- Obudź się żołnierzu. - Klepnięcie w twarz pobudziło zamglony umysł. Mięśnie się napięły w oczekiwaniu na więzy, których nie było. Przeszukałem myśli usiłując przypomnieć sobie poprzedni wieczór. - No już, wiem, że nie śpisz. - Męski głos zawarczał nade mną. Zamrugałem oczami obserwując otoczenie. Gdzie ja kurwa trafiłem? Piwnica? Czy inny rozpadający się loch? W moim polu widzenia zamajaczyła twarz. Lub to co w założeniu powinno być twarzą. Teraz przypominała kotlet mielony. Albo dziecko Frankensteina. Dorosłe dziecko. Musiałem wyglądać dziwnie, bo potwór się uśmiechnął szczerząc białe zęby. Byłem chyba w środku filmu o zombie. - Wiem nie grzeszę urodą, ale za kilka dni będę piękny jak każdy. - Operacja plastyczna. to wyjaśniało obrzęk i fioletowe smugi na szwach. - Ale teraz to kurwa nie ma znaczenia. Jesteś mi potrzebny Moon, jesteś mi kurewsko potrzebny by uratować dzieci. - Cały się spiąłem.