[XL] 𝐓𝐘𝐋𝐄𝐑

46 14 0
                                    

HAŁAS NIE BYŁ TAK GŁOŚNY jak poprzednim razem. Mimo to przyniósł mu trochę ponurej satysfakcji — podobnie jak myśl, że Apate się nie ucieszy na wieść o zniszczonym talizmanie.

Może wcześniej były jeszcze jakieś szanse, żeby go naprawić. Teraz już nie bardzo.

Tyler wziął głęboki wdech. Frustracja ogarniała go do tego stopnia, że przez pewien czas nic do niego nie docierało.

To nie był koniec problemów. Obiecał Lei, że się później spotkają, ale plany się zmieniły. Spodziewał się więc, że dziewczyna nie przyjmie za dobrze takich wieści, ale miał to gdzieś. Z Claire sytuacja znacznie bardziej się komplikowała, jako że do tej pory prawie zawsze trzymali się razem.

Trudno — pomyślał. Miał na głowie poważniejsze zmartwienia. Na przykład Bellerofonta. Odebrał mu wprawdzie nić Ariadny z wymiaru, jednak teraz syn Posejdona mógł zdobyć drugą, tę oryginalną.

A może nie... Może wcale o niej nie wiedział. Niewykluczone, choć z drugiej strony — skoro pomówienia rozchodziły się w tak błyskawicznym tempie — pozostawało jedynie kwestią czasu aż się dowie, toteż warto było zachować ostrożność.

Tyle że Tyler nie był w stanie na poważnie tego rozważać. Nie po tym co zrobił. Luis Ward wiedział, gdzie jest nitka i to musiało wystarczyć.

Lecz mimo wszystko automatycznie wrócił pamięcią do ostatniego spotkania z Bellerofontem, tuż przed tym jak Lea Farewall podeszła do niego od tyłu, zachowując się jakby nigdy nic, po czym wyprowadziła na zewnątrz i zażądała wyjaśnień...

Było to niedługo po aferze w teatrze. Najpierw natknął się na tego chłopaka z kręconymi ciemnymi włosami (zapomniał już jak się nazywał), jednego z herosów zmarłych we współczesności. A później przyłączyła się ta dziewczyna. Jej imię akurat zapamiętał, ale to dlatego, że brzmiało ono Antygona. Słynna postać ze słynnego mitu siedziała przed sobie przed nim w prostej sukience, nie wyróżniając się szczególnie z tłumu i rozprawiając w najlepsze o zagrożeniu zarówno ze strony Apate, jak i części herosów, z wyraźnym przejęciem w swoich ciemnych bystrych oczach. Gdyby mu się nie przedstawiła, w życiu by się nie domyślił, na kogo patrzy. A przy okazji dowiedział się, że bogini zdrady (i Chaos) podchodzili do używania słowa heros nieco luźniej niż sądził, bez nacisku na pochodzenie.

W zasadzie sam miał dość dalekie boskie korzenie, ale od tamtej pory zaczęło go ciekawić, ilu mieszkańców portalu to tak naprawdę półbogowie czy legatariusze, a ilu — zwykli śmiertelnicy. Pewnie widzieli przez Mgłę, chociaż... może nie wszyscy. Może kręciło się tu trochę nieświadomych w pełni, wskrzeszonych dusz z Hadesu. Na samą myśl poczuł, że nienawidzi tego miejsca jeszcze bardziej. Spędził tu dwa lata, a mimo to nadal dowiadywał się nowych rzeczy.

W każdym razie, Antygona uprzedziła go od razu, że Bellerofont będzie próbował zacząć sprzeczkę.

Z nami możesz porozmawiać na spokojnie, ale on jest wściekły — oznajmiła, stawiając sprawę jasno od samego początku.

I nie myliła się. Gdy Bellerofont wpadł do środka, ewidentnie świerzbiły go palce do pojedynku. Do którego by doszło, gdyby nie interwencja Antygony. Finalnie doszli do porozumienia, przynajmniej oficjalnie.

Nic dziwnego, że syn Posejdona tak zareagował. Miał pełne podstawy, żeby chcieć mu coś zrobić (co niezbyt Tylera w tamtej chwili obchodziło). Co prawda podczas ostatniej rozmowy i zawierania umowy wydawał się spokojny. Ale dosłownie chwilę wcześniej zabił innego herosa na oczach całego tłumu i...

Tyler nagle zamarł. To wspomnienie... Dlaczego wcześniej na to nie wpadł?

Kiedy Bellerofont walczył, jego niebiesko-zielone tęczówki świeciły żywym, mocnym odcieniem czerwieni. Na początku Tyler sądził, że tylko mu się tak zdaje. Ale wraz z upływem czasu nabierało to coraz więcej sensu.

Ten kolor... Dokładnie taki sam kolor miała mikstura od Apate. I ten blask bijący od talizmanu. I możliwe, że oczy Tylera też, przed chwilą, na krótki czas. Nie mógł tego wiedzieć, tylko Luis go widział, a jego przecież nie mógł zapytać. Dał mu jasno do zrozumienia, że nie chce go widzieć. Tak jasno (choć to była nieprawda) że Luis chyba poczuł to samo. A poza tym, nabrałby jeszcze podejrzeń.

Dlaczego każda myśl, którą podejmował, sprowadzała się prędzej czy później do Luisa?

Odetchnął jeszcze raz i odszedł na bok, czując pod butami odłamki talizmanu. Mógłby co prawda posłać je tak, żeby całkowicie go ominęły. Jednak w tamtym momencie pod wpływem silnej złości ledwie zdołał się skupić na tyle, by nie wpadły mu do oczu.

Spróbował uporządkować sobie wszystko w głowie. Od nowa. Bellerofont prawdopodobnie miał jakieś informacje. Tyle że współpraca z nim nie wchodziła w grę — i to nie tylko dlatego, że Antygona pomogła im uzgodnić, żeby nie mieszali się w swoje sprawy, ani nie pomagając, ani nie utrudniając. Ten powód był oficjalny. W rzeczywistości chodziło o coś bardziej... osobistego. I w sumie głupiego.

Podobnie jak z Faetonem.

Zacisnął usta.

Zostało sześć dni, żeby uporać się z Bellerofontem, Peliasem, Apate i każdym innym kto stał mu na drodze.

Sześć dni do końca istnienia wymiaru.

Sześć dni do końca... wszystkiego. A przynajmniej dla niego.

___________________

Notka
I tak oto kończymy najkrótszy jak dotąd rozdział. Chcę tylko powiedzieć, że mimo że cała akcja wyszła gorzej, dużo gorzej niż to wyglądało w mojej głowie, to czuję satysfakcję, bo w końcu nie mam wrażenia, że fabuła przynudza. I w końcu zaczęłam najbardziej porąbany (jeden z moich ulubionych) wątków.
Dziękuję za przeczytanie i do następnego!

❝Po nici Ariadny❞ | Dwoje wybranychOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz