama nie powinna doświadczyć tego bólu. 

-Dobrze zrobiłeś. - z zamyślenia wyrywa mnie głos brata. Tak byłem skupiony na rozmyślaniu o mojej kochanej, że nie zauważyłem kiedy mój brat wsiadł do samochodu i ruszył z miejsca. 

-Powinienem wrócić i go zabić. 

-Nie. - zaciekawiony patrzę na brata bo to on przecież powiedział mi gdzie go znaleźć. - Wiesz jakim śmieciem okazał się ojciec Ali. Wile razy plułem sobie w brodę, że nie pociągnąłem za spust ale uświadomiłem sobie jedną ważną rzecz. To niczego nie zmieni bo nie mamy wpływu na to co się stało jednak to jej ojciec. Może go nienawidzić ale pomyśl sobie jak będzie się czuła z myślą, że to ty go zabiłeś. Czy mała dziewczynka, która nadal jest gdzieś tam w środku niej wybaczy Ci zabicie go. - Przez chwilę zastanawiałem się nad jego słowami i muszę przyznać mu rację. Nie raz Lili wspominała dobrze ojca gdy jej matka jeszcze żyła. Może i nie wybaczy mu co się stało ale nie jestem w stanie patrzeć jak znienawidzi mnie lub co gorsza samą siebie za odebranie mu życia. 


Będziesz moja!Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz