𝐖𝐋 | 𝟏𝟗. 𝐆𝐨𝐨𝐝 𝐥𝐮𝐜𝐤.

982 42 4
                                    

A N G E L I N A

Wpierw doszły do mnie zaniepokojone głosy wokół. Co to znaczy, że wrota się nie zamknęły? Co to, do cholery, znaczy? Potem rozejrzałam się dokoła patrząc, jak wszyscy zgromadzili się przy wejściu do Labiryntu. W panującej ciemności widziałam jedynie poruszające się płomienie ognia, które były noszone przez Streferów, by oświetlić drogę. To prawda, wrota powinny zamknąć się jakoś dziesięć minut temu. Więc dlaczego nadal możemy wejść do środka Labiryntu?

Następnie ktoś pociągnął mnie za sobą i poprowadził do reszty Streferów. Kolejny raz stoję pod wrotami, czekając na jakieś wydarzenie.

O co tu chodzi? — spytałam samą siebie w myślach.

Zatrzymałam się miedzy Thomasem a Newtem, równie rozkojarzona jak oni. Przecież to nie możliwe, żeby coś się zepsuło. Ten mechanizm był dosłownie perfekcyjny i dopracowany do najmniejszego szczegółu. Tak prawdę mówiąc to od dłuższego czasu coś niedobrego zaczęło się tu dziać.

Wtedy zapadła cisza. Wszyscy skupili się na obserwowaniu mrocznego wnętrza Labiryntu porośniętego bluszczem. Czułam jak ręce zaczynają mi się trząść ze stresu. Czy zaraz coś na nas wyskoczy? Albo przyleci jakiś helikopter z DRESZCZu, który powie nam, że to wszystko to żart i zaprosi nas na wspólną herbatę.

Zastanawianie się nad tym co może się stać nie trwało długo, gdyż usłyszałam potężny huk. Huk tak głośny, że wśród nas rozległ się stłumiony krzyk. Wzdrygnęłam się i przeklęłam cicho. Odruchowo chwyciłam rękę Newta stojącego obok mnie. Odwróciłam się do tyłu skąd pochodził hałas.

— Co do... — zaczął Chuck, lecz przerwał mu kolejny huk z prawej strony. Ledwo oderwałam wzrok od rozsuwających się wrót naprzeciwko mnie. Nigdy nie widziałam, żeby tamte wrota się rozsuwały. Podobnie jak wrota po prawej. I po chwili po lewej.

Atmosfera zgęstniała. Nie wiedziałam co robić, podobnie jak wszyscy inni.

— Chuck, idź się schować do sali Rady, ogay? Wpuszczaj wszystkich, którzy się gdzieś zgubią — nakazał Thomas.

— Winston, Angel idźcie z nim — dopowiedział Newt.

Nie, nie, nie. Tylko się nie rozdzielajmy.

— Ale...— zaczęłam. W międzyczasie Gally zaczął przydzielać dla innych rzeczy, które powinni zrobić. Mało mnie to obchodziło.

— Żadnego "ale". Idziesz z Chuckiem, jasne? Będzie dobrze — zapewniał mnie, choć mało mu wierzyłam.

Ugh cholera jasna. I mam ich tak zostawić bez żadnego cholernego "cześć"? Z trudem odeszłam od niego i podbiegłam do Chucka i Winstona. Nie odzywaliśmy się do siebie. Może przez przypływ adrenaliny, a może przez stres lub brak tematu do rozmowy w takiej sytuacji?

Gdy nagle usłyszałam jak coś dosłownie wbiega, wręcz rzuca się na Strefę i mieszkańców. Coś mechanicznego, obślizgłego i dobrze mi znanego.

Dozorcy zaczęli opanowywać Strefę.

Zatrzymałam się. A wraz ze mną Winston i Chuck. Byłam sparaliżowana. A poruszyłam się dopiero wtedy, gdy usłyszałam za sobą wylatujących z głównych wrót Dozorców.

— Zwiewamy stąd! — zawołał Chuck i pociągnął mnie za nadgarstek.

Biegliśmy, jak najszybciej do Sali Rady, co moim zdaniem było koszmarnym pomysłem. Wyobraziłam sobie wylatującą w tą chatkę tonową machinę. A potem mnie w środku, która zostaje przygnieciona przez deski.

Wparowaliśmy do chatki, w której o dziwo były już z cztery osoby. Równie przerażone jak ja. Co chwilę słyszałam jakieś huki, uderzenia, ryki. I co najgorsze...krzyki.

| Angel | The Maze Runner Trilogy [PL]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz