[XXIX] 𝐋𝐔𝐈𝐒

46 14 0
                                    

DZIWNIE BYŁO NIE SŁYSZEĆ NARZEKANIA LARRY'EGO PRZEZ TAK DŁUGI CZAS. Było to jeszcze dziwniejsze niż przebywanie w starym pałacu króla Syzyfa znajdującym się w stworzonym przez Chaos równoległym wymiarze, do którego dostali się przez magiczny portal.

Felicia miała w sobie coś, co wyprało tego chłopaka z całej osobowości. Ale może, w tym przypadku, to i lepiej, bo morale grupy gwałtownie wzrosły. Stojąc na tle pałacowych korytarzy w swoim uderzająco współczesnym stroju, wydawała się tam kompletnie nie pasować — zresztą jak oni wszyscy. Larry jednak zdawał się tym nie przejmować. Co chwilę zerkał w jej stronę z zachwytem w oczach, jakby jej granatowe dżinsy i oliwkowa bluzka z długimi rękawami idealnie pasowały do scenerii ze starożytnej Grecji.

Luis przeciwnie, nie był zachwycony perspektywą przebywania tutaj.

Jasne, sam chciał się tutaj dostać. Ale tylko w jednym bardzo konkretnym celu, po którego spełnieniu zamierzał od razu (no... w miarę możliwości) się zmywać.

A kiedy faktycznie tutaj dotarł, nabrał do tych planów jeszcze więcej pewności.

Nie podobało mu się. Oczywiście dla większości herosów wymiar przypominał istny raj — szczególnie po tym, jak wydostali się z Pól Kary albo Łąk Asfodelowych. Zapewne znaleźli coś w rodzaju Elizjum, do którego znacznie łatwiej się dostać, o ile jest się już martwym. Ale w porównaniu do prawdziwego, realnego świata... Cóż, wybranie lepszego miejsca nie sprawiało specjalnej trudności.

W pałacu unosił się zapach typowy dla starych, opuszczonych budowli. Na jednym z korytarzy znaleźli nadtłuczony kielich na podłodze, który kiedyś wypełniał zapewne jakiś napój. Luisowi przyszło do głowy, jaki konkretnie: ambrozja. Napój bogów (dosłownie) mógł zostać tak niedbale rzucony na podłogę nie w byle jakim miejscu. To była dawna siedziba Syzyfa.

Tak wydedukowała Lea, pojawiwszy się w drzwiach ogromnego pomieszczenia (po rozmowie z Ikelosem, jak twierdziła) dosłownie parę sekund po tym, jak Luis przekroczył barierę dzielącą wymiar z lasem obok Obozu Herosów. A potem natknęli się na dowód, który tę teorię potwierdzał.

— Wychodzimy — oznajmiła Lea, idąc jako pierwsza przez ponury korytarz. — No już.

Wspaniały pomysł. Ogromny, opuszczony pałac nie różnił się znacząco od nawiedzonych domów z horrorów, gdzie na każdym kroku miało się wrażenie, że coś czai się za rogiem. Był tylko jeden problem.

— Wiesz w ogóle, którędy do wyjścia? — zapytał Luis.

Dziewczyna spojrzała na niego przez ramię i uśmiechnęła się.

— Polegam na swojej intuicji.

— No to zginęliśmy — mruknęła Felicia, ale na tyle cicho, że chyba nikt poza Luisem jej nie usłyszał.

Ostatecznie jednak nie zginęli, a Lea z dumą wyszła na światło dnia. Przypięła sobie sztylet przy pasie, po czym zdjęła bluzę i zawiązała ją wokół talii.

— Widzicie? Udało się.

W zasadzie nikt z nich nie miał żadnej pewności, w którą stronę iść, dlatego gdyby się nie udało, i tak dalej by za nią szli.

Na zewnątrz było równie źle.

Ze wzgórza był doskonały widok na miasto, starożytny Korynt w pełnej okazałości. Myśl, że mieszkało tam mnóstwo wskrzeszonych przez Chaos herosów, którzy za życia z jakiś powodów znienawidzili Olimpijczyków i cieszyliby się z ich zagłady, potrafiła bardzo skutecznie przyprawić o mdłości.

Rzecz jasna, nie dało się zapomnieć o innych, także pokrzepiających faktach.

Oni wszyscy mogli dostać się prosto do Obozu Herosów.

❝Po nici Ariadny❞ | Dwoje wybranychOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz