[LVII] 𝐓𝐘𝐋𝐄𝐑

54 12 0
                                    

POTĘŻNY GRZMOT PONIÓSŁ SIĘ PRZEZ MIASTO, a zaraz potem rozpętała się ulewa.

Bębnienie kropli deszczu w jakiś absurdalny sposób wydawało mu się przyjemnym, uspokajającym dźwiękiem. Jedna uderzała rytmicznie za drugą, najpierw powoli, później — coraz szybciej. Było trudno za tym nadążyć, ale dawał radę. Wystarczyło tylko prędko reagować. Jak podczas bitwy.

Raz, dwa. Raz, dwa. I tak w kółko.

Ile czasu to trwało?

— Tyler! — znajomy głos przywołał go do rzeczywistości.

Spojrzał za siebie, odgarniając wilgotne kosmyki, które przykleiły mu się do czoła. Claire stała w otwartych drzwiach, krzywiąc się. W oczach miała wyraźne zmęczenie.

Tyler zmarszczył brwi. Zaczynało mu się trochę kręcić w głowie, znowu.

— Ciągle tu jesteś? — zapytał niechętnie.

Na jej miejscu Lea Farewall by prychnęła i odpowiedziała jakąś docinką, w wyniku czego pokłóciliby się jeszcze bardziej. Ale wyraz twarzy Claire ani odrobinę się nie zmienił. Oznajmiła stanowczo:

— Nigdzie się nie ruszę, dopóki nie porozmawiamy.

Odkąd przyszła, powtarzała to jak mantrę. Powoli robiło się to denerwujące.

Przekręciwszy oczami, Tyler się od niej odwrócił. Oczywiście nie wystarczyło. Rzymianka wciąż nie zamierzała dać za wygraną.

— A w ogóle — zawołała — wracaj do środka. Są pewne wydarzenia, na które lepiej się nie przeziębić, wiesz? Matura, starcie z boginią zdrady w wymiarze Chaosu i...

— Claire — zacisnął powieki, jakby w ten sposób mógł odciąć się od jej głosu. — Zajmij się sobą.

Przez chwilę nie odpowiadała. Słychać było tylko stukanie kropel deszczu.

Potem rozległy się kroki. Na początku ciche i łagodne, ale wkrótce dołączył do nich odgłos chlapania wilgotnej ziemi.

Tyler otworzył oczy. Wiedział, że Claire stoi tuż obok. Potrafił sobie wyobrazić, jak deszcz przyciemnia jej jasną, szarą bluzę, a włosy stają się mokre i oklapnięte. Mimo to miał pewność, że determinacja w jej spojrzeniu nie chwieje się ani na sekundę.

Odczekała moment, zanim się odezwała. Kiedy już to zrobiła, zabrzmiała ciszej niż przedtem, jednak z taką samą zaciętością.

— Nie trafiłam tutaj, żeby zajmować się sobą. Nam wszystkim... chodzi o coś więcej, prawda? — z pewnością było to pytanie retoryczne. — Nie masz złych intencji, po prostu wybierasz złą metodę.

— Wiem co robię — rzucił wymijająco.

Miał ochotę odejść, ale spodziewał się, że Claire podąży za nim. Taka wizja niekoniecznie mu się uśmiechała. Zwłaszcza że zaczynało padać naprawdę mocno. Czuł, jak przemiękają mu buty. Powinien wrócić już dawno, jednak... potrzebował świeżego powietrza. Tutaj głowa odrobinę mniej go bolała.

Spojrzał na Rzymiankę kątem oka. Zacisnęła usta i pokręciła głową.

— Tak ci się wydaje.

Po czym wzięła głęboki oddech, szykując się do poważniejszego wyznania.

Początkowo Tyler miał nawet nadzieję usłyszeć coś, co by mu się teraz przydało albo pomogło zachować trzeźwość umysłu. Oczywiście się rozczarował.

— Sytuacja wygląda kiepsko — zaczęła Claire. — Rozmawiałam przez iryfon z Leą i przekazała, że...

— Nie kończ — przerwał Tyler w ostatniej chwili.

❝Po nici Ariadny❞ | Dwoje wybranychOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz