[XIII] 𝐋𝐄𝐀

71 16 3
                                    

NIE, NIE, NIE.

Tak brzmiały najbardziej racjonalne myśli, na jakie Lea Farewall była w stanie zdobyć się w tym momencie. Odkąd wybiegła ze szkoły, nerwowy supeł zaciskał się w jej gardle — z każdą chwilą coraz mocniej, a gdy usłyszała ten głos wołający jej imię, ewidentnie osiągnął punkt krytyczny.

Dziewczyna gwałtownie zatrzymała się. W niekontrolowanym zdumieniu uścisk jej palców na rękojeści sztyletu rozluźnił się. Nóż upadł na ziemię, a ona nawet nie pomyślała, żeby go podnieść. Odwróciła się sztywno, ku swojemu niezadowoleniu napotykając natychmiast spojrzenie miodowobrązowych oczu.

Jak bardzo żałowała, że nie udało jej się uniknąć tej rozmowy! Ale nie spodziewała się, iż po wszystkim Felicia pójdzie jeszcze za nią. Miała już dość kłopotów na cały dzień. Teraz było już za późno, by się wycofać. Lea wzięła głęboki wdech. Z trudem stała na nogach i z trudem powstrzymywała chęć schowania się za plecami Luisa i udawania, że jej nie ma (tak by było najwygodniej).

— Dokąd się tak spieszysz? — zapytała Felicia.

Bo to ona stała na środku chodnika, zaledwie parę metrów od Lei. A fakt, że tam stała, był strasznie wytrącający z równowagi. Nie chodziło już o to, jak podpierała jedną rękę na biodrze ani jak idealnie przedzielone miała włosy związane po obu stronach twarzy, równo z linią ramion, ani nawet jak szeroki pasek podkreślał jej uderzająco szczupłą talię. Oczywiście przez te rzeczy wydawała się w klasyczny sposób dość ładna, co w połączeniu z wątpliwie przyjazną osobowością doprowadzało Leę do szału już na co dzień. Ale w tym wypadku najbardziej denerwujące było jej spojrzenie.

Półbogini nigdy nie wnikała w jej pochodzenie, bo niezbyt ją obchodziło. Ale nie mogła nie zauważyć tak charakterystycznej urody u osoby, którą widywała niemalże codziennie. Kasztanowe włosy, śniada cera, a do tego oczy - niezbyt duże, lekko pochylone, ale o ładnym złotobrązowym kolorze, otoczone wachlarzem wyraźnie podkreślonych mascarą rzęs. Teraz te oczy spoglądały z tradycyjną mieszkanką pogardy, irytacji oraz ciekawości.

Złość wzbierała Lei w piersi. Dotychczas uważała Felicię za złośliwą, ale przynajmniej normalną osobę (definicja normalności w tym przypadku obejmowała brak powiązań z jakimikolwiek bogami, herosami lub innymi mitycznymi stworzeniami). A jednak rzeczywistość po raz kolejny okazała się znacząco odbiegać od jej wcześniejszych wyobrażeń. Okazało się bowiem, że za maską stereotypowej wrednej dziewczyny rodem z serialów dla nastolatek skrywa się ktoś jeszcze bardziej przebiegły i wredny. A przynajmniej Lea tak to odbierała.

Nie chciała słychać dokładnych wyjaśnień Felicii. Nie potrzebowała ich, bo jedyne możliwe wytłumaczenie całej sytuacji nasuwało się samo. Skoro jej koleżanka z klasy ewidentnie rozumiała powagę sytuacji, skoro jeszcze przed chwilą wprost nazywała chłopaka na stołówce bogiem... Musiała zdawać sobie sprawę z powagi tego, co zaszło. Widzieć niektóre rzeczy takimi, jakie były naprawdę. Fakt, iż nie raczyła ujawnić tego wcześniej, wywoływał u Lei mieszane uczucia. Że też ze wszystkich jej śmiertelniczych znajomych, akurat Felicia musiała poznać tę drugą część jej życia! Lea wolałaby zamiast niej Hiromi albo... cóż, kogokolwiek innego. Nawet Matthew by się nadawał.

Półbogini wbiła paznokcie w dłonie. Miała nadzieję, że nie widać po niej bardzo, jak jest sfrustrowana. Usiłowała wyglądać na tak opanowaną jak tylko się dało. Przyłapała się na uporczywym przygryzaniu wargi. Zaklęła w myślach i natychmiast przestała. Musiała w końcu się tego oduczyć.

— Dokąd zazwyczaj chodzi się po szkole? — spytała z lekkim uśmiechem, ledwo odczekawszy aż Felicia skończy mówić.

Wyrzuciła z siebie te słowa, jakby były węgielkami palącymi ją w gardle, lecz liczyła, że nie wygląda na nawet w połowie tak zdenerwowaną jak w rzeczywistości. Odwróciła się na pięcie, żeby podnieść sztylet.

❝Po nici Ariadny❞ | Dwoje wybranychOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz