Rozdział 40

12K 538 27
                                    

Dominik

Pozbieranie się zajęło mi dobrych dwadzieścia minut ale gdy dotarło do mnie, że moja Lili mnie potrzebuje teraz bardziej niż kiedykolwiek dodało mi motywacji. Cały mój świat zatrzymał się na tą jedną małą chwilę. Z ciężkim sercem siadam na krześle obok łóżka mojej ukochanej. Na jej twarzy są siniaki i zadrapania ale nie wygląda  to najgorzej. Teraz zostało mi tylko czekanie aż się obudzi. Lekarz twierdzi, że stanie się to kiedy leki które jej podano na uspokojenie przestaną działać. Staram się nie myśleć o niczym konkretnym a tym bardziej o tym co się stało. 

Dopiero po godzinie dociera do mnie , że w domu była jeszcze Lira a ja jak najgorszy ojciec świata nawet o niej nie pomyślałem wcześniej. Szybko dzwonię do Ariany i proszę by do niej zajrzała.

-Nie martw się już byłam u niej jak tylko Antonio do mnie zadzwonił co się stało. Śpi i o niczym nie wie. 

-Dziękuję, zostań z nią. 

-Oczywiście. Co z Ali i Lili?

-Ali rodzi, jest z nią Arturo. 

-A Lili? - Jak mam jej powiedzieć o tym co się stało. Nawet nie chce mi to przejść przez usta. Nie potrafię powiedzieć, że właśnie straciła nasze dziecko. Małą istotkę o której nawet nie wiedziałem, że istnieje.

-Lili teraz śpi. Potrzebuje sporo odpoczynku. - Mówię cicho z lekko załamującym się głosem. - Wiesz może kto wtargnął do naszego domu?

-Nie jestem pewna czy w  tym momencie chcecie to wiedzieć. - mówi zbolałym głosem.

-Ja pierdole, mów Ariana.

-Olivia. - mówi to tak cicho, że praktycznie ledwo co słyszę i zapada między nami cisza. 

-Kurwa, zapierdolę tą sukę! - warczę. - Było jej się pozbyć już wcześniej. - znów zaczynam buzować ale kolejne słowa brunetki sprowadzają mnie na ziemię. 

-Lili ją zabiła. Roztrzaskała jej głowę o ścianę. - przełykam ciężko ślinę a wzrokiem odszukuję spokojną twarz narzeczonej. Szybko żegnam się i rozłączam po czym najdelikatniej jak tylko mogę układam się przy dziewczynie. Obejmuję ją i zostawiam delikatne pocałunki na jej czole. 

-Tak bardzo przepraszam kochanie. Powinienem być przy tobie, przy was. To wszystko to moja wina. Nie zdziwię się jak będziesz chciała mnie zostawić i pewnie Ci na to pozwolę bo zbyt wiele złego stało się przeze mnie. Powinienem Cię chronić. - Po moich policzkach spływa łza, której nie mam siły nawet otrzeć. - Tak bardzo Cię kocham. Najbardziej na świecie. 

Ile bym dał, żeby teraz na mnie nawrzeszczała i wyzwała od dupków idiotów i powiedziała, żebym szedł się pieprzyć. Z jednej strony chciałbym, żeby odeszła i zaczęła nowe spokojne życie z kimś kto da jej swoją miłość i nie będzie już musiała nigdy więcej cierpieć. Chcę by była szczęśliwa i jeśli to nie ja mam dać jej szczęście to odejdę. Choć na samą myśl serce mi się łamie to zrobię to dla niej. 

Z tą myślą zasypiam, obejmując jak najdelikatniej kobietę mojego życia. 

Lili

Ciche pomrukiwanie przy moim uchu przyciąga moją uwagę. Rękom namierzam postać obok mnie i ufnie przysuwam się do niej. To może być tylko jedna osoba i wtulam się w jego tors. Może teraz będę egoistyczna ale teraz potrzebuję go wyłącznie dla siebie. Może to działanie leków a może to odrzucenie przeze mnie wszystkich trosk. Teraz w tym momencie chcę tylko zatopić się w uzależniającym uczuciu miłości. Chcę tylko czuć jego ręce na swoim ciele i wdychać jego zapach. Chciałabym też patrzeć wciąż i wciąż w jego szare oczy jednak nie mogę zmusić się do otwarcia swoich. 

Może powodem jest to, że gdy tylko je otworzę to wrócę do ponurego świata który mnie otacza, znów stanę się małą namiastką siebie. Boję się tego. Boję się znów poczuć ten ból jaki czułam jeszcze tak niedawno. Zniosłam już tyle. Śmierć matki wbiła mi szpikulec w serce, przez wiele lat znosiłam molestowanie przez przyrodniego brata i nawet dałam radę nie załamać się gdy drugi brat mnie gwałcił. Nauczyłam się zabijać i torturować ludzi, spędziłam wiele dni zamknięta w celi i nawet pogodziłam się z odrzuceniem ojca. Jednak teraz mam wrażenie, że gdy otworzę oczy to już nigdy się z tego nie podniosę. Po raz pierwszy boję się, że utonę w moim bólu. Boję się, że nie dam rady zapomnieć tego i się z tym pogodzić. 

Choć nikła nadzieja którą nadal mam w sercu odpływa gdy pojawiają się wspomnienia ostatnich godzin nadal chcę ją mieć. Chcę trzymać się jej choć nie powinnam. To wszystko tak bardzo boli. Potrzebuję jego bo tylko on może zabrać mój ból. Może go uśmierzyć swoimi pocałunkami i mogę przestać go odczuwać gdy jestem w jego ramionach. 

Ręką namierzam jego policzek i delikatnie go gładzę. Dwu dniowy zarost drapie moje opuszki ale kocham jak to robi. Znam każdy zakamarek jego ciała, każdą bliznę na nim i nie wyobrażam sobie, że mogłabym go nigdy nie spotkać. Jakie moje życie było by puste bez niego i uczuć jakie przy nim czuję. 

-Tak bardzo Cię kocham - szepcę wprost w jego klatkę piersiową. - Przepraszam, tak bardzo przepraszam. - z moich ust wyrywa się szloch a z zamkniętych oczu płyną łzy. 

Staram się zacisną oczy by ból który teraz czuję nie wydostał się. Wiem, że to marne oszukiwanie i nie działa zbyt dobrze ale chcę żyć w tej odrobinie kłamstwa i niewiedzy. 

Gdzieś z tyłu głowy dociera do mnie jeszcze jedna rzecz, on teraz odejdzie. Zostawi mnie bo to moja wina. To ja nie potrafiłam stanąć na wysokości zadania. I to mnie przeraża jeszcze bardziej, bo stracę też jego. Nie dam rady znieść wbicia kolejnego szpikulca w moje już tak nadszarpnięte serce. Może moim przeznaczenie było umrzeć tamtego dnia, pięć lat temu. Jeśli nie w tym domu to na tym cholernym moście. Powinnam się wtedy poddać. Wtedy nie miałam tak wiele do stracenia jak teraz. W tamtym momencie ból mnie rozdzierał z innych powodów ale ten jest gorszy i nikomu go nie życzę. 

-Lili kochanie. - jedno czułe słowo a ja znów tonę w swoich łzach. - Proszę spójrz na mnie. - zaprzeczam głową nawet wtedy gdy unosi mój podbródek w górę swoimi długimi palcami. 

-Nie potrafię Ci spojrzeć w oczy. - chrypię pomiędzy spazmami szlochu. 

-To moja wina. - szepce cicho i gdy już chcę zaprzeczyć on kontynuuje i nie daje mi dojść do słowa. - Tak bardzo byłem skupiony na pozabijaniu wszystkich przez których cierpiałaś, że nie pomyślałem nawet o twoim bezpieczeństwie. 

Na jego słowa moje oczy się otwierają tak szeroko, że muszę szybko zamrugać powiekami by ostre światło poranka mnie przestało razić. 

-Nie ma tu nic z twojej winy. Raczej to wszystko moja wina. To ja zawiodłam. - ociera łzy z moich policzków i przyciąga mnie do siebie. 

-Nawet tak nie mów. Tak bardzo mi przykro najdroższa. - jego głos się łamie a mnie ściska znów coś za serce. - Przejdziemy przez to jakoś. Damy radę.

-Tylko proszę nie zostawiaj mnie. - Cicho szepcę i przytulam się do jego torsu jeszcze bardziej niż chwilę temu. Błagam nie zostawiaj mnie. 

-Jeśli tylko będziesz nadal mnie chciała nigdzie się nie ruszę. 

-To wszystko nie powinno się wydarzyć. To zbyt dużo jak nawet dla mnie. To tak bardzo boli. - mówię choć głos mi się załamuje. - Nie wiedziałam o nim. Przepraszam, że nie obroniłam naszego dziecka. 

W odpowiedzi przyciska mnie do siebie jeszcze bardziej i choć ból w boku mnie kłuje to nie odsuwam się od niego. Znów zaciskam oczy i staram się skupić na czułym dotyku Dominika. Odgarnia mi włosy z twarzy i ciągle powtarza jak bardzo mnie kocha. Każde z tych zapewnień chowam w swoim sercu i mam nadzieję, że choć odrobinę mi pomogą w posklejaniu się na nowo. 

Będziesz moja!Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz