25: ja przeciwko światu

2 1 1
                                    

– Jezu, cholera. Co mam zrobić?

Beau ledwo go słyszy, zbyt skupiony na przeraźliwie głośnym biciu własnego serca. Wszystko staje się zamazane. Jest tylko on i krew przepływająca przez jego uszy, blokując wszystkie dźwięki z zewnątrz.

Zsuwa się na podłogę.

Nie może ufać swoim nogom. Jego ciało go nie słucha.

To wszystko jego wina. Gdyby nie jego świetny plan zbliżenia się do Davida i pozbycia się go, Trent i Alice by nie umarli. Will nie rozprowadzałby k32. Lance nie zdobyłby tego więcej. Lance nie wpadłby na tak idiotyczny pomysł, żeby samemu wykopać się z Akademii. Gdyby nie on-

To jego wina.

Wszystko. Nie może dłużej zaprzeczać.

Bum. Bum. Bum.

Ma ochotę krzyczeć, ale z jego ust nie wydobywa się żaden dźwięk.

Nagle czuje coś mokrego na twarzy. Łzy. Nawet nie zaważył, kiedy zaczął płakać.

To koniec. Gra się skończyła, a on przegrał. Co on tu jeszcze robi?

– Beau, oddychaj.

Evan. Evan tu jest. Czemu Evan tu jest?

– Oddychaj – powtarza Evan niepasującym do niego, łagodnym głosem. Kuca przed Beau i bierze go za ręce. – Nie wiem, czy to pomoże. Mów, jeśli pogarszam sprawę. – Bierze kilka oddechów, a Beau podąża jego śladem. – Wiele lat temu, podczas świat, jak byłem cholernie głupim dzieckiem, mieliśmy zawieszone na choince styropianowe jabłka. Pamiętaj, żeby oddychać – dodaje, gdy zauważa, że Beau wstrzymuje oddech.

Bierze oddech.

– Pewnie domyślasz się, co się dalej stało. Ściągnąłem jabłko z choinki i zjadłem połowę, zanim ktoś mnie złapał i kazał przestać. Wiesz, co wtedy powiedziałem? "Suche te jabłka". Kurwa, suche te jabłka. No nie dziwne, skoro to jebany styropian. Spędziłem wigilię w szpitalu, musieli mi robić płukanie żołądka. Dzieci są głupie.

Z gardła Beau wydobywa się urwany śmiech.

Evan nie przestaje mówić. Opowiada mu jeszcze kilka żenujących i śmiesznych historii, a one w dziwny sposób pomagają Beau się uspokoić. Nigdy wcześniej nie słyszał, żeby Evan wypowiadał aż tyle słów za jednym razem.

Powoli, bardzo powoli, zaczyna się uspokajać.

Dziesięć minut później Beau staje na równe nogi, otrzepuje spodnie i rzuca Evanowi niepewne spojrzenie.

– Ja... Nie rozmawiajmy o tym więcej.

– Beau, to w porządku...

– Zapomnij o tym.

– To nie twoja wina. – Evan chwyta go za ramię, ale Beau się wyrywa.

Beau prycha.

– Mogłem go powstrzymać, ale nic nie zrobiłem. Jeśli nie moja, to czyja?

– Lance odpowiada za siebie i sam podejmuje decyzje. Ta była wyjątkowo zjebana, ale to nadal jego decyzja i coś mi mówi, że i tak by nie posłuchał, gdyby ktoś próbował go przekonać, żeby tego nie robił.

– Mogłem chociaż... – zaczyna Beau, ale nie kończy. Nie wie, co mógłby zrobić.

– Dobrze wiesz, że on nikogo nie słucha.

– Ale-

Evan chwyta go za ramiona i nim trzęsie.

– Kurwa, słuchaj mnie. Lance nie jest twoją odpowiedzialnością. Ani twoją, ani Pris. Oboje mówiliście mu, żeby z tym uważał i widzisz, co z tego wyszło. Spróbuj jeszcze raz powiedzieć, że to twoja wina, a własnoręcznie ci zajebię. – W ustach kogokolwiek innego te słowa brzmiałyby jak żart, ale Beau wie, że Evan jest stuprocentowo poważny.

Tainted PrinceOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz