TYLER MUSIAŁ WRÓCIĆ PÓŹNYM WIECZOREM albo w nocy. Lea nie była pewna, ale takie wnioski same jej się nasuwały. Położyła się spać krótko po tym, jak Luis przyszedł do jej tymczasowego pokoju (kolejnego w tym tygodniu), odłożył książkę, informując lakonicznie, że Claire ją zwraca, po czym wyszedł. Wyglądał przy tym na tak zmęczonego, że Lea miała ochotę za nim zawołać, jednak ostatecznie się powstrzymała. Może i powinni unikać niepotrzebnych sprzeczek, lecz trudno było siedzieć cicho i się nie skarżyć.
Dziewczyna myślała, że nie da rady zbyt prędko zasnąć. Ale gdy tak siedziała, wyczerpana wydarzeniami, jakie miały miejsce w ostatnich dniach i gapiła się na tę przeklętą, niemożliwą do rozszyfrowania książkę, nawet nie wiedziała kiedy odpłynęła do krainy Morfeusza.
Jej sny, niestety, nie przyniosły zbyt wiele ulgi.
Na początek zobaczyła kobiecą postać stojącą na piaszczystej plaży. Fale co chwilę zalewały jej bose, pokryte piaskiem stopy, następnie się cofały, a później znów wracały. Nieznajoma była odwrócona, więc Lea nie mogła ujrzeć jej twarzy. Zwróciła natomiast uwagę na zwiewną sukienkę do ziemi, przewiązaną cienkim złotym sznurkiem w talii i skromny naszyjnik na szyi. Jej jasnobrązowa skóra lśniła w promieniach słońca, podobnie jak długie ciemne włosy opadające luźno na plecy, jedynie z boku zaplecione w dobieranego warkocza.
Spoglądała w stronę... no tak. W stronę ogromnego statku przypominającego projekt Leona Valdeza, który Lea miała okazję zobaczyć w Obozie Herosów, tylko że bez głowy smoka na dziobie. To był oryginalny statek Argo. Nie jego druga wersja, środek transportu Wielkiej Siódemki.
Czy w śnie dało się wstrzymać oddech tak, żeby to poczuć? Najwyraźniej się dało, bo Lea to właśnie zrobiła. Skojarzenia w jej głowie zaczęły układać się w sensowną całość. Kobieta na wyspie, Argo...
Ależ jasne, pamiętała tę scenę!
Chciała się odwrócić, by zobaczyć, co znajduje się za jej plecami, jednak jej ciało nie reagowało. Zaklęła z frustracji, co oczywiście nie pomogło za wiele.
Aż nagle usłyszała za sobą kroki. Nie minęła chwila, a wysoki, solidnie zbudowany młody mężczyzna zbliżył się do nieznajomej. Miał na sobie typową, grecką zbroję. Jego twarz była dobrze widoczna i Lea domyśliła się, kto to jest — Jazon, ulubiony mityczny bohater Hery.
— A zatem podjęliście decyzję? — kobieta w sukience opuściła podbródek, dotychczas uniesiony dumnie i skierowany ku statkowi.
Jej głos... wydawał się znajomy. Niekoniecznie należał do osoby, którą Lea znała. Po prostu ten sposób układania, wypowiadania słów... cóż, chyba już u kogoś go słyszała. Nie potrafiła sobie tylko przypomnieć, u kogo. Sen mącił jej trzeźwość umysłu.
Jazon opuścił ramiona i delikatnie zwilżył wargę.
— Wiesz, że... nie mamy wyboru.
— Właściwie to macie — w głosie kobiety zaczęła pobrzmiewać lekka irytacja. — Byłoby wam tutaj dobrze. Może przekleństwo wyspy w końcu by ustąpiło.
Odwróciła się gwałtownie. Jej brwi marszczyły się nad jasnobrązowymi oczami, ale ogólne rysy twarzy wydawały się lekko rozmazane, jakby Lea widziała tę postać z daleka, bez soczewek czy okularów. Wytężyła wzrok, żeby cokolwiek dostrzec. Nieznajoma miała małe oczy, mały nos i wąskie usta. Może gdyby ukazała się w wyraźniejszej wersji, kogoś by przypominała córce Iris.
Jazon wziął głęboki wdech.
— To nie jest takie proste. Chodzi o... ważną misję.
Wraz z ostatnimi słowami złość kobiety jakby wyparowała. Ramiona jej opadły, wiatr posłał jeden czarny kosmyk prosto w jej twarz.
CZYTASZ
❝Po nici Ariadny❞ | Dwoje wybranych
Fanfiction[Kontynuacja "Dwoje wybranych"] 𝐋𝐄𝐀 usiłuje zdobyć informacje. Jej najlepszym, a zarazem jedynym źródłem jest tajemnicza postać w pelerynie, którą spotyka co tydzień. Choć według Iris, bogini tęczy, poszukiwaniem ich nieprzyjaciółki Apate oraz po...