Szliśmy w stronę peronu powolnym i równym krokiem. Mimo że nie chciałem mieć z tym człowiekiem zbyt wiele do czynienia, to wolałem mieć go na oku. Pamiętałem opowiadania chłopaków, w których twierdzili, że idący obok mnie człowiek nie należy do tych zaprzyjaźnionych z prawem. Sam nie byłem święty, lecz mieli tutaj na myśli bardziej brutalne rzeczy, niżeli przejście na czerwonym świetle.
Z racji, że z minuty na minutę byliśmy bliżej lata, na dworze było całkiem jasno i coraz rzadziej spotykaliśmy się z ekstremalnie zimnymi temperaturami. Miałem na sobie tylko szarą bluzę i wygodne czarne spodnie. Nic więcej do szczęścia nie było mi potrzeba.
- Nie wiem, co Levi w tobie widzi. - mężczyzna o garbatym nosie i francuskim pochodzeniu w końcu zdecydował się coś powiedzieć. Chyba żaden z nas się tego nie spodziewał, ponieważ osobiście byłem pewien, że do końca naszej podróży nikt już się nie odezwie. Nie miałem ochoty słuchać tego człowieka, zwłaszcza że Levi ewidentnie miał do niego jakiś uraz.
- Na chuja go męczysz, skoro widzisz, że nie jest chętny na poprawę kontaktu? - nie nawiązałem w żaden sposób do jego poprzednich słów, ponieważ i tak nie miałem nic do powiedzenia w tym aspekcie. - Nie wiem co was łączyło, ani co się wydarzyło, choć powiem szczerze, że chętnie bym się dowiedział.
Patrzyłem na niego z dłońmi włożonymi w kieszeń. Nie było mi zimno, natomiast taka pozycja bardzo mi odpowiadała.
- Długa historia - westchnął niechętny do udzielenia odpowiedzi.
Nie dziwiłem mu się, bo nie było to raczej coś, czym chciałby się pochwalić, ale korciło mnie, aby się dowiedzieć. Co musiało się stać, że doprowadziło to Ackermanna do takiego stanu?
Po paru minutach dotarliśmy na miejsce i jak się okazało, Nicholas również miał zamiar jechać ze mną w tę samą stronę. Nie było to jakoś specjalnie dziwne, ale miałem gdzieś tam jakąś cząstkę nadziei w sobie, że nie będziemy musieli się ze sobą użerać jeszcze tutaj.
Zdecydowałem się jednak opuścić go zaraz po wejściu do środka, ponieważ wtedy miałem już pewność, że wraca do centrum, czyli prawdopodobnego miejsca zamieszkania. Zasiadłem na odosobnionym miejscu, wyjąłem telefon i zatraciłem się w głupotach, które akurat wpadły mi w oko. Pomagało mi to oderwać się od rzeczywistości i zagwozdek, które potrafiłem zadawać sobie całymi dniami.
Po dość długim czasie oczekiwania na odjazd i czas podróży w końcu dotarłem na miejsce. Z racji, że było to centrum i w pewnym sensie godziny szczytu, to ludzi było co niemiara. Przeciskanie się między nimi w ogóle na należało do przyjemnych czynności, ale nagrodą było przecież dotarcie do domu, gdzie czekał na mnie Trent.
Kiedy zbliżałem się już do wieżowca, jego osoba wyostrzała mi się coraz to bardziej i z każdym kolejnym krokiem uśmiech na ustach robił mi się coraz szerszy. Nie pamiętałem już wtedy o Leviu czy Nicholasie, ale gdyby nikt na mnie nie czekał, to zapewne tak by było. Przyjaciel rozproszył moje myśli i po cichu mu za to dziękowałem.
CZYTASZ
Fighters - boyxboy
RomanceWstrzymane prawdopodobnie nie zawszę. Przepraszam ale nie jestem w stanie. Nastoletni kick-boxer przeprowadza się do centrum Denver, aby trenować w jednym z najlepszych klubów w Stanach Zjednoczonych. Invincible Warriors nikogo prawie do siebie nie...