........
Zjawił się pod mieszkaniem w mgnieniu oka. W trakcie jazdy samochodem jego telefon zaczął dzwonić. Włożył słuchawkę do ucha i odebrał.
— Czego? — mruknął. Nie był w dobrym humorze. Z samego rana pokłócił się z Jiminem, u którego nocował. Był zły. Nie miał pojęcia co zrobić. Poszło o jakąś głupotę, której kompletnie nie rozumiał
— Szefie, dzień dobry... jak się spało?
— Do sedna i mnie nie denerwuj.
— A, tak. Jedziesz do Taehyunga, prawda?
— Tak i co z tego? — odparł skręcając w ulicę, na której znajdował się blok jego przyjaciela.
— Mógłbyś sprawdzić, czy może Jeongguk u niego jest i dać mi odpowiedź? Jego mama odchodzi od zmysłów, bo ten nie odbiera od wieczora, a powiedział, że idzie się przejść. Kobieta jest w ciąży, nie powinna się tak stresować...
— Namjoon stop — przerwał mu. — Dobrze, jeśli młody tam będzie, to Cię o tym poinformuje. Właśnie wjeżdżam na parking i zadzwonię gdy...
— Świetnie, to nie będę się rozłączał!
— Cokolwiek — westchnął Yoongi parkując auto. Schował telefon do kieszeni, ponieważ i tak rozmawiał przez słuchawkę i wyłączył silnik.
— A ten... wydajesz się byś zdenerwowany, coś się stało? — zaczął Namjoon po krótkiej chwili. Starszy wchodził po schodach.
— Nie twój interes.
— Okej, nie wtrącam się. Ale w razie czego...
— Ta, dzięki.
Yoongi zapukał w drzwi przyjaciela. Nie otworzył, więc wyciągnął zapasowy klucz, który posiadał. Wszedł do środka.
— Taehyung? — powiedział.
— I co? Jest Gguk? — wtrącił Joon w słuchawce.
— Nie widzę nikogo, ani Jeona ani... — przerwał. Wszedł do salonu, gdzie zmarszczył brwi zaskoczony zatrzymując się. — Chociaż jakby tak na to spojrzeć z innej strony...
Zaśmiał się widząc bałagan w pomieszczeniu.
— Co jest? Dlaczego się śmiejesz?
Podszedł do kanapy rozglądając się. Na podłodze walały się ubrania, co może by go tak nie zdziwiło, gdyby nie to, że na podłodze leżały dwie pary spodni, tak samo jak bokserek. Każdy kto zna Taehyunga wie, że nie zostawia więcej niż jednej pary i rano ją sprząta. Dziwny był również fakt, że na stoliku leżały dwa telefony i rozmrożona marchewka.
— Co się dzieje? Yoongi!
— Jest tu...
— Dzięki ci...
— Ale w sumie, poczekaj — uśmiechnął się. Wziął w rękę teczkę, po którą przyszedł i udał się w stronę zamkniętych drzwi. — Upewnię się.
— Znalazłeś jego zwłoki i nie możesz rozpoznać, czy to on?!
— Zgłupiałeś? — zaśmiał się starszy. Wszedł do sypialni. Zobaczył tam śpiącą parę. W pomieszczeniu było gorąco i śmierdziało. Yoongi doskonale zdawał sobie sprawę czym. Pokręcił głową i widząc kawałek nagiego pośladka swojego przyjaciela podszedł do nich, chciał ich przykryć. Było bardzo cicho. Starał się nie narobić hałasu.
— Żyją?! — usłyszał w słuchawce na co podskoczył. Zapomniał, że nadal rozmawiał z Namjoonem. Przestraszony wydał z siebie dziwny dźwięk. Spojrzał na śpiących. Młodszy jedynie ruszył się mocniej przyciskając się do Taehyunga. — Yoongi?! Mam dzwonić gdzie trzeba?!
Min przewrócił oczami. Przykrył ich szczelniej kołdrą i najciszej jak potrafił, otworzył okno.
— Nic im nie jest, więc wracaj do pracy.
— A skoro mowa o pracy...
— Co zrobiłeś? — westchnął wychodząc z mieszkania. W drodze do auta wyciągnął jeszcze telefon i napisał do Taehyunga.
— Bo tak jakby...
— No mów.
— Chyba zawaliłem kontrakt z Super Junior...
— Że co? — Yoongi zatrzymał się z jedną nogą w aucie. — Mamy z nimi kontrakt od dobrych paru lat, mój ojciec go z nimi podpisał, jeśli przez Ciebie go nie przedłużą, to wylatujesz, rozumiemy się?
— Ja...
— Dobra, już jadę.
Rozłączył się. Jego ziryrowanie powróciło, jednak nie było już tak silne. Dzięki temu, co zobaczył humor mu się polepszył. Nie na długo, jak widać. Yoongi w ostatnim czasie miał ochotę wziąć wolne i wyjechać gdzieś, gdzie nikt nie będzie zawracał mu głowy.
............
...............
Co tam u was? Kiedy macie urodziny?
CZYTASZ
Sassy Moody Nasty || TaeGguk
FanfictionGguk to bogaty i popularny dzieciak szukający atencji, a Tae - dobrze się uczący, nie wychylajacy się, jednak nie daje sobą pomiatać. Gguk żeby być popularniejszy chce zadrwic ze starszego ale nie wszystko idzie po jego myśli. raczej czat, albo ja...