[XXII] 𝐓𝐘𝐋𝐄𝐑

48 15 0
                                    

SAM NIE WIEDZIAŁ, czego oczekiwał. Ale na pewno nie tego, że od razu zachce mu się wymiotować.

No dobrze. Naiwnie byłoby sądzić, iż smak jakiejś mikstury dostarczonej przez boginię zdrady okaże się nie wiadomo jak słodki i cudowny. Ale nie dało się też przewidzieć, że będzie aż tak źle.

Tyler oparł się o najbliższą ścianę, czując, jakby wypalało mu gardło. Powrót do Caitlin absolutnie nie wchodził już w grę. W chwili, gdy z jego ust wyrwało się pierwsze przekleństwo, uzmysłowił sobie, że nie ma pojęcia, co właściwie zażył. Oczywiście wcześniej też o tym wiedział, teraz jednak ta świadomość uderzyła go z dwukrotnie większą mocą. Może Apate chciała go po prostu zabić, żeby później jej nie przeszkadzał. A on sam się na to zgodził. Tak, zdecydowanie było to głupie. Ale z drugiej strony, nie miał żadnego lepszego pomysłu. Musiał chociaż spróbować.

Nie wiedział, jak długo dochodził do siebie, ale w pewnym momencie ukłucie w żołądku ustało. Wszystko wróciło do normy, nie czuł nawet posmaku mikstury w ustach. Omiótł wzrokiem okolicę. Nie dostrzegł żadnych zmian.

Czy to nie miało czasami jakoś zadziałać?

Zaklnął znowu, tym razem w myślach. Nie mógł tak tkwić w miejscu, jeśli nie chciał, by ktoś zwrócił na niego uwagę. Najgorzej, gdyby tym kimś okazał się Bellerofont albo ktoś z jego znajomych. Jedyną słuszną opcją wydawało się więc po prostu wrócić do siebie.

Może skutki pojawią się później. Bo przecież Apate nie dałaby mu bezużytecznej buteleczki — tego był pewien. Musiała mieć w tym jakiś cel. I to taki, który w pierwszej kolejności gwarantował korzyści dla niej.

Idąc do domu, wybrał drogę na około. Co z tego, że szedł dłużej? Liczyło się, że nie znaleźli go tam ani Caitlin, ani co gorsza Bellerofont, oboje mający słuszne powody, by domagać się wyjaśnień. I dlatego Tyler miał nadzieję, że żadnego z nich nigdy więcej nie zobaczy.

Czy te nadzieje się spełniły? Trochę tak, trochę nie.

***

Reszta dnia upłynęła mu zaskakująco spokojnie. A może po prostu wszystko, w czym nie uczestniczyła Apate, zaczął postrzegać jako spokojne. W każdym razie mógł nawet od razu ruszyć w drogę powrotną do Rzymu, jednak uznał, że warto jeszcze trochę zostać — na wypadek, gdyby miał przegapić coś ważnego.

Jak się później okazało, to była dobra decyzja. Przez ten czas zdążył dowiedzieć się paru istotnych rzeczy, które mogły się przydać.

Po pierwsze, nie wszyscy herosi byli świadomi nadchodzącego kryzysu. Mniej więcej połowa mieszkańców wymiaru spotkanych przez Tylera nie miała o niczym bladego pojęcia. Niestety, w tej niewiedzy trwali głównie jacyś pomniejsi półbogowie i legatariusze, natomiast ci najpotężniejsi i najsłynniejsi już się przygotowywali.

Po drugie, te przygotowania polegały na knuciu planów ataku na normalny, współczesny świat. Co prawda Tyler nie dostrzegł jeszcze, by ktoś na poważnie obmyślał sensowną, dobrą strategię — słyszał tylko pojedyncze, niedopracowane pomysły, rzucane pod wpływem emocji przez mało kompetentne osoby. Niemniej musiał brać pod uwagę nawet najgorsze opcje.

A po trzecie, zdarzali się także herosi, do których najnowsze wieści wprawdzie dotarły, ale oni w nie nie uwierzyli. Czy to dobrze, czy źle, pozostawało kwestią sporną, bo w wyniku licznych dyskusji, konfliktów i oskarżeń o kłamstwa dochodziło do coraz poważniejszych walk.

Jedno było pewne: należało jak najszybciej uporać się z tym całym bałaganem.

Kiedy Tyler wrócił do domu, zapadał już zmrok. Wydarzenia, które miały miejsce tego dnia, poskutkowały wreszcie sporym zmęczeniem, ale chłopak poczuł je dopiero, gdy jego wzrok padł na miejsce do spania. Miejsce nawet w połowie niedorównujące dawnej pryczy w Obozie Jupiter ani tym bardziej normalnemu łóżku za czasów, kiedy mieszkał w zwyczajnym domu, jednak to jedyne, w zasadzie najlepsze, jakie mógł teraz mieć.

❝Po nici Ariadny❞ | Dwoje wybranychOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz