10: przekraczam granicę

2 1 1
                                    

Białe getry wydają mu się być ciaśniejsze niż kilka miesięcy temu, kiedy ostatnim razem założył je do gry. Getry znajdują się na samym szczycie listy tematów, jakich drużyna Łasic unika jak ognia. Każdy z zawodników, jeśli nie chce skończyć z poranionymi (bardziej niż to konieczne) nogami, zmuszony jest nosić je razem z czarnymi spodenkami, kończącymi się tuż przed kolanami. Nierozmawianie o nich i niewyśmiewanie się z konieczności noszenia ich stało się ich niepisaną zasadą.

Dzielą się na dwie mniejsze drużyny, każda z nich stanowi mieszankę głównego składu i rezerwowych. Udaje im się rozegrać kilka dwudziestominutowych gier, nazwanych przez Dre "przyjacielskimi", chociaż jego zdenerwowanie przy każdym pomniejszym niepowodzeniu wskazywało na co innego. Podczas pierwszej z nich Lance'owi nie udało się wyhamować przed bramką, wpadł prosto na nią i pociągnął ją za sobą kilka metrów dalej. Drugi mecz minął im spokojnie i nie zakończył się żadnymi kontuzjami. Prawdziwym niepowodzeniem był jednak trzeci, zakończony kilka minut wcześniej przez Dre, boleśnie zwalającego na lód grającego w przeciwnej drużynie Beau.

Cały trening zajmuje im niewiele ponad godzinę, ale Dre nie zamierza dać im tak szybko odejść. Zbiera chłopaków na środku lodowiska, głośno odchrząkuje i zaczyna swój wywód na temat ich umiejętności, a raczej ich braku. Beau czeka, aż Dre skończy swoją przemowę, kiwając głową na boki do lecącej przez głośniki muzyki. Nawet nie kłopocze się, by go słuchać. Zna jego przemowy jak własną kieszeń. Co roku wyglądają tak samo: narzeka na pogorszenie się zawodników po wakacjach, informuje ich, ile dni zostało im czasu do rozpoczęcia sezonu (tylko 28 dni, 13 godzin i 21 minut), a na koniec każe im bardziej się przyłożyć i życzy im powodzenia. Robił to nawet wtedy, kiedy nie był jeszcze kapitanem.

Beau znajduje swoje miejsce w szatni, na samym końcu, między dwoma rzędami ciemnoniebieskich szafek z wypisanymi na nich nazwiskami zawodników. Kilka z szafek stało niepodpisanych, w oczekiwaniu na przyszłych graczy. Beau zaczyna powoli zdejmować z siebie strój, nie zważając na tłoczących się wokół chłopaków. Nigdy nie wstydził się swojego ciała. Zaczynają się na nim pojawiać siniaki spowodowane brutalną grą, ale Beau zalicza się do niewielu szczęśliwców, mających ich niewiele.

Wszyscy chłopacy zaczynają przebierać się w jednym pomieszczeniu, przez co do nozdrzy Beau szybko dociera odór wielu spoconych ciał i przesadzonej ilości dezodorantu. Marszczy nos.

Evan i Lance siadają na ławce obok niego.

– Co ubierasz w sobotę? – pyta Lance.

– Nie mówcie mi, że nie macie pomysłu – odpowiada Beau zmęczonym głosem. – To prosty temat, sami coś wymyślicie. Wierzę, że wam się uda.

– Myślisz, że mogę przyjść w stroju słoneczka?

Beau wyobraża sobie Lance'a w okrągłym, pozłacanym kostiumie, próbującego tańczyć z Pris.

– Lance, nikt nie chce tego oglądać. Nie rób nam tego.

– Ludzie nadal nazywają cię "słoneczkiem"? – pyta w tej samej chwili Evan.

Lance uśmiecha się krzywo. Wiąże już swoje normalne buty, a czarno-białe łyżwy leżą obok. Z ostrzy skapuje topiący się lód, tworząc na podłodze niewielkie kałuże.

– Raz w żartach powiesz komuś, że to twoje przezwisko, a on wierzy i wszystkim rozpowiada. Sam się udupiłem i teraz płacę tego cenę.

– To prawda, nikt nie kazał ci tego robić – mówi bez krzty współczucia Beau, po czym zwraca się do Evana: – Powinieneś przebrać się za gota na basenie. Czuję od ciebie takie wibracje, nadawałbyś się do tego. Mógłbyś nosić jeszcze więcej czarnego. Wyobraź to sobie, ty w czarnych kąpielówkach, czarnej koszulce i z czarnym parasolem. O, i z czarnymi kreskami. Czy to nie brzmi świetnie?

Tainted PrinceOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz