rozdział dziewiętnasty

151 37 17
                                    

LEVI

Ups! Ten obraz nie jest zgodny z naszymi wytycznymi. Aby kontynuować, spróbuj go usunąć lub użyć innego.

LEVI

I czas zleciał mi tak szybko...

Nim się obejrzałem nastały Święta, a co za tym idzie mój wyjazd z Denver.

Nie byłem zupełnie samotny, jak mogłoby się wydawać, bo miałem tę małą niekoniecznie przeze mnie lubianą rodzinkę. Jedyną jednakże spokrewnioną ze mną osobą był mój ojciec, do którego niby nic nie miałem, ale jakoś nie specjalnie się z nim dogadywałem.

Jeszcze kilka lat temu spokojnie zamieszkiwaliśmy jednorodzinny skromny domek w Denver, który swoją drogą nadal mi służy, dopóki nie wyprowadził się ze swoją dziewczyną do nowego lokum. Było położone na wybrzeżach San Diego, a to wszystko za sprawką kobiety, z którą się spotykał.

My jako dwuosobowa rodzina nigdy nie należeliśmy do tej najbogatszej części miasta, ale biedni również nie byliśmy. Byliśmy przeciętni i tak też było do czasu kiedy nie znalazł sobie nowej jak się okazało całkiem majętnej partnerki.

Ja niestety jako tako z tego korzyści nie miałem prawie żadnych. Nadal mieszkałem tam, gdzie zawsze i prowadziłem swoje, całkiem przeciętne życie pomijając kilka szczegółów. Gdybym powiedział, że nie miałem, ani nadal nie mam, ochoty na zamieszkanie w jakimś pięknym miejscu z dużą ilością luksusowych przedmiotów byłoby to kłamstwem. Nie było mi to jednak dane, gdyż ojciec stwierdził, że skoro jestem pełnoletni, to jestem w stanie sam na siebie zarobić i z tego wyżyć. Mógłbym się z nim kłócić, że sam pasożytuje na Christinie i jej dorobkach, ale wiem, że mimo wszystko i tak przez ostatnie kilkadziesiąt lat ciężko pracował na to, abyśmy mieli co jeść i w co się ubrać. Nie chcę tego co ta kobieta ma do zaoferowania, ponieważ nawet jeśli mi się marzą luksusy i pieniądze, to nie czułbym się dobrze ze świadomością, że to wszystko jest od dziewczyny mojego ojca i na żadną z tych rzeczy nie zasłużyłem.

Zbliżał się wieczór i wspólna kolacja, na której mimo wszystko nie uśmiechało mi się przebywać. Nie miałem nic do żadnego członka tej rzekomej rodziny, ponieważ od samego początku wydawali się w porządku, lecz miałem wrażenie, jakbym tam nie pasował i był jakąś niepasującą częścią układanki.

Siedziałem na plaży przy oceanie, który był jedyną rzeczą, która sprawiała, że czułem się spokojny.

Zimny, natomiast przyjemnie buchający we mnie wiatr powodował, że wszystkie moje smutki i na co dzień towarzyszący mi niepokój odlatywały w zapomnienie.

Pierwszy raz miałem okazje zagościć u Mitchellów kilka dobrych lat temu.

Kobieta nie była sama, ponieważ posiadała dwójkę własnych dzieci. Byli w podobnym wieku co ja. Mimo to żaden z nich - również podobnie jak ja - nie ustabilizował się i żyją samotnie, nadal przyjeżdżając na Święta do matki. Jej dzieci nie były problematyczne i w ogóle mi nie przeszkadzały. Byłem w stanie normalnie prowadzić z nimi konwersacje jeśli tylko byłaby taka potrzeba.

Fighters - boyxboyOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz