𝐖𝐋 | 𝟏𝟖. 𝐀𝐫𝐞𝐧'𝐭 𝐲𝐨𝐮 𝐬𝐜𝐚𝐫𝐞𝐝 𝐚𝐧𝐲𝐦𝐨𝐫𝐞, 𝐍𝐞𝐰𝐭?

1K 42 5
                                    

A N G E L I N A

Otworzyłam oczy, gdy poczułam ciepłe promienie słońca na mojej chłodnej twarzy. Podniosłam głowę, która przed chwilą lekko opadała na miękkie włosy Chucka. Chłopiec spał oparty o moje ramię, a jego koc leżał w większej części na trawie. Jak zwykle z rana było chłodnawo, więc powoli sięgnęłam po jego koc i przykryłam go ciepłym materiałem. Za nim się obejrzałam ktoś z mojej lewej strony poruszył się. Odwróciłam głowę w stronę Newta, który zaspany przetarł oczy. Ten to ma wyczucie, nie ważne, czy obrócę się o milimetr, czy gdzieś sobie pójdę, Newt zawsze wyczuje, że nie śpię lub się obudziłam. Ponownie oparłam plecy o mur, a głowa Chucka znów opadła na moje ramię. Na ten przesłodki widok chłopca uśmiechnęłam się pod do siebie. Spojrzałam na resztę Streferów. Wszyscy spali albo przynajmniej udawali, że spali. Przykryci po uszy kocem lub totalnie rozwaleni na ziemi spali, co jakiś czas pochrapując. Zaczęłam wypatrywać Teresy, której o dziwo nie było. Co oznacza, że musiała zostać w Bazie.

— Cześć — powiedziałam do Newta szeptem, by nikogo nie obudzić. Popatrzyłam na jego zaspaną twarz i oczy, które błagały o jeszcze trochę snu.

— Jak ci się spało? — spytał cicho.

— Całkiem dobrze, wiesz może która godzina?

Chłopak popatrzył na słońce, które lekko wznosiło się ponad mury.

— Za chwilę wrota się otworzą — odpowiedział, spuszczając wzrok na trawę.

— Ej, posłuchaj — szepnęłam, kładąc swoją dłoń na jego policzku, jednocześnie zmuszając go, żeby spojrzał na mnie. — Wiem, że jest Ci teraz ciężko, ale jestem przekonana, że oni wyjdą stamtąd. A jak nie wyjdą to wyślemy kogoś, żeby sprawdził, czy gdzieś się nie zgubili. Dobra?

— Zaraz zobaczymy — odparł, a chwilę później wrota wydały z siebie pisk.

Spojrzałam w stronę Streferów, którzy nagle zerwali się z ziemi zbytnio nie rozumiejąc co się dzieje. Chuck przebudził się chwilę później, choć trochę czasu mu zajęło, by mógł się otrząsnąć ze snu. Chłopiec jako pierwszy stanął przy wrotach i czekał na moment, w którym się otworzą. Stanęłam z boku, bo nie wiedziałam czego się spodziewać. Nie chciałam się zawieść. Tuż obok mnie stanął Newt i Lucas. A potem czekaliśmy. Wrota powolnym ruchem rozsuwały się ukazując wnętrze Labiryntu. Puste wnętrze.

Czy oni nie dali sobie rady? Niemożliwe. A jednak sama widzisz pustkę. Tylko bluszcz i kolejne potężne mury.

Tak myślałem — powiedział Lucas, który odwrócił się i odszedł od zgromadzonych Streferów. Reszta wgapiała się w pustą przestrzeń, a potem zaczęli odchodzić. Najpierw jedna osoba, potem pięć, a na końcu zostałam tylko ja, Chuck i Newt.

— Chodźmy stąd, nie będziemy stać tu cały dzień — powiedział blondyn, trzymając koce, pod którymi spaliśmy wciągu nocy.

Nadal nie mogłam w to uwierzyć. Oni...oni przepadli.

— Chuck? — Podeszłam do chłopca, który bacznie patrzył się we wrota. — Chodźmy...

— Nie — przerwał mi Pomyj. — Oni wrócą.

I jak ja miałam mu teraz powiedzieć, że oni nie żyją? Jak miałam mu to powiedzieć? Do dwunastoletniego dzieciaka! Może DRESZCZ ma jakiś poradnik pod tytułem: "Jak złamać serce dla dwunastolatka - poradnik w pięciu krokach". Chętnie w tym momencie zakupię.

Westchnęłam zrezygnowana. Przecież nie mogłam go siłą odciągnąć od tamtego miejsca. Odwróciłam się w stronę Newta, który jedynie kiwnął głową w moją stronę, jakby chciał mi przekazać, żebym zostawiła Chucka w spokoju. Tak też zrobiłam. Podeszłam do chłopaka i powolnym krokiem poszliśmy w stronę Bazy. Gdyby nie to, że Chuck nagle krzyknął:

| Angel | The Maze Runner Trilogy [PL]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz