rozdział dziewiąty

186 49 57
                                    

Po paru minutach przyjechała zamówiona przeze mnie taksówka

Ups! Ten obraz nie jest zgodny z naszymi wytycznymi. Aby kontynuować, spróbuj go usunąć lub użyć innego.

Po paru minutach przyjechała zamówiona przeze mnie taksówka. Bruno z trudem wepchnął Levia na tylne siedzenia samochodu lokując się tuż obok niego.

Chłopak niezbyt kontaktował, lecz tak naprawdę nie wiadomo, co mogłoby mu przyjść do głowy. Jeszcze by wyleciał z auta i mielibyśmy małe problemy.

Ja zasiadłem z przodu obok kierowcy. Sprawiał wrażenie faceta po czterdziestce. Krótkie siwiejące włosy i niechlujnie ogolona broda. Wyglądał jak każdy przeciętny mężczyzna w tym wieku. Wydawało mu się, że był zmęczony, czego nie mogłem mu się dziwić. Jest późno i najchętniej położyłby się już w swoim łóżku, ale nie może, bo jeździ, odbierając pijanych nastolatków, odwożąc ich do domu.

- Gdzie panowie sobie życzą? - rozejrzał się po nas, trzymając rękę na kierownicy. Spojrzałem pytająco na Bruna, ponieważ nie wiedziałem, co chłopak miał w planach. Zabierze Levia do siebie, czy też odwiezie go do domu? Chyba powinien wiedzieć gdzie mieszka, skoro się znają.

- Leyden Street dziewięćdziesiąt pięć. - odpowiedział bez zastanowienia. Nie miałem pojęcia co to za ulica, a tym bardziej, do którego z nich należała. To pytanie cały czas mnie nurtowało i chyba zostanę zmuszony zapytać się blondyna.

- W porządku. - mężczyzna odpowiedział bez udziału żadnych emocji i wystukał wszystkie dane w GPS. Zaciekawiony odwróciłem głowę na tylne siedzenia. Levi leżał na szybie, a Bruno trzymał go bardzo blisko siebie. Kiedy w końcu odjechaliśmy, a samochód gwałtownie skręcił, zjeżdżając z pobocza, czarnowłosy chłopak nieświadomie uderzył w okno.

- Ja pierdole ile z tobą problemów - szepnął Bruno do niższego od siebie, który pewnie i tak nie zakodował sobie tych słów w głowie. Niefortunny wypadek spowodował, że delikatnie otworzył swoje powieki, jakby wracając do świata żywych, lecz nadal znajdował się otumanionym stanie.

Szarooki chwycił delikatnie ramie Ackermanna i przyciągnął go do siebie bliżej, tak, że Levi się teraz o niego opierał.

Zaśmiałem się do siebie, ponieważ świadomość, że ten cichy i ponury wicemistrz świata w kick-boxingu wydaje się teraz taki bezbronny i niewinny. Kiedy był trzeźwy, nie chciał nawet z nim gadać, a teraz leży na jego ramieniu.

- Do kogo jedziemy? - zapytałem Muellera, nadal siedząc nienaturalnie skręcony.

A mogłem usiąść z tyłu.

- Do Levia. Nie zamierzam tachać go ze sobą do domu, a ty nawet go nie znasz, więc ci tego nie proponuje - miał stu procentową rację. Mimo że się trochę o nim dowiedziałem, nie sprawia to, że w jakiś sposób zapałałem do niego sympatią. Myślę też, że ma podobne odczucia co do moich i mógłbym nie przeżyć ranka, kiedy to by obudził się w moim salonie w zupełnie obcym mieszkaniu. Jeszcze zamordowałby mnie gołymi rękoma, a myślę, że byłby do tego zdolny. - Jeszcze do tego wszystkiego, potrzebowałbym zdenerwowanych pytań moich rodziców, którzy widzą mnie wracającego o takiej godzinie do domu i to jeszcze z jakimś pijakiem. Nie, ale dzięki. - parsknął.

Fighters - boyxboyOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz