W końcu to dzień dziecka :D I rozdział trzynasty! :D Miłego dnia kochani!
Margo POV
Marco, Demetrio i Fabi wybrali sobie ten moment, żeby wejść do środka. Marco miał na sobie białe lniane spodnie i białą koszulę z nieodłącznie podwiniętymi rękawami. Demetrio był cały na czarno, ale jego to ciężko było spotkać w innym kolorze. Pewnie zacznie taki nosić, o ile wynajdą ciemniejszy od czarnego. Fabiano był gdzieś pomiędzy nimi: szorty, koszulka, japonki. Japonki!
Wszyscy uzbrojeni i gotowi do akcji o wiele bardziej, niż nasi oprawcy. Roześmiałam się z tego, jakie to było „cliché". Nasi obrońcy przybyli na swoich lśniących mustangach, albo raczej w mustangach, śpiesząc na pomoc damom w opresji. Niemal wyłam ze śmiechu, nie mogąc przestać. Zakrztusiłam się i parę kropel krwi znalazło się na mojej białej koszulce. Facet puścił moje włosy i cofnął się. Usiadłam na tyłku, zanosząc się histerycznym śmiechem, aż poleciały mi po policzkach łzy.
Zerknęłam na Oanę, ale ona stała za Fabmi. Teraz to już z pewnością nie zamknie się na temat tego, jaki on jest cudownie fantastyczny. Dajcie wiadro, będę rzygać. Marco ukucnął przede mną, przekładając broń do lewej ręki. Z tego jak ją trzymał, z pewnością nie robiło mu różnicy, czy używa prawej, czy lewej. Uśmiech znikł mi z twarzy. Miałam przed sobą drapieżcę, a nie łagodnego kochanka. Egzekutora.
– Podzielisz się z nami, co Cię tak rozbawiło?
Pokręciłam przecząco głową. Nie byłabym w stanie, wydusić z siebie tego, bez parskania śmiechem co sekundę. Odchyliłam się, kiedy wyciągnął w moją stronę dłoń. Taki odruch po braciszku. Nic personalnego. Jego oczy pociemniały, a ja się zreflektowałam. Otarłam łzy z twarzy, szepcząc ciche: przepraszam. Pozwoliłam się podnieść do pozycji stojącej. Dotknął kciukiem mojej puchnącej wargi. Zaprotestowałam głośnym „ała".
– Dotknął Cię? – jego głos był lodowaty.
– Nieeee – bagatelizowałam, na użytek własnych emocji, stojących na krawędzi histerii – Jedyne co się mogło stać to, że go obrzygam z obrzydzenia – zerknęłam z boku na faceta, który nadal stał z opuszczonymi spodniami. Parsknęłam z udawanym rozbawieniem. – albo udławię tym małym kawałkiem mięsa.
Podniósł mój podbródek palcem i zajrzał w oczy. Cokolwiek tam zobaczył, nie spodobało mu się. Nie wiem, może liczył na pełną histerię? Płacz i zawodzenie, jak właśnie zachowywała się Oana wczepiona w koszulę Fabiano? W moich była tylko akceptacja tego co się działo. Żadnej walki. Zacisnął mocniej usta. Podał mi swoją broń.
– Wiesz, co się z tym robi?
Sprawdziłam, czy jest nabój w komorze, zwolniłam magazynek, załadowałam z powrotem. Zabezpieczyłam, a potem zwolniłam bezpiecznik. Cień zaskoczenia przemknął przez jego tęczówki, ale znikł równie szybko, jak się tam pojawił.
– Wystarczy?
Skinął głową, robiąc pół kroku w prawo i odsłaniając obwiesia, który mnie dotykał. Czy to był jakiś test? Sprawdzał, czy byłabym w stanie pociągnąć za spust? Odebrać komuś życie? Byłam, tylko po co? Opuściłam dłoń wzdłuż biodra. Broń i tak była do niczego, jeśli napastnik nie stał dalej niż dwa metry, a nawet i wtedy liczyła się szybkość i cielność. A ja nie miałam ani jednego, ani drugiego. Przynajmniej w tej chwili z Marco, Demetrio i Fabim jako świadkami. Za to wiedziałam najważniejsze. Zawsze celuj w głowę.
– Chciałabyś coś panom od siebie przekazać? – kiwnął głową w stronę broni – Zanim ja utnę sobie z nimi pogawędkę w towarzystwie reszty?

CZYTASZ
Not My Name - Baleary tom #5
RomanceZemsta smakuje najlepiej jeśli jest serwowana na zimno. Przemyślana. Przygotowana. Mój brat stworzył mnie z niczego. Ukształtował na swój chory sposób. Nikt nie wie, jak naprawdę wyglądam. Ani jak się nazywam. Odradzam się jak feniks z popiołów i t...