rozdział szesnasty

171 40 17
                                    

Od momentu, w którym Levi mnie wyzwał, minęły dwa bardzo nudne dni

Ups! Ten obraz nie jest zgodny z naszymi wytycznymi. Aby kontynuować, spróbuj go usunąć lub użyć innego.

Od momentu, w którym Levi mnie wyzwał, minęły dwa bardzo nudne dni. Wszystko wyglądało praktycznie tak samo i nic się nie zmieniło.

Nawiązując do czarnowłosego chłopaka, nie jestem w stanie nic powiedzieć. Zdziwiło mnie jego wyznanie i to jak mnie określił. Nie mogłem na to nic poradzić, bo nawet gdybym chciał, to bym się nie dowiedział. Mimo że był na mnie zły, omijał temat szerokim łukiem, nie chcąc wyznać mi prawdy.

Tajemniczy, może odrobinę agresywny i pewny siebie niebieskooki wzbudzał prawie w każdym, choć odrobinę zainteresowania. W żadnym stopniu nie był miły, sympatyczny, ani nawet pomocny. Zachowywał się trochę jak cień, próbując się gdzieś zaszyć, tak aby nikt nie zwracał na niego uwagi.

Czy taktyka była dobra nie mnie oceniać. Widać, że nikt z nim nie próbował rozmawiać, poza paroma osobami, jakimi byli Bruno oraz Ali ale wyglądało to jedynie w ten sposób, że rzucali do niego jakimiś krótkimi zdaniami, często nie zyskując odpowiedzi.

Mimo wszystko i tak był rozpoznawalny dzięki swojemu talentowi do bicia się w ringu. Dużo osób z klubu brało z niego przykład, chociaż sami reprezentowali wysoki poziom.

Wydawało mi się, że nie do końca dobrze postąpiłem, zaczepiając Ackermanna przed klubem. Chyba chciałem dowiedzieć się, o co poszło, ale najwyraźniej on tego od nikogo nie oczekiwał. Chciałem do niego jakoś dotrzeć, ale ten skutecznie mnie zbył.

Wczoraj, ani dzisiaj chłopaka na treningu nie było. Sam osobiście się tym nie przejąłem, ponieważ nie jest nigdzie powiedziane, że każdy chodzi regularnie i nie opuszcza żadnego dnia. Każdy ma prawo poczuć się gorzej i zostać w domu, czy załatwiać jakąś inną sprawę. Zwłaszcza teraz nie miało to jakiegoś większego znaczenia, ponieważ sezon na zawody się skończył i ponownie rozpoczyna się dopiero w przyszłym roku.

- Eren, chodź na chwile! - przywołał mnie do siebie jeden z trenerów.

Był to Lamar Olson o brązowych, lecz lichych włosach i jak na wiek całkiem wysportowanej posturze. Mężczyzna nadal chodził co jakiś czas na siłownie, podnosząc ciężary z zamiarem utrzymania sylwetki. Na twarzy można było dostrzec parę solidnych zmarszczek, różne niedoskonałości, oraz przygaszone, lecz odrobinę wrogie oczy.

W porównaniu do drugiego trenera Karla, ten był o wiele bardziej surowy i nieprzyjemny. Wolałem kiedy treningi prowadził Gentry (tak brzmiało nazwisko Karla), niżeli on, ale nie mogłem narzekać. Robił to co musiał, czyli uczył swoich podopiecznych pięknego sportu.

Nie przepadałem za nim i starałem się unikać, ale dzisiaj niestety mi nie wyszło.

Po skończonym treningu podszedłem do mężczyzny, który mnie o to poprosił. Nie miałem pojęcia czego może ode mnie chcieć. Obstawiałem, że może chodzić o jakieś moje niedociągnięcia i błędy przy jakiś technikach.

- W czym problem? - stanąłem obok niego. Mimo że nie należałem do najniższych, był wyższy ode mnie.

Spojrzał na mnie zastanawiającym się spojrzeniem i podrapał się po brodzie, jakby zastanawiając się, czy aby na pewno powinien ze mną rozmawiać.

Fighters - boyxboyOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz