[LVI] 𝐋𝐄𝐀

48 12 0
                                    

JAK POWINNO SIĘ SPĘDZIĆ DZIEŃ PRZED WYDARZENIEM, które może zaważyć na losy świata?

Lei trochę zajęło przypomnienie sobie, co wymyśliła ostatnim razem, ale gdy wreszcie to zrobiła, poczuła się jeszcze gorzej. Ostatnio, to znaczy ponad dwa lata temu, zajmowała się obozowymi obowiązkami. A wolny czas spędzała głównie z Lavinią. Albo Tylerem. Albo Luisem.

Teraz Lavinia już nie żyła. Tyler całkowicie się od nich odsunął. A Luis nie dawał znaku życia od wczoraj, tak jak Larry. Claire Le Bon rano wysłała iryfon z informacją, że nie wie, kiedy wróci, ale wkrótce wszystko wyjaśni i nie ma się o co martwić (co dla Lei zabrzmiało mało przekonująco, jednak nic więcej nie zdołała od niej wyciągnąć). Ikelos nadal się nie odzywał.

Pozostawała jedynie Felicia. Tylko że o niej Lea wolała nawet nie myśleć.

Nieustannie czuła pokusę, by wyjść. Przejść się. Rozejrzeć po okolicy. Na bogów, tak rozpaczliwie chciała móc zrobić cokolwiek. Powstrzymywała ją dołująca świadomość, że w ten sposób nie poprawi ich sytuacji. Musiała po prostu czekać na właściwy moment.

Przygotowała sobie kawę, co ją uświadomiło, jak strasznie tęskniła za ekspresem, lecz przynajmniej znalazła sobie pochłaniające czas zajęcie. Gdy miała już przed sobą parujący czarny napój, nabrała ochoty, żeby wypić go na zewnątrz. Wyjrzawszy jednak na zbierającą się burzę, szybko zmieniła zdanie.

Pomyśleć tylko, że aż do wczorajszej nocy pogoda była tu idealna!

Lea usiadła przy stole i objęła naczynie obiema dłońmi. Gorąc, który normalnie by ją odrzucił, wydawał się teraz kojący. Pomagał jej na chłodne dreszcze niepokoju przebiegające co chwilę przez jej plecy. Dziewczyna zdążyła upić niewielki łyk, zanim usłyszała za sobą cichy głos wypowiadający jej imię. Wzdrygnęła się, przez co omal nie wylała kawy.

Felicia stała w progu. Wyglądała znacznie lepiej niż w nocy, jednak w jej oczach wciąż dało się dostrzec zmęczenie. Ramiona miała opuszczone z rezygnacją, a warga lekko jej drżała.

Lea instynktownie zesztywniała. Odkąd zostawiła ją bez słowa po poznaniu prawdy, odwróciła się i wbiegła do środka, ani razu nie podjęła próby zaczęcia kolejnej rozmowy. Nie była jeszcze gotowa. Potrzebowała sobie wszystko poukładać w głowie.

A teraz, patrząc na Felicię, utwierdziła się w przekonaniu, że przez całą noc i ranek nie poczyniła w tej kwestii żadnych postępów.

Ścisnęła kawę tak mocno, że zaczęła ją parzyć, jednak Lea nie zamierzała rozluźnić palców. Opuściła wzrok, czekając na rozwój wydarzeń. Mimo że sama nie zdawała sobie z tego sprawy, część jej podświadomości liczyła na coś więcej. Jakieś dalsze wyjaśnienia, wyznania. Pragnęła usłyszeć od niej coś bezpośredniego. A jednocześnie się tego obawiała.

Ale Felicia powiedziała tylko:

— Znowu zostawiłaś grzebień w łazience. Wpadł gdzieś, nie mogę go wyciągnąć.

Lea parsknęła śmiechem, chociaż nie dało się w nim wyczuć ani odrobiny radości.

Faktycznie, sama przypadkowo go tam strąciła poprzedniej nocy, tuż po powrocie z dworu, ale była wtedy tak zajęta innymi rzeczami, że nawet nie próbowała go wydostać.

— To nic. — Przez ściśnięte gardło jej głos brzmiał tak słabo, jakby mówiła z przyłożonym do ust szalikiem.

Felicia nie odpowiedziała, jedynie się odwróciła i wyszła.

Lea w ostatnim momencie podniosła wzrok. Zobaczyła tylko jej plecy, na które opadały związane nisko włosy, znów jedwabiste i lśniące. A potem dziewczyna skręciła do innego pomieszczenia.

❝Po nici Ariadny❞ | Dwoje wybranychOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz