A N G E L I N A
Minęły cztery dni od momentu, gdy Ben mnie zaatakował. Niestety nie wyzdrowiał, a wręcz przeciwnie jego stan krytycznie się pogorszył. Nie mogłam przeboleć tego, że Ben zostanie wyrzucony ze Strefy, a nawet zbytnio go nie poznałam. Alby powiedział, że ja, jak i również kilku innych Streferów, nie możemy przebywać z nimi podczas wygnania. Dlatego siedziałam gdzieś na poboczu z Chuckiem, obserwując chłopaków, którzy mieli zamiar wygnać Bena.
— Myślisz, że on przeżyje? — zapytałam Chucka, który wpatrywał się w Streferów, stojących przy wrotach Labiryntu.
— Nie — mruknął i wrócił do nerwowego bawienia się trawą. — Nikt nie przeżył tam nocy.
— To przez Dozorców oni tam umierają, prawda? — zapytałam, jednak po chwili zrozumiałam, jak bardzo głupie było to pytanie.
— Chyba — odpowiedział. — Albo z głodu.
— Rozumiem — westchnęłam. Spojrzałam w tłum Streferów, a następnie na związanego Bena, którego prowadził Minho. — Ja bym nie dała rady wygnać swojego przyjaciela.
— Złamał zasadę, jest niebezpieczny — powiedział Chuck.
Usłyszałam krzyk, należący do Bena, który rozległ się po całej Strefie. Odwróciłam się w stronę Streferów, którzy powoli posuwali się w stronę wyjścia. Ben krzyczał i błagał o jeszcze jedną szansę. Jednak oni dalej pchali go do Labiryntu. Streferzy zbliżali się do prawie zamkniętego wyjścia. Ben starał się ich odsuwać, aczkolwiek mu się to nie udawało. W końcu znalazł się miedzy dwoma zbliżającymi się do siebie murami, a jednym ruchem, jaki mógł zrobić to poddanie się i wejście do Labiryntu, jednocześnie skazując się na śmierć. Wrota zamknęły się, a ja wiedziałam, że już nigdy nie zobaczę Bena, którego praktycznie w ogóle nie znałam. Jednak w głębi serca czułam ogromne przywiązanie do tego chłopaka. W końcu podobno w Strefie wszyscy jesteśmy rodziną.
Poczułam jedną samotną łzę, która swobodnie spłynęła po moim policzku. Starłam ją i spojrzałam na Chucka, który pustym wzrokiem wpatrywał się na wrota.
— Jesteś głodny? — zapytałam chłopaka. Chuck przytaknął, a chwilę później udaliśmy się w stronę Patelni.
Kilka dni później skończyłam moje zajęcia i przyszedł czas wyboru.
Z wszystkich prac, które wykonywałam bycie Zwiadowcą było najciekawsze. Prawdę mówiąc każde zajęcie w Strefie miało pełno minusów.
Chociażby bycie Plastrem jest okropnie odpowiedzialne, a Streferzy przynajmniej raz dziennie przychodzą pocięci, posiniaczeni lub zranieni. Męcząca i odpowiedzialna praca — nie dla mnie.
Bycie Rozpruwaczem było chyba najgorszą pracą ze wszystkich. Ciągłe mordowanie zwierząt i obdzieranie ich ze skóry przyprawiało mnie o mdłości. Oby Winston wybił sobie z głowy, żeby głosować na to, abym pracowała na Mordowni.
Natomiast praca u Patelniaka była naprawdę przyjemna. Patelniak jest osobą o niezwykłej charyzmie i całkiem przyjemnie mi się z nim rozmawiało. Jednak czasu na rozmawianie było naprawdę niewiele. Co chwila przychodził jakiś Strefer, który prosił o jedzenie i tak bez przerwy. Do tego dochodzi przygotowanie obiadu, kolacji i śniadania.
Praca Pomyja to zdecydowanie najgorsza praca zaraz po pracy w Mordowni. Trzeba było być, jak na zawołanie. Posprzątaj to, ogarnij to, umyj to, umyj tamto. Istna masakra.
Tak czy inaczej weszłam do Sali Rady, w której siedziało już kilku Streferów. Na szczęście nie zainteresowali się mną i w spokoju mogłam poczekać na Alby'ego i Newta. Boże, spraw, żebym nie została jakimś Pomyjem lub Rozpruwaczem. Znając życie Gally, który aktualnie siedział w rogu i wpatrywał się w podłogę, zagłosuje, żebym pracowała jako Pomyj. Wszystko leży w rękach reszty Streferów.
CZYTASZ
| Angel | The Maze Runner Trilogy [PL]
FanfictionDRESZCZ zabrał jej wszystko. Rodzinę, pamięć, przyjaciół. Stworzyli Labirynt, w którym umieścili kilkadziesiąt różnych nastolatków. Angelina trafia do Labiryntu pełnego samych chłopaków, a wydostanie się stamtąd nie jest łatwym zadaniem... ✨ - rozdz...