42: posłuchaj bicia mojego serca

1 1 1
                                    

Evan unosi do światła precyzyjnie wyrzeźbioną w drewnie figurkę. To ubrany w mundurek Calvery młody chłopak z szerokimi, pełnymi ustami i uszami odstającymi tak delikatnie, że jest to niemalże niezauważalne. Nawet jego krótkie, kręcone włosy są wyraźnie widoczne na rzeźbie.

Beau z zachwytem wygląda Evanowi przez ramię.

– Stary, totalnie wygląda jak Dre. – Próbuje dotknąć podobizny przyjaciela, ale Evan unosi dłoń w górę, by nie mógł jej dosięgnąć. – Przecież jej nie zniszczę, daj mi zobaczyć. Evaaaaaan. Daj mi go dot... Odnoszę wrażenie, że przekraczam tu pewną granicę.

– Tylko spróbuj skończyć tamto zdanie, a obiecuję, że wpierdolę ci przy wszystkich.

Beau ani na moment nie wątpi w jego słowa.

– Z jakiej to okazji? Chyba nie na jego urodziny, co? Przecież są w sierpniu. Och, czy szykuje wam się niedługo rocznica? Obchodzicie rocznice?

– Jesteś tak nieznośny. Ile jeszcze masz pytań? – syczy Evan defensywnie, gdy na jego twarz wkrada się rumieniec. – Tylko gadasz i gadasz, i gadasz, i tak w bez końca.

– Już o tym rozmawialiśmy. Jestem prześwietny i każdy oprócz ciebie uwielbia słuchać mojego głosu. Jesteś jakąś anomalią, na którą nie działam. A mimo to... Jesteśmy sobie bliżsi niż kiedykolwiek.

Evan najpierw owija figurkę białym papierem, a następnie folią bąbelkową. Ruchy jego dłoni są powlne, lecz precyzyjne. Gdy uznaje, że jest wystarczająco zabezpieczona, wkłada ją do wąskiego, granatowego pojemnika.

– Bal to nasza rocznica. - Głos Evana diametralnie się zmienił. Teraz brzmi dużo spokojniej niż wcześniej, pobrzmiewa w nim także nuta melancholii. – To wszystko, co ode mnie dostaniesz.

– Czyli mówisz, że chcesz mi pomóc podczas balu, żebym nie zjebał ci rocznicy, tak?

– Chcę dopilnować, żebyś sam tego nie spierdolił.

– Aż tak we mnie nie wierzysz?

– Daj sobie pomóc.

Beau przekrzywia głowę. Zawsze woli unikać mówienia komukolwiek o swoich planach, w obawie, że coś pójdzie nie tak, a on tylko się przed wszystkimi ośmieszy. Kumuluje w sobie myśli i emocje, byle tylko nikt nie mógł wykorzystać ich przeciwko niemu. Dopiero teraz uświadamia sobie, że nie tylko jemu zależy na dobrze i bezpieczeństwie najbliższych. Oni także ruszali mu na pomoc za każdym razem, kiedy ich o to prosił.

– Kiedy staliśmy się najlepszymi kumplami? – pyta znienacka Beau.

– Nie jesteśmy najlepszymi kumplami.

– Pewnie, że jesteśmy.

– Lance?

Im dłużej się z nim nie widział, tym mniej o nim myślał. Od czasu do czasu wysyłali sobie wiadomości, ale z dnia na dzień stawało się to coraz rzadsze. Obaj byli zajęci swoimi sprawami. Beau boi się myśli o tym, że kiedyś mogą całkiem przestać rozmawiać. Lance nadal jest dla niego zbyt bliski, żeby mógł znieść rozłąkę z nim.

– Może to zawsze byłeś ty, a nie on, a ja byłem po prostu zbyt wielkim idiotą, żeby to dostrzec.

– Czuję się jak jakaś laska w komedii romantycznej. – Evan się krzywi. – Nienawidzę tego.

– Och, komedia romantyczna. Film. Jak tam twój film? Skończyłeś go już?

Evan otwiera usta, żeby mu odpowiedzieć, kiedy drzwi Klubu Kreatywności się otwierają, a do środka wchodzi Bailey.

Tainted PrinceOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz