[LIX] 𝐋𝐔𝐈𝐒

80 12 0
                                    

NIE WIEDZIAŁ, KIEDY NASTĄPIŁ PRZEŁOM — to znaczy, kiedy ciemność zaczęła przeobrażać się w niewyraźną mgłę. W pewnym momencie po prostu to się stało. Ale w którym dokładnie? Nie miał pojęcia.

Zanim zarejestrował jakikolwiek obraz przed sobą, poczuł ujmujący ból w okolicach karku, od którego aż się wzdrygnął. Zacisnął mocniej powieki, a potem znowu je uniósł. Świadomość wracała. Już prawie.

— Luis.

Głos wydawał się niewyraźny, jakby dobiegający z daleka. Czarne plamy zatańczyły mu przed oczami, przyćmiewając widoczność. Dopiero po chwili odsunęły się i wreszcie znikły całkowicie.

W pierwszej setnej sekundzie skupił się na tym, na co automatycznie padł jego wzrok. Był to fragment jednego z pomieszczeń urządzonych w dawnym stylu, w większości pusty, tylko w rogu stała jedna podniszczona półka. Prawdopodobnie pusta.

W drugiej — umysł zaczął pracować na tyle, żeby przypomnieć sobie najważniejsze fakty. Co się ostatnio działo. Skiron. Tyler. Ino. Larry.

Właśnie, Larry.

Luis nie pamiętał, kiedy ostatnio rozbudził się tak prędko. Gwałtownie poderwał się do góry, z impetem uderzając o coś czołem. To było niechcący, ale pożałował.

Larry syknął, zaciskając zęby. Miał tyle czelności, żeby spojrzeć mu w oczy.

— Luis, poczekaj. Nie wstawaj...

Więc oczywiście spróbował wstać. Teraz, kiedy już w pełni odzyskał przytomność, ogarnęła go tak silna frustracja, jakiej nie czuł od... sam nie wiedział, od jak dawna.

— Zostaw mnie — wycedził, gdy Larry usiłował go powstrzymać.

Bez skutku. Odruchowo sięgnął ręką do pasa, tam, gdzie zwykle miał przypięty miecz.

Nie było go. Oczywiście.

Przez tę jedną krótką chwilę w jego głowie wydarzyło się tyle, że sam nie mógł zdecydować, co zasługuje na najwięcej uwagi. A to jeszcze podsyciło jego złość.

Chciał odepchnąć Larry'ego od siebie. Po prostu, jak najdalej. Nie pamiętał, żeby w ogóle uruchamiał swoją moc. To się stało automatycznie.

Larry wzdrygnął się, czując warstwę lodu na ramieniu, ale nie ustąpił.

— Posłuchaj mnie tylko, dobra?

Dosłownie w ostatniej chwili mgła wściekłości rozsunęła się, ukazując parę istotnych szczegółów, których Luis wcześniej nie dostrzegł. W niebieskich oczach Larry'ego malował się nie tylko upór, ale także coś w rodzaju żalu. Górna warga lekko mu drżała. Musiał być zdenerwowany. Może ta świadomość, a może jego mocny uścisk rozbudził stłumiony gdzieś głos rozsądku.

Luis odetchnął, rozluźnił mięśnie. Nie poczuł się wcale mniej fatalnie, po prostu potrzebował wyjaśnień. Jakkolwiek wizja bezmyślnego wyładowania złości wydawała mu się kusząca, należało odłożyć ją na później.

Lód zaczął powoli topnieć, a wtedy Larry się odsunął. Jego oczy błyszczały — lecz nie był to jego typowy zawadiacki błysk. Sugerował raczej, że jest na skraju załamania, co... no, trochę nie pasowało.

— To nie był mój pomysł — zaznaczył, nieudolnie siląc się na spokojny ton. — Nie planowałem tego, naprawdę. Przepraszam.

Brzmiał tak żałośnie, że Luisowi może zrobiłoby się go szkoda... z naciskiem na może, w innych okolicznościach.

❝Po nici Ariadny❞ | Dwoje wybranychOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz