Rozdział 39

11.6K 522 15
                                    

Dominik

Gdy samochód stanął przed obskurną speluną, która miała być niby klubem Morettiego przeszedł mnie dreszcz. Sam nie wiem dlaczego ale czułem, że coś się stanie jednak nie miałem jeszcze pojęcia co. 

-Chłopcy obstawili teren. Nikt się nie przeciśnie. - Arturo patrzył na otoczenie z obrzydzeniem i się mu nie dziwię. Nie mam pojęcia co przyciąga im klientów bo na pewno nie jest to dobrze usytuowany lokal. Sam fakt, że nawet lampy oświetlające chodnik tu nie działają mówi sam za siebie. - Idziemy? - Nie odpowiadam mu tylko chwytam za klamkę. Mam ochotę pozbyć się trochę robactwa i nie widzę odwrotu. 

Wchodzę przez zardzewiałe drzwi, oświetlone tylko neonowym napisem. Zaraz za drzwiami stoi dwóch osiłków na których nie zwracam nawet odrobiny uwagi i przechodzę do sali gdzie mieści się duży bar i scena w całym pomieszczeniu dźwięczy muzyka, która na mój gust jest zbyt głośna. Moje oczy przez chwilę przyzwyczajają się do słabego oświetlenia po czym wypatruję swojego celu. Słyszę szum za mną jednak nie interesuję się nim. Teraz najważniejszy jest Emiliano i zemsta mojego aniołka. Gdy widzę młode dziewczyny, które wręcz wyglądają na niepełnoletnie krew mnie zalewa. Jak można być aż takim skurwielem by wykorzystywać dzieci. 

Krew mnie zalewa i pod wpływem chwili wyciągam swojego gnata i strzelam w głośniki przyczepione do sufitu po czym muzyka szybko cichnie. Kobiety uciekają w popłochu wraz z klientami. Uśmiecham się bo właśnie o to mi chodziło. 

-Emiliano! - wrzeszczę ale zamiast niego zjawia się koleś jak na koksie. 

-Kim jesteś i czego chcesz? - chce mi się śmiać bo ten kretyn wysłał do mnie jakiegoś półgłówka. 

-Gdzie jest Emiiano? - pytam grzecznie

-Nie ma go tu.

-Myślę, że jednak jest. Lepiej przekaż tej ciocie, że czekam tu na niego.

-A jeśli nie?

-To i tak go znajdę ale mniej pokojowo. - uśmiecham się i odwracam. Ojciec zawsze powtarzał, że nie wolno lekceważyć nawet słabego przeciwnika ale jak można zauważyć to niezbyt wychodzi mi słuchanie jego rad. 

Przysiadam na stołku barowym obok mojego brata i patrzę na niego z uniesioną brwią. W dłoni trzyma szklankę z bursztynowym płynem na co szczerzy się. 

-No co chwila relaksu. 

-Ja pierdolę. Czasem zastanawiam się dlaczego jesteś bossem.

-Wiem mój urok osobisty. - znów się szczerzy i chce coś jeszcze dodać jednak naszą miłą pogawędkę przerywa ten sam cieć, którego wysłałem po Emiliano. Patrzę na niego i unoszę brew w górę w pytającym geście. 

-Szefa nie ma ale kazał przekazać, że z chęcią się z Panem spotka jak tylko znajdzie czas. - Arturo wybucha śmiechem po czym wyciąga gnata i strzela mu w czoło. Facet pada na podłogę a ten jak gdyby nigdy nic pije dalej swojego drinka. 

-Nie lubię pierdolenia. - zwraca się do mnie. - Czy któryś z was mógłby powiedzieć temu debilowi, że nasza cierpliwość się kończy! - wykrzyczał na cały lokal. 

Facet stojący za barem wyciąga broń i przystawia mi ją do głowy. Ja pierdolę czy on zdaje sobie sprawę, że właśnie wyczerpuje ostatki mojej samokontroli. 

-Chyba kolega wyraził się jasno, szefa nie ma i nie spotka się z panami. 

W szybkim ruchu chwytam jego dłoń i wytrącam broń po czym szarpię za jego rękę. Koleś uderza głową o blat a z jego nosa leje się krew. Wstaję i przeciągam go przez kontuar na swoją stronę po czym uderzam go z pięści. Jeśli jego nos nie był złamany w tym właśnie momencie na pewno to nastąpiło o czym świadczył chrupot kości. Niestety muszę go puścić bo wokół nas rozlega się salwa wystrzałów. Pierdolony drań nawet nie zamierza wyjść z nory. 

Będziesz moja!Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz