𝐋𝐍𝐒 | 𝟔. 𝐆𝐫𝐚𝐧𝐝𝐦𝐚?

645 33 2
                                    

A N G E L I N A

Westchnęłam głośno i udałam się do pokoju, trochę poleżeć po zjedzonym posiłku. Raczej pełnowartościowym posiłkiem go nie można było nazwać, ale kanapka z jeszcze dobrym pomidorem była wystarczająca.

Odkąd dowiedziałam się o ugryzieniu Newta, stałam się dla niego bardziej wyrozumiała. Często się nim opiekuję. Czasami jest gorzej, czasami lepiej. Raz choroba daje się o sobie znać i Newt jest cholernie nerwowy, a chwilami jest tak, że nawet czasami zapominamy o Pożodze.

Weszłam do pokoju i położyłam się na łóżku. W nocy znowu miałam ten sam sen. Coraz częściej się powtarzał i ciągle przemawiał ten sam kobiecy głos. A ja coraz bardziej byłam zmęczona tym wszystkim co teraz się dzieje. Ciągle planujemy akcje odbicia Minho, plan musi być perfekcyjny.

Czasami zastanawiam się, jak by to  wszystko wyglądało, gdyby nie było Pożogi, ziemia nie została wypalona przez słońce i nie było DRESZCZu. W sumie gdyby nie DRESZCZ, to prawdopodobnie nigdy bym nie poznała Newta, Minho i innych. Nigdy bym nie trafiła do Strefy i nie widziałabym Labiryntu. Nie wiem jak moje życie, by wyglądało bez niego. Nie potrafiłam sobie tego wyobrazić.

Może poznałabym kogoś innego? Nie raczej nie. Mimo wszystko kochałam Newta i będę się tego trzymać. A już na pewno nie pozwolę mu umrzeć.

Nagle do pokoju wparował Newt, zatrzymując się przy drzwiach. Posłałam mu niezrozumiałe spojrzenie, na co on się tylko uśmiechnął.

— Wychodzimy — powiedział dziwnie radosnym głosem, na co zmarszczyłam brwi.

— Gdzie? — spytałam.

Zbliżała się dziewiętnasta, raczej nigdzie nie powinniśmy wychodzić.

Chłopak nie odpowiedział. Podał mi dłoń, która ujęłam i razem poszliśmy do wyjścia z naszej bazy.

— O co mu chodzi? — spytałam się chłopaków, którzy siedzieli na kanapie i rozmawiali. Wzruszyli ramionami i kontynuowali rozmowę, znacznie ciszej.

Newt zaczął zakładać buty.

— Gdzie idziemy? — zapytałam. — No weź, no — zirytowałam się, gdy nadal nic nie mówił.

— Mówiłem, że wychodzimy.

— Ugh.

Wyszliśmy na świeże powietrze. Było chłodno, więc od razu zasunęłam swoją kurtkę. Właściwie to kurtka Brendy, którą dała mi, gdy udałyśmy się szukać chłopaków. Robiło się też ciemno. Skierowaliśmy się w stronę centrum miasta, gdzie było bardziej tłoczno.

— O co ci chodzi, Newt? — spytałam, patrząc na niego. On wręcz ociekał optymizmem, co w jego obecnej sytuacji jest dziwne. — Dlaczego nic nie mówisz...?

— Gally powiedział, że możemy iść na miasto, ale nie na długo. Trochę tak jakby randka. — mruknął i spojrzał na mnie.

Uśmiechnęłam się do niego i delikatnie pocałowałam. Niestety po chwili się od siebie oderwaliśmy i kontynuowaliśmy nasz spacer. Nawet się nie spieszyliśmy.

— Pięknie tutaj — szepnęłam, rozglądając się wokół. Mnóstwo wysokich budynków, kolorowych bilbordów, nowoczesnych samochodów, świateł. Luksus. — Tylko szkoda, że oddzielony od reszty. Przecież ludzie za murem tam gniją, a oni pławią się w luksusach. To niesprawiedliwe — burknęłam.

| Angel | The Maze Runner Trilogy [PL]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz