rozdział osiemnasty

138 38 14
                                    

Okazało się, że miejsce, do którego mieliśmy się udać, było oddalone od mojego mieszkania tylko jakieś dziesięć minut drogi pieszo

Ups! Ten obraz nie jest zgodny z naszymi wytycznymi. Aby kontynuować, spróbuj go usunąć lub użyć innego.

Okazało się, że miejsce, do którego mieliśmy się udać, było oddalone od mojego mieszkania tylko jakieś dziesięć minut drogi pieszo. Tak też zdecydowaliśmy, że odstawimy samochód Brendana w podziemnym parkingu i pójdziemy tam z buta.

Nie uśmiechało mi się brać tam chłopaka, bo był całkiem zbędny, natomiast stwierdził, że skoro muszę odwiedzić kawiarnie, to on mi potowarzyszy, a przy okazji zamówi jakiś słodycz. Nie mogłem na to nic poradzić, lecz tak naprawdę co mi tam. Jeszcze tylko kilka długich dni.

- Czy my na pewno dobrze idziemy? - zapytał rozkojarzony kuzyn. Co chwile za kimś lub za czymś się oglądał, podziwiając Denver. Był tu już parę razy, natomiast nigdy nie mógł nacieszyć się pięknem tego wszystkiego.

- Tak. - odpowiedziałem krótko i zwięźle. Wiedziałem, gdzie się kierowałem i byłem pewny swego. Z moich obliczeń wynikało, że powinniśmy być na miejscu za jakąś minutę.

Po jakimś czasie zatrzymaliśmy się przed budynkiem. Spojrzałem w górę, zauważając wielki szyld z nazwą kawiarni i już w tamtej chwili upewniłem się, że to jest miejsce, którego szukałem.

Kawiarnia znajdowała się wewnątrz jakiegoś dużego pokaźnego budynku obudowanego czerwonymi cegłami. Już z daleko można było dostrzec środek kawiarni przez duże szyby i szklane drzwi.

Weszliśmy do środka, a pierwszymi rzeczami, które rzuciły mi się w oczy, były surowe betonowe ściany, jak i sufit.

Pomieszczenie było w odcieniach zieleni i szarości z licznymi drewnianymi elementami. Między innymi były to średniej wielkości kwadratowe stoliczki i pseudo kanapy z zielonymi poduszkami służącymi za oparcie. W środku znajdowało się dużo różnego rodzaju liściastych roślin, którego nadawały temu miejscu odrobiny życia. Miejsc siedzących było całkiem sporo, a conajmniej połowa z nich była zajęta.

Zauważyłem dwójkę kelnerów odzianych w zielone ładne fartuszki przewiązane na brzuchu, pod którymi znalazła się przewiewna biała koszula.

Na pierwszy rzut oka Levia nigdzie nie było. Wszędzie było pełno ludzi, natomiast Ackermann był dosyć charakterystyczną osobą, którą z łatwością dałoby się wypatrzeć.

- Ale tu ładnie... - skomentował stojący obok mnie Brendan. - ciekawe co tu mają dobrego. - wyprzedził mnie i ruszył przed siebie do miejsca, w którym składa się zamówienie. Zauważyłem, że obok znajduję się szklana wystawka z różnego rodzaju słodyczami, które kusiły każdego, kto na nie spojrzał.

Mój kuzyn chyba szczególnie się nimi zachwycił, od razu zastanawiając się nad tym, co sobie kupić.

Podszedłem do lady, za którą znajdowała się jakaś młoda dziewczyna odziana w schludny uniform w zielonych odcieniach. Była zajęta parzeniem kawy, dlatego też nie od razu mnie zauważyła. Dopiero po chwili podniosła na mnie wzrok i zakomunikowała, że zaraz do mnie podejdzie.

Fighters - boyxboyOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz