𝐖𝐋 | 𝟑. 𝐇𝐞'𝐬 𝐧𝐨𝐭 𝐡𝐞𝐫𝐞...

2K 77 12
                                    


A N G E L I N A

Obudziłam się wcześnie rano, bo ktoś zaczął się wydzierać pod moim domkiem. Zwyzywałam tę osobę pod nosem i poszłam w stronę drzwi.

— Kto tam? — zapytałam, jeszcze nie do końca rozbudzona.

— Minho, a kto inny? Ubieraj się i idziemy — burknął chłopak.

Szybko poszłam w stronę szafeczki w moim pokoju i wybrałam luźny t-shirt oraz czarne legginsy. Weszłam do łazienki i wykonałam poranną toaletę. Przemyłam twarz zimną wodą, co do końca mnie rozbudziło. Podniosłam wzrok na lekko potłuczone lustro powieszone nad zlewem.

Wyglądałam, jak jakiś potwór. Prawdę mówiąc, dopiero w tym momencie zobaczyłam, jak wyglądam naprawdę. Miałam strasznie długie rude włosy i dość ładne ciemne oczy. Tyle we mnie nadzwyczajnego. Szczerze mówiąc, nie wiem co Streferzy widzieli we mnie takiego niezwykłego, ale cóż. Oni nigdy nie widzieli dziewczyny. No może przed wyczyszczeniem pamięci znali jakąś.

Z moich rozmyśleń wyrwało mnie kolejne pukanie. Kiedy już do końca się ogarnęłam i ubrałam, wyszłam z pomieszczenia i skierowałam się w stronę wyjścia. Wyszłam z chatki, widząc Azjatę opierającego się o drewnianą ścianę mimowolnie wszedł na moje usta mały uśmiech.

— Gdzie idziemy, Minho? — zapytałam ciekawa dzisiejszego dnia.

— Zaraz zobaczysz, a teraz spróbuj mnie prześcignąć! — krzyknął chłopak i pobiegł szybko przed siebie.

Nie czekając chwili dłużej ruszyłam. Nie było trudne dogonienie chłopaka. Byłam całkiem szybka — co zdziwiło mnie i to bardzo — więc prześcignęłam skośnookiego i pobiegłam dalej, zostawiając chłopaka w tyle. Poczułam silny zastrzyk energii, więc biegłam dalej. Obejrzałam się za siebie, aby zobaczyć czy nadal biegnie. Nie zauważyłam go, ale oczywiście przez moją nieuwagę potknęłam się o kamień i zaryłabym twarzą w ziemię, gdyby nie silne ramiona jakiegoś chłopaka.

Zauważyłam że to był... Gally? Co on tu w ogóle robił?

Szybko wstałam, otrzepałam się z ziemi.

— Lepiej patrz przed siebie. Jak będziesz w Labiryncie nikt nie będzie cię ratować, jak się potkniesz — warknął, na co mruknęłam ciche i niechętne podziękowanie.

Po chwili podbiegł do nas Minho.

— Nie jest źle, a teraz idziemy coś zjeść, bo jestem głodny. Po śniadaniu wyruszamy do Labiryntu — odparł skośnooki.

— Dzięki, umieram z głodu — wydyszałam, a następnie udaliśmy się w stronę stołówki.

— Hej Patelniak, masz coś dla mnie? — przywitałam czarnoskórego.

— Jasne, dzisiaj naleśniki — odpowiedział i uśmiechnął się.

Wzięłam swoją porcję i usiadłam w wolnym miejscu. Na stołówce nie było wielu Streferów, z powodu wczesnej godziny. W pewniej chwili dosiadł się do nas Thomas.

— Hej, jak tam? — zapytał ciemnowłosy.

— Cześć, nawet dobrze — mruknęłam. — Ty jesteś Thomas, tak?

Chłopak przytknął.

— Jesteś gotowa, by pójść do Labiryntu? Nie żeby coś, ale tam dzieją się przedziwne rzeczy — powiedział, na co ja spojrzałam na niego pytająco.

— Jak to? — zapytałam.

Przez dłuższą chwilę rozmawialiśmy głównie o Labiryncie. Thomas przytoczył mi trochę zasad i tego typu rzeczy, natomiast Azjata skupił się głównie na śniadaniu. Ciągle powtarzał, żeby słuchać się Minho. W końcu jest on Opiekunem. Opowiedział mi również o tym co się dzieje, gdy Dozorca kogoś dziabnie. Przemiana, jakieś dziwne serum i powracające wspomnienia. Ciekawe. Mówił też, że nie można się tak po prostu zatrzymywać. Dziwne, ale w końcu taka zasada nie mogła wziąć się sama z siebie. Coś wcześniej musiało się stać.

| Angel | The Maze Runner Trilogy [PL]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz