Rozdział 22

12.6K 552 17
                                    

Lili

Udawałam dziś kelnera ale i tak przygotowałam się do tego po swojemu. Moje brązowe włosy zebrałam w wysoki kucyk czym odsłoniłam swoją twarz. Wystarczył mocniejszy makijaż i kolorowe soczewki bym stała się zupełnie kimś innym. Wcześniej często zakładałam soczewki by ukryć moje jasno niebieskie oczy. Wielu ludzi zwracało na nie uwagę więc wystarczyło bym zakryła je brązem i wyglądają jak u każdego zwykłego człowieka. Mam na sobie strój kelnerki i tak jak się spodziewałam jest to biała koszula i czarne spodnie. W pasie przewiązałam się czarnym fartuchem a pod szyją zawiązała mi jakaś dziewczyna niewielką muszkę. Nie wyróżniałam się niczym i wręcz byłam podobna do wszystkich tu obecnych kelnerek. 

Chodziłam w cieniu sali i rozdawałam drinki. Jednak uważnie obserwowałam otoczenie. Czekałam a z każdą mijającą mnie minutą zżerała mnie niepewność. Oczywiście nie tego co mam zrobić tylko tego czy przez przypadek nie rozpozna mnie ktoś. W głowie miałam najczarniejsze scenariusze  i to przez nie się rozkojarzyłam. 

Zderzyłam się z kimś i dziękowałam tylko, że moja taca zostałam przed chwilą opróżniona. 

-Przepraszam. - wypowiedziałam cicho i chciałam uciec. 

-Uważaj jak chodzisz łajzo. - Na ten tak dobrze znany mi głos uniosłam spojrzenie i po raz pierwszy od "mojej śmierci" ujrzałam Giorgio. Nadal był dla mnie najokropniejszym człowiekiem na ziemi i nie w moim typie. Jego cera jest pokryta pozostałościami po młodzieńczym trądziku ale i tak nie zabiera mu zbyt wiele z wyglądu. Pewnie jakby za tą ładną buźką nie krył się taki okropny człowiek byłby nawet całkiem pociągający. Odwracam od niego wzrok i wpatruję się w podłogę na co mruczy zadowolony. 

-Przepraszam. - powtarzam po raz kolejny i odchodzę a moje mocno walące serce powoli się uspokaja. Nie rozpoznał mnie więc to dobry znak. Uciekam w inne miejsce na sali by znów na niego nie wpaść i przez przypadek nie przyciągnąć jego uwagi do mnie. 

Po ponad godzinie balansowania z tacą wśród tłumów wiem już gdzie siedzi rodzina Morettich i mój cel. Nie mogę użyć zbyt wcześnie trucizny by ofiara umarła w domu a nie tutaj. Gdy na sali zapada cisza rozglądam się i sprawdzam co się dzieje. Po plecach przechodzi mnie dreszcz a w głowie pojawia się jedna myśl ON. Jest tu, szukam go wzrokiem i już po chwili uśmiecham się jak małolata. 

Nie mogę uwierzyć, że ten przystojny mężczyzna jest mój. Po raz pierwszy widzę go w wydaniu galowym, nawet to iż siedzi na wózku nie odbiera mu uroku. Cisza trwa nadal a twarzy każdej tu obecnej osoby maluje się niedowierzanie. 

-Witam wszystkich. - mocny i podkreślający władzę głos Arturo rozchodzi się po pomieszczeniu. - Jak sami już zauważyliście mój brat postanowił dołączyć do nas w tym szczególnym dniu. Odpowiadając na wasze niezadane pytania, tak on żyje i ma się świetnie. - kładzie rękę na ramieniu Dominika i ściska je tak jakby chciał dodać mu wsparcia. - Myślę, że możemy wrócić do przerwanych czynności i świetnie się bawić. 

Po sali rozchodzą się pomruki ale też i brawa. Wiele kobiet patrzy pożądliwie na braci Visconti co strasznie mnie irytuje. Ja do tej nie byłam terytorialną kobietą ale w tym momencie pragnę tylko podejść i pokazać im wszystkim, że on należy do mnie. Arturo pod rękę z Ali kierują się do stolika a Dominik podąża za nimi lecz co chwila ktoś go zatrzymuje by porozmawiać. 

Wracam do pracy bo inna kelnerka szturcha mnie w rękę bym ruszyła się z miejsca. Przez ponad godzinę chodzę i rozdaję dania i drinki do stolików. Jeden omijam szerokim łukiem lecz gdy przy barze spotykam się z kelnerką obsługującą stolik Morettich sama do niej zagaduję. 

-Jak twoi goście?

-Jestem wykończona. Wszyscy z moich stolików ciągle czegoś chcą. -marudzi drobna blondynka.

Będziesz moja!Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz