LEA NIGDY NIE KORZYSTAŁA z rozmów wideo na typowo śmiertelniczych urządzeniach: telefonach, komputerach, laptopach i tak dalej, ale jej brat już tak. Dzięki niemu wiedziała, że jakość obrazu na tego typu połączeniach niekiedy, a właściwie dosyć często, pozostawia wiele do życzenia.
Iryfon był lepszy. O wiele. Ukazywał rzeczywistość taką, jaka była naprawdę. Lea utwierdziła się w tym przekonaniu, stając twarzą w twarz z Rachel Elizabeth Dare prezentującą się dokładnie tak, jak podczas ich rozmowy na odległość.
Córka Iris starała się ukrywać emocje, jakie w niej buzowały i tworzyły chaotyczną plątaninę — ale to nie było łatwe, podczas gdy tak wiele się działo. Potwory, potwory i jeszcze raz potwory od rana, następnie nieoczekiwany zwrot akcji podczas spotkania z Ariadną, potem ten cały przyjazd do Obozu Jupiter. Myśl, że po dwóch latach naprawdę zrobili wielki krok naprzód, dotarła do Lei tak gwałtownie i nieoczekiwanie, że początkowo dziewczyna nie potrafiła dopasować jej do wizji otaczającej ich rzeczywistości. Zdawało jej się, że to tylko sen — iluzjonistyczna sztuczka któregoś z bogów snów, może Ikelosa, jej niedoszłego chłopaka — dopóki nie zobaczyła Rachel. Widok wyroczni delfickiej działał bardziej otrzeźwiająco niż sądziła, że podziała.
Należało też zwrócić uwagę, iż Rachel nie była sama. Kroku dotrzymywała jej uderzająco ładna blondynka, którą Lea znała — Laurel, córka Afrodyty — ubrana w jasnoniebieski top i buty w tym samym kolorze oraz białe dżinsy z szerokimi nogawkami i lekką białą kurtkę. Ze swoimi idealnymi rysami twarzy i dużymi błękitnymi oczami mogłaby przypominać lalkę Barbie, jednak fryzura burzyła to wrażenie: delikatne, jasne fale rozdzielone przedziałkiem na bok i uniesione u nasady sięgały tylko podbródka.
Chłopak Laurel, Owen, szedł tuż obok. Jeszcze parę lat do tyłu sam jego widok poważnie zirytowałby Leę. Nie lubiła go, gdy się poznali. Wydawał jej się wtedy zbyt energiczny nawet jak na herosa i stanowczo zbyt natrętny. Może wrażenie to wynikało z faktu, że spotkali się po raz pierwszy w najmniej odpowiednich okolicznościach, w jakich tylko się dało, a jak to mówią — pierwsze wrażenie jest najważniejsze. Choć nie znali się dobrze, sama jego postawa, samo spojrzenie i sposób mowy w jakiś sposób Leę strasznie denerwowały. Nie tak wyobrażała sobie herosa, od którego działań zależały losy całego świata.
Od tamtego czasu wiele się jednak zmieniło. Można powiedzieć, że wojna z Chaosem w jakiś sposób zjednała ze sobą herosów, zatarła większość dzielących ich różnic. Teraz dziewczyna nie czuła awersji do większości osób, za którymi dawniej nie przepadała — w tym także do Owena McRae'a.
Syn Nemezis wyglądał trochę inaczej niż dwa lata temu. Niby dało się go rozpoznać, ale rysy jego twarzy wydawały się poważniejsze i dojrzalsze, w wyniku czego bardziej przypominał rodzeństwo od strony matki, bogini zemsty. Niegdyś niesforne i przydługie brązowe włosy zostały trochę krócej przycięte, a i układały się naprawdę porządnie. Jedynie oczy pozostały takie same jak dawniej: bystre, przenikliwe, w kolorze gorzkiej czekolady — ładnie komponowały się z wkładaną przez głowę bluzą o tej samej barwie, jaką Owen miał na sobie.
Kiedy tylko Rachel ich dostrzegła, zerwała się i gwałtownie przyspieszyła kroku, wyprzedzając swoich towarzyszy. Jej spojrzenie wyrażało wszystkie emocje, które w niej buzowały i spośród których najwyraźniejszy był niepokój.
Zaczyna się — pomyślała Lea, uświadamiając sobie, że udziela się jej przejęcie Dare.
Luis puścił jej rękę w chwili, gdy drzwi księgarni zatrzasnęły się.
— Cześć. Nie spóźniłam się strasznie, prawda? — zapytała Rachel, po czym wzięła głęboki wdech. — Bogowie, mamy tyle do omówienia!
![](https://img.wattpad.com/cover/263955992-288-k238091.jpg)
CZYTASZ
❝Po nici Ariadny❞ | Dwoje wybranych
Fanfiction[Kontynuacja "Dwoje wybranych"] 𝐋𝐄𝐀 usiłuje zdobyć informacje. Jej najlepszym, a zarazem jedynym źródłem jest tajemnicza postać w pelerynie, którą spotyka co tydzień. Choć według Iris, bogini tęczy, poszukiwaniem ich nieprzyjaciółki Apate oraz po...