[LXI] 𝐋𝐄𝐀

62 12 0
                                    

WIECZÓR SZÓSTEGO MAJA zdecydowanie mocno zapadł Lei w pamięć. Określiłaby te wspomnienia jako chaotycznenie do końca szczęśliwe, ale też nie tragiczne. Wydarzyło się dużo rzeczy, które wywołały w niej sprzeczne emocje.

Gdy wreszcie skończyła rozmowę iryfoniczną (najcięższą w całym swoim życiu), odetchnęła głęboko. Czuła się wyczerpana jak po całym dniu zmagań z potworami w Sacramento, gdzie mityczne kreatury śledziły ją na każdym kroku. Gdy obraz się rozmył, pozostała jeszcze przez chwilę lekka, tęczowa poświata.

Ikelos przykląkł obok i położył jej rękę na ramieniu. Miała wielką, niepowstrzymaną niemal chęć, aby oprzeć się o jego pierś i zasnąć, jednak się opanowała.

— To jeszcze nie koniec, prawda? — wysapała.

Pokręcił głową.

— Nie. Ale możesz sobie pozwolić na przerwę.

Bardzo by tego chciała, lecz zaraz potem pomyślała o wszystkich problemach, które tymczasowo zostawiła. Ile się wydarzyło pod jej nieobecność?

Niepokój ścisnął ją w żołądku. Nie, odpoczynek absolutnie nie wchodził w grę.

— Chcę wracać — oznajmiła, podnosząc się gwałtownie.

Na moment obraz przed jej oczami przyćmiły ciemne plamy... ale szybko zniknęły.

Ikelos wstał zaraz po niej.

— Oczywiście. Daję ostrzeżenie.

Lea uśmiechnęła się nieznacznie na świadomość, że zapamiętał tę drobną, może trochę uszczypliwą uwagę. Jednak wkrótce musiała się skupić na czymś innym, ważniejszym. Kiedy tylko złapał ją za rękę, wszystko wokół znowu się rozmyło... po czym była już w innym miejscu.

Właśnie w tym momencie uzmysłowiła sobie, że nie wskazała konkretnie, gdzie chciałaby się znaleźć. Ikelos musiał wybrać po prostu to, skąd wyruszyli... lub też wiedział, o kim nieświadomie pomyślała w pierwszej kolejności.

Na zewnątrz strasznie padało, kiedy Lea stanęła dokładnie w tym samym miejscu, w którym wcześniej spotkała driadę. Teraz szybko pobiegła schować się w środku i dopiero po chwili obejrzała się, by sprawdzić, czy Ikelos nadal jej towarzyszy.

Faktycznie tam był, ale jego obraz zaczynał migać jak hologram. Dziewczynę mimowolnie dopadł żal — zmarnowała okazję, aby... coś zrobić.

— Nie idziesz ze mną? — zapytała, jednak bez odrobiny wyrzutu w głosie.

— Nie mogę zostać tu dłużej. Ale, Lea... zobaczymy się jeszcze. Tylko że następna okazja będzie już poza wymiarem.

Spuścił wzrok na jej rękę. Ostrożnie, dwoma palcami, trzymała różę. Nie myślała nad tym zbyt intensywnie, jednak teraz, mając się rozstać z Ikelosem, zaczęła się zastanawiać, czy cokolwiek się zmieni, skoro wykorzystała całą energię kwiatu. Póki co, nic takiego się nie działo. Róża wyglądała normalnie jak przedtem. Lea już zamierzała zapytać o to boga koszmarów, ale, usłyszawszy od niego ostatnie zdanie, przejęła się do tego stopnia, że zapomniała o wszystkim innym. A kiedy się ocknęła, otrzymała tylko ostatni tajemniczy uśmiech, ostatni błysk w srebrnych oczach i ostatnie: Powodzenia.

Po czym Ikelos zwyczajnie zniknął, pozostawiając ją samą przed domem.

Wzięła głęboki oddech. Padało już naprawdę mocno i czuła, jak jej buty przemiękają. Normalnie na myśl o ponownym spotkaniu z Felicią zawahałaby się, chociaż odrobinę, jednak ze względu na pogodę bezceremonialnie wpadła przez próg, jednocześnie klnąc pod nosem i rumieniąc się delikatnie na wspomnienie ostatniego uśmiechu Ikelosa.

❝Po nici Ariadny❞ | Dwoje wybranychOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz