Beau jest w połowie pisania nowej wiadomości do Willa, kiedy zauważa na końcu korytarza Alice. Dziewczyna idzie powoli, ostrożnie, wychylając głowę do góry, by móc cokolwiek zobaczyć znad niesionych przez nią płócien.
Szybko kończy pisać maila i wysyła. Są w nim szczegóły następnego spotkania Willa z Davidem, zaplanowanego na wieczór. Tym razem David zażądał, żeby odbyło się w innym miejscu, twierdząc, że spotykanie się kilkakrotnie w jednym miejscu jest zbyt ryzykowne, a Beau nie miał innego wyboru, niż się zgodzić.
Podbiega do dziewczyny i, witając się z nią, bierze od niej płótna. Jest zaskoczona, ale pozwala mu je zabrać. Jest od niej dużo wyższy, jemu nie blokują widoku.
– Dokąd z nimi idziesz? – zagaduje Beau, wskazując brodą płótna.
Dziewczyna nie odpowiada od razu. Wychodzi na prowadzenie, wyznaczając kierunek. Powoli zbliżają się do schodów.
– Potrzebuję ich do mojego filmu.
– Mam nadzieję, że mówiłaś poważnie, kiedy proponowałaś mi rolę w nim. Jestem chętny. Pasuje mi kiedykolwiek. Będę najlepszym aktorem, z jakim kiedykolwiek pracowałaś.
– To nietrudne, skoro będziesz pierwszym.
Na usta Beau wkrada się uśmiech.
– Mogę ci zagwarantować, że lepszy ode mnie już ci się nie trafi.
– Mówił ci ktoś kiedyś, że jesteś niemożliwie arogancki? – Alice przybiera obronną postawę.
– Ktoś musi być najlepszy. Nie moja wina, że nie mam konkurencji.
Dziewczyna prycha, gdy prowadzi Beau po schodach. Idzie przed nim i co jakiś czas zerka do tyłu, żeby się upewnić, że się nie zgubił, co chłopakowi wydaje się idiotyczne – nie spuszcza z niej wzroku nawet na moment, jednocześnie skupiając się na nieporozrzucaniu po drodze wszystkich płócien.
Wreszcie wchodzą do sali od astronomii, znajdującej się w małej wieżyczce na samym szczycie Akademii. Jeszcze jest zbyt jasno, żeby mogli podziwiać świecące na niebie gwiazdy, ale widok i tak zapiera Beau dech w piersi. Zwykły dach zastąpiono grubą warstwą szkła, pozwalającą na swobodne oglądanie nieba, teraz szaroniebieskiego i pełnego deszczowych chmur. Krople deszczu bezdźwięcznie uderzają o szkło i falami spływają w dół. W kilku miejscach między chmurami bezskutecznie próbują przebić się promienie słońca.
Alice wskazuje stojące na środku pomieszczenia okrągłe kamienne podwyższenie, na którym stoi kilka teleskopów. Beau posłusznie kładzie tam płótna i dopiero wtedy zauważa, że na ciemnym kamieniu namalowane były gwiazdy, każda mniejsza niż połowa jego pięści i wyblakła. Od lat ich nie odmalowywano.
– Naprawdę lubisz gwiazdy, co? – pyta Beau przyciszonym głosem.
– Każdy ma jakieś zainteresowania. Ja lubię gwiazdy, a ty? Podrywanie dziewczyn? Zwracanie na siebie uwagi? – Jej głos nagle brzmi jadowicie. – Co takiego robisz, żeby udowodnić wszystkim, że jesteś na tym samym poziomie, co reszta tej twojej grupki?
– Skąd pomysł, że muszę cokolwiek komukolwiek udowadniać?
Alice robi krok w jego stronę.
– Nie mam racji?
– Ani trochę – kłamie Beau. Nie chce dać jej powodu do satysfakcji. – Mam wystarczająco wiary w siebie i wcale nie jestem gorszy od nich.
Dziewczyna spogląda w niebo. O dach uderza coraz mniej kropel.
– Możesz zagrać w moim filmie – mówi w końcu, nie patrząc na Beau.
– Wiedziałem, że się zgodzisz.
CZYTASZ
Tainted Prince
Teen FictionBeau to chłopak, który zawsze dostaje to, czego chce. Ma piątkę bliskich przyjaciół, interesujących się nim rodziców, chodzi do dobrej szkoły - pozornie nic nie może pójść nie tak. Na pewno nie może się to skończyć kradzieżami, szantażami i morderst...