[I] 𝐋𝐄𝐀

359 20 9
                                    

ZACZĘŁO SIĘ JAK ZWYKLE

Było dość ciepłe jak na kwiecień popołudnie, a słońce delikatnie chowało się za niewielkimi, białoszarymi obłokami nad kalifornijskim niebem. Wiał również lekki wietrzyk, podczas gdy gromada licealistów opuszczała swoją szkołę w Sacramento — ogromny, kremowy budynek z nazwą wypisaną srebrnym drukiem tuż nad wejściem. Młodzi ludzie zbijali się w kilkunastoosobowe grupki, dyskutujące zawzięcie i roześmiane. Niektórzy wychodzili samotnie i usiłowali się czymś zająć: ściskaniem ramiączek plecaków, telefonami komórkowymi, słuchawkami lub innymi drobiazgami. Dzień wydawał się aż do bólu nudny, typowy i całkowicie zwyczajny, jednak w rzeczywistości wcale taki nie był. Po prostu nie wszyscy potrafili dostrzec te niezwykłe rzeczy, zjawiska albo osoby. 

Lea Farewall, jedna ze starszych uczennic, przemykała pomiędzy całym tłumem prędko i prawie niezauważalnie. Nie miała ze sobą smartfona ani słuchawek. Zdmuchiwała co chwilę kosmyki miodowych włosów, które nasuwały jej się na czoło, podczas gdy jasnozielone oczy przenikliwie otaskowywały okolicę. Wyglądała, jakby kogoś szukała, co nie mijało się z prawdą. W mnóstwie innych twarzy, spojrzeń, sylwetek zdawała się po prostu zanikać. Mało kto przyglądał się fantazyjnym, bladym wzorkom na jej białej koszulce wciśniętej w długą turkusową spódnicę, a już z pewnością nikt nie zauważył, jak ściska nóż ukryty w rękawie rozpiętej kurtki. I dobrze, bo o to jej właśnie chodziło. 

Dzień Lea rozpoczęła od rozprawienia się ze stadkiem nieprzyjacielskich harpii. Następnie podczas lekcji angielskiego przez okno wpadł jakiś zagubiony Lajstrygon, który zostawił jej pamiątkę w postaci dwóch draśnięć na policzku oraz zielono-fioletowego siniaka na kolanie. Na koniec nowa licealistka z innej klasy zamieniła się w Empuzę i prawie przegryzła jej gardło. 

Uroki życia herosa, można powiedzieć. Jak się jest w połowie bogiem czy boginią, takie sytuacje nie powinny stanowić nowości!

Sęk w tym, że Lea była córką Iris, pomniejszej bogini tęczy. Potwory wyczuwały ją z o wiele większą trudnością niż dzieci innych, potężniejszych bogów — dzieci Wielkiej Trójki albo choćby Dwunastki. Skoro dzisiaj spotkała ich tak wiele, to albo miała wyjątkowego pecha... albo działo się coś naprawdę niedobrego. Niestety, druga opcja wydawała się bardziej prawdopodobna. 

Lea miała tylko jedną okazję, by dowiedzieć się o tym czegoś więcej — spotkać się z NIĄ jak w każdy piątek, o tej samej godzinie i w tym samym miejscu co zawsze. Jeśli się spóźni, okazja przepadnie. Już raz się tak zdarzyło, a że nie mogła pozwolić na powtórkę, przyspieszyła kroku. 

Wyminęła grupkę nastolatków, a wtedy idąca w niej dziewczyna chwyciła ją za ramię. 

— Lea, chodź!

Normalnie w tym całym pośpiechu Lea zignorowałaby każdego, ale akurat teraz została zaczepiona przez dobrą koleżankę z klasy. Poprawiła więc plecak (pomimo jednego ramiączka oberwanego przez harpie) i uśmiechnęła się. 

— Dziś nie mam czasu — przyłożyła dwa palce do czoła, wymykając się z uścisku. — Do jutra, Hiromi!

Nie oglądając się za jej reakcją, pomknęła dalej w tłum, zerkając na zegarek na lewym nadgarstku. Dawniej nie lubiła go nosić, jednak ze względu na okoliczności okazywał się niezbędny. Zostało sześć minut. Dotarcie na miejsce zajmowało zazwyczaj około czterech, ale nigdy nie wiadomo, jakie przeszkody spotka się na drodze. Przeklinając w myślach nauczycielkę, która zatrzymała ją dłużej w klasie, rzuciła się biegiem. 

Przebiegła obok gromadki śmiejących się chłopaków idących na samym uboczu. Teraz zostawiła za sobą znaczną część uczniów. Idealnie. Niektórzy z jej znajomych wiedzieli, gdzie mieszka, więc mogliby się ciekawić, dlaczego udaje się w przeciwnym kierunku. 

❝Po nici Ariadny❞ | Dwoje wybranychOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz