24

14 2 13
                                    

    Ostatnie kwiaty spadły z drzew, po czym niesione przez mroźny wiatr opadły ziemię. Toq zastanawiał się, zdąży wrócić do Yuanu przed pierwszym śniegiem. Słyszał, jak jadący za nim Jung i No-ran szepczą sobie do ucha. Miał tego dość. Czasami wolałby podróżować sam, ale nie chciał tego powiedzieć na głos.

   Kątem oka spojrzał na nich i teatralnie przewrócił oczami, gdy udało mu się usłyszeć wypowiedziane przez Księżniczkę słowa.

     Byli już w drodze od ponad tygodnia. Podróż dłużyła się, stając się trudniejszą do pokonania. Arystokrata źle znosił czas poza Pałacem. Gdyby wiedział, że jest inny sposób, by przekonać Turcję do wycofania się z Yuanu, nigdy nie wyruszyłby w drogę.

   Ari była dla niego najważniejsza. Zastanawiał się, co dziewczyna teraz robi i czy w ogóle o nim myśli. Bo on myślał o niej kilka razy dziennie. Nawet, kiedy starał się zająć głowę czymś innym, przed oczami stawał jej obraz, który z dnia na dzień coraz bardziej się zamazywał. Bał się, że pewnego dnia o niej zapomni.

    Nie miał zbyt wielkich ambicji. Jedyną rzeczą, której pragnął ponad wsztko inne to szczęśliwe życie u boku dziewczyny. Nie obchodził go tron, ani władza związana z taką pozycją. I tak podejrzewał, że prędzej stałby się częścią haremu Jej Wysokości, niż Cesarskim Małżonkiem. Jeśli w ogóle miał na to szansę.

     Gdyby to było od niego zależne, nie zatrzymaliby się ani razu, ale nie tylko konie, a oni sami potrzebowali choć chwili wytchnienia. Dłuższa jazda bez jakichkolwiek przerw mogłaby skończyć się dla wierzchowców tragicznie.

     - Na pewno się tu nie zatrzymany- powiedział tonem nieznoszącym sprzeciwu, gdy dostrzegł szyld domu kurtyzan.- Po tym, co usłyszałem nie tylko od Xianmei, ale także Ayushiridary, spisuję takie miejsca na straty.

    Jung nie zaprotestował. Po prostu pokiwał głową i ruszyli dalej. Przemierzali drogę w absolutnej ciszy, ale Toq uznał to za zbawienie, gdyż nie chciał odpowiadać na niewygodne pytania przyjaciół. I tak już miał zbyt wiele na głowie.

    W końcu zobaczył coś w oddali. Zatrzymał się, a Jung i No-ran uczynili to samo, nie zadając pytań.

    Z tego miejsca bez problemu można było dostrzec dok. Przy brzegu na lekkich falach kołysały się łódki. Może nie wyglądały jak te, którymi Toq zwykł kiedyś pływać, ale nie o to w tym wszystkim chodziło. Mieli po prostu bezpiecznie wrócić do Yuanu, nawet jeśli trochę okrężną drogą.

    Tylko czy zostawienie tu koni było logicznym i bezpiecznym posunięciem?

    - O czym myślisz?- spytał go generał, nie mogąc rozgryźć rozumowania Toqa.

   - Zastanawiam się, czy gdybyśmy wzięli jedną łódź i nią ruszyli w dalszą drogę, to czy jest to dobry pomysł- odparł arystokrata, nie odrywając wzroku od spokojnej wody.

   - Powinnyśmy spróbować- wtrąciła się No-ran. Obaj popatrzyli na nią i skinęli głowami.

   Nie trzeba było już nic więcej omawiać, tylko od razu przystąpić do działania. Kiedy Jung i No-ran poszli obejrzeć każdą łódź z osobna, Toq zabrał ze sobą sakiewkę i ruszył w stronę niewielkiej drewnianej chaty, która była jedynym domostwem w promieniu kilku kilometrów.

   Podszedł do drzwi. Z wahaniem wyciągnął przed siebie rękę i niezbyt głośno zapukał. Raz. Drugi. Trzeci, ale zero odpowiedzi. Jeśli nikt nie wyjdzie, by się z nim spotkać Toq postanowił zostawić sakiewkę na schodach, odwiązać łódź i wypłynąć.

    Tak jak arystokrata podejrzewał, nikt nie wyszedł na zewnątrz, dlatego położył złoto przed wejściem. Odwrócił się na pięcie i ruszył do swoich przyjaciół,  którzy już zdążyli wsiąść do łodzi i odbić się od brzegu. Nadal jednak znajdowali się na tyle blisko, by Toq bez problemu mógł do nich dołączyć.

𝙴𝚖𝚙𝚛𝚎𝚜𝚜 𝚘𝚏 𝙽𝚘𝚝𝚑𝚒𝚗𝚐Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz