Zostało już tylko 49 dni do balu jesiennego. Dre i Pris nie pozwalają zapomnieć reszcie grupy, że liczba dni jest już poniżej 50, bal zbliża się wielkimi krokami i, przede wszystkim, że powinni mieć już wszystko przygotowane.
Nikt ich nie słucha.
Beau tylko odczytuje ich wiadomości na grupowym czacie i je olewa. Simone od czasu do czasu odpisuje im, że przesadzają i mają jeszcze dużo czasu, a Lance w międzyczasie próbuje uspokoić Pris, co odnosi odwrotny skutek.
Siedzi przy biurku i próbuje czytać sonety Richarda Barnfielda. Stara się zapamiętywać z nich jak najwięcej, żeby móc chociaż trochę odkupić swoje winy u profesora literatury, ale co chwila rozprasza go ilość homoerotycznego podtekstu.
Powinien był wykorzystać okazję, kiedy przerabiali dzieła Austen i wyznać profesorowi, że – na cześć Fitzwilliama – ma na drugie Darcy. Teraz jest na to za późno. Sam i tak uważa, że jednak bardziej przypomina Thomasa Darcy'ego, ale nie wie, jak uda mu się nawiązać do zdrajcy stanu, podczas dyskusji o strofach spenserowskich.
Jego myśli podążąją jednocześnie w dziesięciu różnych kierunkach. Przez pół minuty czyta wers sonetu, a zaraz myśli o tym, co zrobi, jeśli jego plan się nie powiedzie i tylko się upokorzy przed wszystkimi. David go zabije. To, że jest jego synem przestanie mieć jakiekolwiek znaczenie.
Rozważa wysłanie anonimowego donosu o działaniach Davida, ale szybko porzuca ten pomysł. David nie dałby się tak łatwo złapać. Prędzej to on ucierpiałby za bycie kapusiem.
Blizna na jego skroni zaczyna go boleć.
Dotyka jej. Od miesięcy była całkowicie zagojona, nie miało już co go boleć. A jednak.
Nie powinien był się w to mieszać.
Zamyka książkę i, nie patrząc, szybkim ruchem odsuwa ją na róg biurka. Zaraz po tym rozlega się głośny odgłos tłuczonej porcelany, a na podłodze, w dwóch kawałkach, ląduje jego kubek.
Beau przeklina głośno.
Odsuwa krzesło i sięga po to, co zostało z jego kubka. Ostrożnie chwyta dwie części, unikając ostrych krawędzi. Napis na kubku zmienił się z "Najlepszy kumpel na świecie" na "kumpel na świecie".
– Nie mam dzisiaj do tego cierpliwości – mówi do siebie Beau i wrzuca resztki kubka do szuflady biurka.
Na biurku jest jeszcze oprawione w grubą srebrną ramkę zdjęcie jego i reszty chłopaków z ich grupy. Bierze je w dłonie. To zdjęcie z jednej z imprez halloweenowych. Na środku stoi Lance w stroju koszykarskim Troya Boltona, pod pachą trzyma piłkę i wypina pierś niczym dziki kot. Obok są Evan jako Billy Butcherson z Hocus Pocus i Andreas w berecie i z ukulele, imitując księcia Naveena. Na podłodze przed nimi kuca przebrany za Flynna Ridera Beau. Przez ramię ma przewieszoną brązową torbę, z której wystaje korona. Nawet udało mu się zapuścić odpowiednią brodę. Simone i Pris tak bardzo się z niego nabijały, że dzień później całą zgolił i już nigdy więcej nie pokazał im się z jakimkolwiek zarostem.
Ich grupa nie ma oficjalnego lidera. Nigdy nie miała, chociaż mogło wydawać się inaczej. Po prostu się przyjaźnili, a niektórzy czasem podejmowali więcej decyzji niż inni. Evan zwykle uchylał się od odpowiedzialności, ale Lance i Dre chętnie przejmowali pałeczkę. Lance chciał dla wszystkich jak najlepiej, a Dre robił za ich głos rozsądku. Jeśli ktoś zmusiłby Beau do wyznaczenia przewodzącego ich grupą, wskazałby na jednego z nich. Obaj rządzili ich małym, sześcioosobowym królestwem.
Oni byli królami, a on księciem. Cała uwaga skupiała się na ich dwójce, na tym, co robią, i na konsekwencjach ich działań. Każdy osądzał ich surowiej, oczekiwał od nich więcej. A Beau? Działał zza kulis. Wciąż był rozpoznawalny, ludzie go uwielbiali, ale to nie on obrywał za każdą nieprzemyślaną decyzję grupy. Królestwu wystarczyło, że się pojawiał i ładnie wyglądał, a to, co robił w swoim wolnym czasie nie było dla ich oczu.
CZYTASZ
Tainted Prince
Teen FictionBeau to chłopak, który zawsze dostaje to, czego chce. Ma piątkę bliskich przyjaciół, interesujących się nim rodziców, chodzi do dobrej szkoły - pozornie nic nie może pójść nie tak. Na pewno nie może się to skończyć kradzieżami, szantażami i morderst...