𝐖𝐋 | 𝟏𝟕. 𝐖𝐡𝐲 𝐚𝐫𝐞𝐧'𝐭 𝐭𝐡𝐞𝐲 𝐜𝐨𝐦𝐢𝐧𝐠 𝐛𝐚𝐜𝐤?

1K 45 7
                                    


A N G E L I N A

Los chciał, żebym się rozchorowała. Musiałam dosłownie przez kilka dni leżeć w łóżku, bo nie miałam siły wstać. Byłam też zmuszona chodzić co kilka godzin do łazienki, żeby zwrócić to co jadłam rano i przy okazji nie obyło się bez tej pikolonej krwi. Myślałam, że pozbyłam się tego problemu, ale jednak nie. DRESZCZ wiedział jak uderzyć, żeby nie zabić, a zranić. Prawdę mówiąc, nie mam zielonego pojęcia przez co się rozchorowałam, ale podejrzewam, że było to jakieś zatrucie pokarmowe. Lub cokolwiek innego co postanowiło mnie pogrążyć.

Więc leżąc tak, nic nie robiąc, męcząc się cały dzień i czekać, aż dostanę leki przeciwbólowe albo ktoś do mnie przyjdzie, zaczęłam nałogowo czytać jakieś książki od Albyego, które kiedyś dostał od Stwórców. Nie były fascynujące, ale były czymś idealnym, żeby zabić nudę.

Aktualnie kończyłam kolejną książkę z cholernie bolącym brzuchem i czekałam, aż ktoś w końcu przyjdzie mnie odwiedzić. Nie chciało mi się siedzieć tu samej, wolałam z kimś rozmawiać lub na przykład grać z Chuckiem w jakieś gry. Zawsze to jakaś forma rozrywki, prawda?

Poza tym siedzenie przez trzy dni w jednej chatce, wychodząc na zewnątrz dość rzadko i ruszając się tylko do łazienki było tak samo wkurzające, jak gorączka lub wymioty.

A dlaczego jestem w swojej chatce, a nie w Lecznicy?

Cytując Jeffa: "Bliżej do łazienki".

Odłożyłam książkę na szafkę, gdy drzwi się otworzyły, a przez nie wszedł Newt.

— Lepiej się czujesz? — spytał od razu, kładąc coś na szafce — Jeff kazał mi przekazać jakieś leki przeciwbólowe.

— Mhm, dziś boli mnie tylko brzuch — mruknęłam. Fakt, lepsze to, niż to co działo się przedwczoraj. Przyłożył swoją rękę do mojego czoła, chcąc zmierzyć jako tako moją temperaturę.

— Nie jest źle — odparł. — Chcesz czegoś? Coś do jedzenia albo do picia?

— Nie — odpowiedziałam krótko, chwytając trochę trzęsącymi się rękami szklankę z wodą. Newt uważnie przyglądał się temu co robię, a ja w jakiś mało skuteczny sposób starałam się ukryć drżenie moich rąk.

— Zimno ci? — spytał po chwili.

— Trochę. Ale tak tylko troszeczkę — skłamałam. Nie było mi jakoś bardzo zimno, po prostu tak miałam. Może to przez zmęczenie.

Chłopak od razu ułożył się obok mnie i przyciągnął bliżej. Zrobiło mi się od razu cieplej i tak... lepiej? Przymknęłam oczy.

— Spróbuj zasnąć, ostatnio nie spałaś w nocy. Zostanę tu, na wszelki wypadek.

***

Tydzień później udało mi się wyzdrowieć

Stałam oddalona od drzewa o jakieś kilka metrów. Miało idealnie twardą korę, w którą wbijały się noże, jednocześnie nie odbijając się od niej. Było to perfekcyjne drzewo  w lesie, a dokładniej we wschodniej części lasu, gdzie niedaleko znajdował się mur dzielący Strefę od Labiryntu.

Wytężyłam wzrok i jeszcze raz skupiłam się na celu. Nauczyłam się, jak ustawiać nóż, bądź scyzoryk pod takim kątem i takim ustawieniem, żeby trafić do celu. Tak szczerze mówiąc to nie mam zielonego pojęcia po co mi rzucanie nożem, ale jak widać nuda robi swoje.

| Angel | The Maze Runner Trilogy [PL]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz