[LI] 𝐓𝐘𝐋𝐄𝐑

82 13 0
                                    

DOCIERAJĄCY Z KUCHNI ZAPACH CYNAMONU mieszał się z wonią kwiatów za oknem, które w kolosalnych ilościach otaczały cały dom. Dwa lata temu nie było ich tak wiele. Wyrosły pięknie tylko i wyłącznie dzięki Claire oraz jej mieszkającej niedaleko koleżance. Co zaskakujące, pod pewnymi względami Rzymianka nadawała się na córkę Ceres — poza rozmaitymi rodzajami broni interesowała się też florystyką. Dlatego nie podobało jej się w wymiarze, gdzie tak często musiała podróżować, bo z pewnością wolałaby zostać dłużej w jednym miejscu. Poprosiła więc znajomą dziewczynę o trudnym do zapamiętania imieniu (nie wspominając nawet o wymawianiu), by zajmowała się kwiatami pod jej nieobecność.

Tyler nie był pewien, dlaczego myślał o tym akurat teraz. Może po prostu te zapachy były jedyną przyjemną rzeczą, jaką czuł.

W głowie mu się kręciło, skronie pulsowały, mięśnie miał obolałe, a obraz przed oczami co chwilę się zamazywał. I miał wszystkiego dosyć. Mimo to próbował się skupić na słowach Larry'ego streszczającego pokrótce najświeższe informacje.

Larry był chyba jedyną osobą, która mu się nie narzucała, co wydawało się trochę zaskakujące. Zawsze w Obozie Jupiter to on snuł najczarniejsze scenariusze, psuł wszystkim morale, narzekał z niezwykłą pasją i determinacją. Miał szczęście, że wywodził się z oddanej legionowi rodziny z Nowego Rzymu, nieźle radził sobie w walce i zdobył stanowisko senatora.

Ale z drugiej strony, był w porządku. Na swój dosyć specyficzny sposób.

Tyler utwierdził się w swoim przekonaniu podczas tej rozmowy. Lea obraziła się na niego, Claire podchodziła do rzeczy irytująco racjonalnie, Bellerofont po prostu wybuchnął złością, a Luis był taki... no, w sumie to wyrozumiały, czy jakkolwiek to nazwać, ale przy tym strasznie i niepotrzebnie zagłębiał się w sprawę. A Larry trzymał odpowiedni dystans. Idealny.

— Nie widziałem tych wszystkich rysunków Rachel — mówił, obracając sobie miecz w dłoniach podczas przeglądania zawartości kuchennej szafki tak swobodnie, jakby obkręcał kółko od kluczyków na palcu. — Ale gadałem o tym z Owenem, no wiesz, i podobno na jednym był Ogród Bachusa. Mówi ci to coś?

Brwi Tylera odruchowo ściągnęły się najmocniej jak tylko możliwe, by zatuszować dziwne uczucie ciepła i tęsknoty, które nagle rozlało się w jego piersi. Pamiętał Ogród Bachusa z Obozu Jupiter. Zastanawiał się, gdy po odbudowie wyglądał tak samo, podobnie czy może zupełnie inaczej. Tak jak w przypadku każdego innego dobrze znanego mu miejsca.

Nie odważył się jednak zapytać. Zresztą, zaraz potem jego myśli zajęło coś ważniejszego — skoro ogród pojawił się w wizji wyroczni i Rachel uznała ten obraz za dostatecznie ważny, żeby umieścić go na rysunku, to proste wnioski nasuwały się same.

Miał jakiś związek z przepowiednią, chociaż to było kompletnie pozbawione sensu. Niby jak Ogród Bachusa wiązał się z wymiarem i portalem?

Chyba że...

— Nie — odparł Tyler wymijająco.

W ten sposób udało mu zakończyć całą znaczącą część rozmowy.

Nieco później pieczenie w skroniach coraz usilniej dawało o sobie znać. W naprawdę ogromnej złości i desperacji Tylerowi przyszło do głowy, że w którymś momencie może spodziewać się kolejnej wizyty Apate. W końcu ostatnimi czasy fatygowała się do niego dość często. Ale gdy tylko o tym pomyślał, uzmysłowił sobie, że bogini zawsze pojawiała się w najmniej oczekiwanych chwilach. Więc teraz na pewno nie.

Dziwne. Jeszcze niedawno cieszyłby go brak jej towarzystwa. Teraz jednak chciał wyładować wreszcie cały gniew, żądać wyjaśnień od kogoś, kto faktycznie na to zasługiwał. Apate nadawałaby się idealnie, toteż oczywiście nie przychodziła.

❝Po nici Ariadny❞ | Dwoje wybranychOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz