𝐋𝐍𝐒 | 𝟒. 𝐒𝐨𝐫𝐫𝐲.

758 30 6
                                    

A N G E L I N A

Po tym, jak do mojego organizmu dostała się dawka leku od Mary spałam, jak zabita kilka godzin.

Już wiedziałam, czemu Brenda była taka spokojna, gdy tylko dostała lek. Kiedy obudziłam się było już późne popołudnie. Na pewno nie przespałam całego dnia. W samochodzie byłam sama, miałam uchylone okno. Gdzie jest reszta? Może czekają gdzieś przed samochodem lub poszli się rozejrzeć. Podniosłam się do siadu. Nie kręciło mi się już w głowie, nie było mi niedobrze, czułam się całkiem ogay.

Zerknęłam na swoją rękę. Była obandażowana, dość starannie, więc nie chciałam niszczyć czyjejś pracy, a poza tym byłam zbyt leniwa, by wiązać bandaż jeszcze raz. Zerknęłam na swoje przedramię. Pożoga przestała się rozprzestrzeniać po moim organizmie, więc domyślam się, że lek zaczął działać. Ciekawe, czy ta dawka wystarczy, żeby kompletnie zniszczyć wirusa.

Wyszłam na zewnątrz. Od razu rozejrzałam się po tym jakże zniszczonym mieście. W części, w której właśnie byliśmy nie było tłumów ludzi co mogło oznaczać, że zatrzymaliśmy się gdzieś na obrzeżach.

- Wreszcie wstałaś. - Brenda podeszła do mnie. Przeciągnęłam się. Mogłam śmiało stwierdzić, że się wyspałam.

- Taa, która godzina? - zapytałam.

- Nie wiem - powiedziała. - Jak się czujesz?

- Całkiem nieźle... dziękuję.

Dziewczyna uśmiechnęła się do mnie.

- Powinniśmy się stąd zbierać, weź swój plecak. Jesteś głodna?

- I to jak...

Siedzieliśmy na ławkach pod jednym z zrujnowanych bloków. W międzyczasie jadłam suchy chleb od Brendy i pomidory z puszki. Czy było to dobre? Szczerze liczyło się dla mnie to, żeby być najedzona. Słuchałam tego co mówił Thomas. Mianowicie rozmawiał głównie o tym co zobaczył, gdy zdobywali nieszczęsną strzykawkę.

Patrzyłam na chłopców, którzy nie mieli nawet dziesięciu lat. Kopali zniszczoną i brudną piłkę. Prawdopodobnie zorganizowali sobie jakiś mały mecz. Nam wszystkim przyszło żyć w ciężkich czasach.

Spoglądali na nas, rozmawiając między sobą.

- Macie jakąś wodę? - spytałam się chłopaków.

Thomas przestał nawijać o mieście i dopiero teraz uświadomiłam sobie, że tak naprawdę siedzieliśmy w ciszy.

- Masz. - Patelniak podał mi butelkę zapełnioną wodą do połowy.

- Chcecie z nami pograć? - Spojrzałam w stronę chłopięcego głosu.

Czwórka dzieciaków stała przed nami, trzymając piłkę. Zerknęłam na Patelniaka, Newta, Thomasa i Jorge.

- No dawajcie, pokażcie co umiecie - zaśmiałam się chwilę.

Popatrzyli na siebie, po czym wstali z miejsca.

- Nie jestem przypadkiem za stary? - spytał się retoryczne Jorge.

- Dawaj, dawaj, staruszku - prychnęłam. Brenda zaśmiała się. - Trochę ruchu ci nie zaszkodzi.

Jorge udał się za idącymi już chłopakami. Dzieciaki prowadziły ich do jakichś słupków, z których prawdopodobnie zrobili bramki.

- Nie no, nie wytrzymam. - Brenda dosłownie nie mogła przestać śmiać się z widoku Jorge, biegającego za piłką i kiwającego jakiegoś biednego dzieciaka.

| Angel | The Maze Runner Trilogy [PL]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz