[XXIII] 𝐋𝐔𝐈𝐒

61 15 1
                                    

NIE, IDIOTO — twarz Lei z każdą chwilą traciła swój normalny kolor na rzecz wściekłej czerwieni. — Na każdą misję posyła się trzy osoby. Nie ma opcji, że...

— Wyjątki się zdarzają  — przerwał Larry. — Ta misja się nie uda bez śmiertelniczki z jasnym wzrokiem.

Mierzyli się wzrokiem jakieś dziesięć sekund, milcząc. Gdyby gadali trochę głośniej, z pewnością zrobiliby niezłe przedstawienie dla wszystkich przechodniów, których mijali. Pojedynek spojrzeń mógłby pewnie trwać dłużej, ale gdy zatrzymali się na skrzyżowaniu, w miejscu, gdzie żeby wrócić do siebie, musieli się rozdzielić, zatrzymali się.

— Lea — odezwał się Luis — spójrz na to racjonalnie.

Wtedy dziewczyna wybałuszyła oczy i odwróciła się do niego.

— I ty przeciwko mnie? Sam mówiłeś, że nie chcesz w to wciągać za dużo osób.

— No bo nie chcę — przyznał. — Ale nie mam lepszego pomysłu.

Lea wzięła głęboki wdech. Odkąd Larry oznajmił, że choć nitka wskazała drogę i miejsce docelowe, to do przejścia przez portal potrzebują śmiertelnika zdolnego przejrzeć Mgłę, dziewczyna dosłownie się załamała.

— A nie możemy wziąć Rachel? — spytała. — Ona jest zawsze chętna.

Larry zmarszczył czoło.

— Wyrocznia w równoległym, stworzonym przez Chaos portalu? To nie jest najlepszy pomysł. Ta twoja znajoma będzie idealna. Nie jest związana z niczym...

— Ale ona jest okropna — burknęła Lea.

— Jest? — Larry przeniósł wzrok na Luisa.

Luis wzruszył ramionami.

— Bez przesady.

— Weźmy kogoś innego — naciskała Lea. — Proszę.

Determinacja malująca się w jej oczach była naprawdę ogromna. W innych okolicznościach Luis byłby pewnie skłonny jej ustąpić. Ale nie teraz, kiedy nie mieli innego wyjścia.

— Najpierw trzeba z nią porozmawiać — powiedział tak spokojnym tonem, na jaki potrafił się zdobyć. Podziałało, bo na twarzy Lei stopniowo zaczęło pojawiać się opanowanie. — Wcześniej chciała z nami iść, ale mogła zmienić zdanie. W końcu sam ją zniechęcałem. Jeśli się nie zgodzi, będziemy musieli wymyślić coś innego.

Larry przeczesał palcami włosy.

— Zdecydujcie się szybciej. Z Sacramento do Nowego Jorku nie jest tak blisko, jakbyście nie wiedzieli.

Oboje spojrzeli na Leę. Napięcie trwało kolejne kilka sekund. Dziewczyna wciąż nie wydawała się zachwycona koncepcją współpracy ze śmiertelniczką z jej klasy, jednak spieranie się nic jej nie dawało. Nie miała żadnego wsparcia.

Finalnie tylko westchnęła. Ramiona jej opadły.

— Okej — wyrzuciła z siebie to słowo jak najgorsze przekleństwo. — Wyślę do niej iryfon. Ale jeżeli coś pójdzie nie tak, to nie będzie moja wina. Pamiętajcie, że ja jej nie chciałam.

Larry zachował poważny wyraz twarzy, ale w jego oczach rozbłysły iskierki rozbawienia.

— Och, nie ma sprawy.

Nawet w jego głosie było słychać, że stara się nie roześmiać.

— Chcesz, żebym poszedł z tobą? — spytał Leę Luis, chociaż właściwie nie był przygotowany na odmowę. Nie bardzo wiedział, dlaczego się tak nie lubiła z tą dziewczyną. Zdarzyło się, że wspominała coś o swoich znajomych z liceum, ale nigdy nie wchodziła w szczegóły. Sądząc jednak po rozmowie, którą odbyły w jego obecności, szczerze wątpił, czy dadzą radę same się dogadać.

❝Po nici Ariadny❞ | Dwoje wybranychOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz