𝐖𝐋 | 𝟏𝟎. 𝐒𝐡𝐞 𝐢𝐬 𝐭𝐡𝐞 𝐥𝐚𝐬𝐭 𝐨𝐧𝐞.

1.2K 54 6
                                    

A N G E L I N A

— Dostałaś leki na uspokojenie, więc nie musisz się już obawiać, że twój atak się powtórzy — oznajmił Clint, zabierając ode mnie kubek z wodą, którą popiłam tabletki od Plastra. Po jego słowach dosłownie kamień spadł mi z serca. Poprawiłam nowy bandaż, którym owinięto mi ranę i wstałam z ziemi.

— Dziękuję. — Posłałam mu chwilowy uśmiech. Clint odwrócił się do stojącego w Ciapie Alby'ego, który uważnie mi się przyglądał.

— Dajmy jej czas na ochłonięcie — powiedział i wyszedł z Ciapy, a następnie powędrował w swoją stronę, omijając Chucka i Newta, którzy stali przed wejściem.

— Wiesz, że na razie nie mogę cię wypuścić — mruknął Przywódca.

— Przecież wiem — westchnęłam i spojrzałam na Alby'ego, który ostatni raz zmierzył mnie wzrokiem i opuścił Ciapę.

Zamknął wejście, po czym wsadził klucz w kieszeń swoich spodni i spojrzał porozumiewawczo na chłopaków. Newt udał się gdzieś z Albym, natomiast Chuck nadal siedział przy wejściu. Wpatrywał się intensywnie w jeden punkt. Jakby nad czymś myślał. Podeszłam do niego.

— Nad czym myślisz?

— Podobno osoby dziabnięte przez Dozorców mają jakieś ataki i wspomnienia... — Chuck przeniósł swój wzrok na mnie. Domyśliłam się o co mu chodzi.

— Nie zostałam dziabnięta, Chuck.

— Mam nadzieję... — westchnął i ponownie odwrócił wzrok. Wyciągnęłam rękę przez kraty. Położyłam ją na ramieniu siedzącego Chucka.

— Ej, nie przejmuj się mną. Poradzę sobie, ogay? — Chłopak popatrzył na mnie i tym razem uśmiechnął się.

— Wyciągnę cię stąd. Dzisiaj — powiedział. Jego słowa nie wzbudziły we mnie radości i zadowolenia, a wręcz przeciwnie. Poczułam dziwny strach. Nawet nie wiedziałam, z jakiego powodu.

— Chuck, naprawdę nie musisz tego robić. Poczekam sobie, co ma być to będzie. Jak mnie wywalą, trudno. Będą całe życie w błędzie. A jeżeli mnie wypuszczą stąd to będzie ogay i wszystko się ułoży — odparłam. — A teraz mogę skoczyć do łazienki?

— Jasne, powiem tylko Alby'emu, żeby wiedział. — W odpowiedzi kiwnęłam głową i Chuck udał się w stronę Bazy.

Usiadłam na ziemi i zaczęłam zastanawiać się nad tym co powiedziała do mnie tajemnicza kobieta "w mojej głowie". Otóż powtarzała, że DRESZCZ jest dobry. Słyszałam też, jak mówi do mnie obiekt A10. Nie wiem kompletnie co to wszystko znaczyło. Wiem jedynie, że to już mnie przerasta. Cholerny DRESZCZ. Cholerna kobieta.

— Jestem. — Usłyszałam Chucka, który stał przy wejściu i trzymał klucz.

— Szybki jesteś — prychnęłam. Chłopak zaczął majstrować przy kłódce, a po chwili otworzył na oścież wejście do Ciapy. Wstałam z ziemi, a po chwili znalazłam się na zewnątrz. Czułam się, jakbym dopiero co wyszła z więzienia. Bo w sumie po części tak było. Po Strefie, jak zawsze szwendało się mnóstwo mieszkańców, którzy zajmowali się swoimi sprawami.

— Idziesz? — Chuck lekko szturchnął moje ramię.

Spojrzałam na niego i udaliśmy się w stronę łazienek, w których nie miałam jeszcze okazji być. Przechodziliśmy obok Bazy, gdzie znajdowało się dosyć sporo Streferów. Wgapiali się we mnie, jakby zobaczyli jakiegoś groźnego mordercę. Starałam się ignorować ich spojrzenia. Minęło kilka minut, gdy znaleźliśmy się pod pomieszczeniem z toaletami i prysznicami.

| Angel | The Maze Runner Trilogy [PL]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz